Czas na przeprosiny

Słuchajcie, słuchajcie, czyli ”hear!, hear!” jak mówią w Izbie Gmin – prezes Kaczyński wycofał pomysł pozbawienia „tfurców” ulgi podatkowej, powiedział, że pani „Zyta Gilowska popełniła błąd”, za który i on czuje się odpowiedzialny. Czyż to nie jest sensacja, że prezes, tak zazwyczaj pewny swego, tak przekonany o swojej racji, tym razem przeprosił? Ciekawe, czy wicepremier Gilowska, tak  publicznie zdezazwuowana, uniesie się honorem i poda do dymisji? Moim zdaniem – nie. Przełknie to upokorzenie, bo dokąd mogłaby pójść? W Platformie już była, inne partie nie są dla niej dość eleganckie ani nie zdobędą władzy, a nawet gdyby, to ona jest dla nich zbyt liberalna i rozgarnięta.
Należy docenić przeprosiny prezesa. Musiały go drogo kosztować. PiS przeprasza rzadko (LPR nigdy). Ale, radujmy się, lepiej wycofać się i przeprosić niż tkwić w błędzie. Teraz czas na kolejne przeprosiny. Ktoś chyba przeprosi za mianowanie Bogusława Marca prezesem PGNiG, skoro zaledwie po dwóch miesiącach musiał podać się do dymisji. Ktoś chyba przeprosi za nominację Jarosława Netzla na szefa PZU – jednej z najważniejszych spółek ubezpieczeniowych w naszej części Europy. 
Premier Marcinkiewicz jak gdyby nie czuł się odpowiedzialny za te nominacje i czeka. Czeka, aż nadejdzie odpowiedz z raju podatkowego na wyspie Jersey, z wyjaśnieniem, jaka była natura transakcji klientów mecenasa Netzla. Czy jest do pomyślenia, żeby decyzja premiera dużego państwa europejskiego w sprawie obsady jednej z największych spółek, zależała od wyjaśnień z wyspy Jersey, o których sam premier mówi, że nie wiadomo czy nadejdą? Mogą nie nadejść nigdy, bo przecież na tym polega raj, że stamtąd o grzechach nikt nie kabluje, a ludzie o czystym szumieniu trzymają się od takiego raju z daleka, bo kiedyś i tak do Raju trafią. Kto nas za to przeprosi?
Zamiast pójść śladami prezesa Kaczyńskiego i uderzyć się w piersi, premier udaje, że nic się nie stało, gramy dalej i powołuje … zespół profesorów do opiniowania kandydatów do kierowania spółkami Skarbu Państwa. To po co jest Ministerstwo Skarbu, rozliczne służby kontrolne, wywiady, Centralne Biuro Antykorupcyjne i wiele innych instytucji? Oczywiście, może powstać nowa rada, nowe  kosztowne ciało w ramach taniego państwa, ale jeżeli będzie pracować tak, jak ci, którzy dopuścili do nominacji pp. Marca i Netzla,  to nie będzie z niej pożytku.
Kto przeprosi za to, że Pan Premier usiłuje wmieszać się w sprawy Polskiego Związku Piłki Nożnej, który powinien uzdrowić  się sam, bez ingerencji rządu, gdyż nie jest instytucja państwową. Zamiast tego pan premier powinien dbać, żeby  budowano stadiony i boiska, żeby skończyć z tym wstydem, jakim jest targowisko na Stadionie Dziesięciolecia. Premier nie powinien czynić z przegranej na Mundialu sprawy wagi państwowej, bo kibice już i tak są ogłupiali. Kiedy 30 tys. naszych kibiców śpiewało „Jeszcze Polska” – Ekwadorczycy strzelili nam gola. „Ta zniewaga krwi wymaga”. Jeżeli uznamy to za zniewagę, którą musi zająć się premier, to będzie to tylko oznaka, że usuwamy skutki, a  nie przyczyny.
Skoro  premierowi zależy na wynikach sportowych, to powinien wywołać do tablicy swojego  ministra Oświaty, który chce dzieci pozbawić jednej godziny wychowania fizycznego tygodniowo, a w zamian wprowadzić dodatkową godzinę historii Polski w wersji urzędowej, martyrologiczno-narodowo-centrycznej napisanej przez oficjalnych historyków. Pan Premier powinien przeprosić za to, że podręczniki i programy nauczania mają być wybierane przez ministerstwo, zamiast, żeby umacniać niezależność programową szkoły. 
Kto  przeprosi za to, że w XXI wieku zapowiada się „rewolucję seksualną” w szkole, która ma polegać na tym, że młodzież ma być uczona o naturalnych, biologicznych metodach zapobiegania ciąży, ale nie o „twardych” środkach antykoncepcyjnych. W czasach, kiedy młodzież ma coraz szerszy dostęp do Internetu, kiedy ogląda seks w kinie i w telewizji, kiedy w szkołach amerykańskich obok automatów do sprzedaży  Coca Coli stoją automaty z prezerwatywami, kiedy w katolickiej (w coraz mniejszym stopniu) Hiszpanii konserwatywny burmistrz Madrytu  otwiera  dla dziewcząt przychodnie  typu „nazajutrz rano”, gdzie lekarze sprzedają lub rozdają za darmo odpowiednią pigułkę, u nas „Dziennik” zapowiada „rewolucję seksualną w szkołach”: informowanie młodzieży, że wstrzemięźliwość – tak. Owszem, wstrzemięźliwość też, ale to nie jest żadna rewolucja, tylko  konserwatywna restauracja XIX stulecia.
Znajoma, która przyjechała do Warszawy z zagranicy, udała się do Urzędu Stanu Cywilnego po odpis aktu urodzenia. – A w której parafii  była pani ochrzczona? – zapytała urzędniczka. – Nie wiem, mieszkam od 50 lat zagranicą – tłumaczyła się interesantka. – To już o pani świadczy! – spointowała z pogardą  urzędniczka państwa ideologicznego. Kto za to przeprosi?