Wzruszenie odbiera głos

Wzruszenie odbiera  głos, kiedy  premier Marcinkiewicz, który kilka dni temu przyjął dymisję Zyty Gilowskiej, teraz woła: Zyto – wróć! „Zapraszam dziś, jutro, pojutrze, w każdym momencie!”

Wzruszenie odbiera  głos, kiedy szef rządu PiS nagle i nieoczekiwanie  zaapelował, „aby  nikt nie manipulował już więcej. Wystarczy tego! Po prostu dosyć. To co jest, to jest draństwo.” 

Ocieram łzy wzruszenia, kiedy czytam komentarz wpływowego posła PiS, Tadeusza Cymańskiego: „ Dociec prawdy – tak trzeba, ale tylko w atmosferze szlachetnego zatroskania, a nie wzajemnych ataków i oskarżeń.” Gdzie było szlachetne zatroskanie, kiedy lustracyjni egzekutorzy stawiali pod ścianą jednego księdza za drugim, kiedy nawiedzeni historycy wyciągali jak z rękawa jedno nazwisko po drugim, kiedy medialni szakale pisali  per „kapusie” – bez prawa do obrony, bez wyroku niezawisłego sądu, tylko na podstawie samosądu, a wszystko pod hasłem „Prawda nas wyzwoli”.

Wzruszenie zapiera dech, kiedy człowiek widzi, że wczorajsi „kapusie” mogą nagle okazać się ludźmi skrzywdzonymi, napiętnowanymi do końca życia.

Trudno się nie wzruszyć czytając opinię sekretarza klubu poselskiego PiS, Zbigniewa Girzyńskiego,  że to, co oglądamy, to „zemsta WSI czy też byłych esbeków”. A dotychczas się nie mścili? Czy tylko oni i tylko na pani profesor Gilowskiej się mszczą?

Wzruszenie nie pozwala zapytać, dlaczego prof. Zyta Gilowska otrzymała w końcu prawo do procesu lustracyjnego (i dobrze!), a dziesiątki tysięcy ludzi, którzy pojawili się na różnych listach esbeków, mają latami dowodzić, że nie są wielbłądami?

Prawdziwe rozczulenie ogarnia  na myśl o tym, że niezależna prokuratura wszczęła śledztwo w  sprawie fałszerstwa w teczce J.K. i w sprawie szantażowania Z.G., ale poza tym można polegać  na notatkach i zeznaniach funkcjonariuszy SB, bo przecież „bezpieka nie okłamywała samej siebie”.

Z prawdziwym uznaniem czytam, że dokumenty, na podstawie których były wojewoda nowosądecki Wiktor Sowa został uznany za agenta – były sfałszowane, co przyznał w sądzie nawet oficer SB – ich twórca. „Przeżyłem pół roku moralnego linczu”, mówi Wiktor Sowa. Czy tylko on?

Mam nadzieję, że Szanowni Blogowicze będą mogli przez weekend zastanowić się i odpowiedzieć na pytanie: Co się stało? Co się stało, że nagle pan premier zmienił zdanie na temat lustracji pani profesor? Że nieoczekiwanie pana premiera ruszyło sumienie i „ma dość zabijania ludzi”. Skąd nagle tyle dobroci, że prezes Kaczyński przyjeżdża do Zyty Gilowskiej po jej przesłuchaniu w Sejmie? Dlaczego nagle zaczęto zastanawiać się nad tym, jakie są motywy lustratorów i czym kierował się Rzecznik Interesu Publicznego, przekazując sprawę Z.G. do sądu lustracyjnego? Dlaczego Rzecznik zaczął mówić, że sprawę prowadził nie on, tylko jego zastępca Jerzy Rodzik? Dlaczego zaczęto grzebać w przeszłości sędziego, żeby go skompromitować i wyciągać, że był sędzią wojskowym? Dlaczego zaczęto snuć domysły, że to „układ” manipuluje teczkami i podsyła dokumenty? Jak to się stało, że teraz na cenzurowanym znaleźli się lustrujący, a nie lustrowani? Czyżby coś było nie w porządku z dotychczasową lustracją? Co się w Polsce stało? Czy nie jest tak, że niektórzy się obudzili, ponieważ lustracja uderzyła w samo serce ich rządu?