Jedno wielkie Świnoujście

Jest tak gorąco, że niejedno z nas chciałoby przebywać nad morzem, spacerować po plaży, chłodzić nogi w zimnej wodzie Bałtyku, przed zejściem z plaży wziąć prysznic, później zjeść smażona flądrę w jednej z licznych knajpek, wieczorem podziwiać zachód słońca i kulturalnie przenocować. Czyli znaleźć się w kurorcie z prawdziwego zdarzenia. W tym roku doroczny ranking „Polityki” na najlepsze kąpielisko wygrało Świnoujście, które po raz pierwszy wyprzedziło Sopot. Ryszarda Socha, nasza korespondentka na Wybrzeżu, która koordynowała redakcyjne myszkowanie, nie szczędzi tym razem słów uznania dla Świnoujścia: od kilku lat mozolnie pięło się górę w rankingu, budowało ścieżki rowerowe, prywatni inwestorzy remontowali pensjonaty, oddane w prywatne ręce zabytkowe forty stały się turystyczna atrakcją, przygotowano i oznakowano 100 km ścieżek turystycznych, autobusem linii „9” („dziewiątką pojechać w Aleje…” – śpiewało się kiedyś o Warszawie) za kilka złotych można wybrać się na całodzienną wycieczkę do pobliskich trzech kurortów niemieckich, do których „Ś” staje się coraz bardziej podobne, w przyszłym roku do „Ś” ma być przedłużona kolejka niemiecka, na wydmie urządzono nową promenadę, wreszcie – Słuchajcie! Słuchajcie! – przy wejściu na plażę buduje się stałą toaletę; prysznice są i to bezpłatne.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie okazało się, że – ni z gruszki ni z pietruszki – minister Skarbu Państwa Wojciech Jasiński odwołał faksem, bez podania powodów, dyrektora uzdrowiska, p. Krystynę Filińską, która pracuje w Świnoujściu od 26 lat, wygrała konkurs na swoje stanowisko, była mianowana jeszcze za czasów AWS, a konkurs wygrała w 1998 r. Przeżyła na stanowisku 9 ministrów, aż wreszcie, kiedy wyprowadziła Świnoujście na I miejsce – została wylana do morza. Taka ją spotkała nagroda. Nie powiedziano jej nawet za co. I słusznie, bo każde dziecko wie: uzdrowisko jest własnością Skarbu Państwa, i minister zwalnia po kolei dyrektorów uzdrowisk, prawdopodobnie w ramach walki z mitycznym układem, który moczy nogi w Bałtyku i wciąga powietrze w tężniach, a faktycznie dlatego, że Polska jest własnością rządu. Od radia publicznego i telewizji, bo najdalszy zakątek Polski, jakim jest Świnoujście, faksy aż furczą od zwolnień i wymówień. Polecam artykuł „Czystki w spółkach sięgają coraz niżej” („Rz” 24 lipca), z którego dowiadujemy się, że „już około stu prezesów i członków zarządów oraz kilkudziesięciu menedżerów średniego szczebla straciło w ostatnich miesiącach pracę w spółkach Skarbu państwa. Dymisje najczęściej odbywają się z zaskoczenia, szybko i bez uzasadnienia” – piszą A. Biały i M. Czekański.

Jak Polska długa i szeroka działa jedna wielka jatka, a najlepsze kąski rozdaje się najbardziej zaufanym. W takich przypadkach pada często odpowiedź: „Zawsze tak było, poprzednie rządy postępowały identycznie, nie dzieje się nic zdrożnego, trwa tylko ODZYSKIWANIE państwa przez społeczeństwo”. Taka odpowiedź zamyka wszelką dyskusję, bo zawsze będzie można powiedzieć „Inni robili tak samo” i koniec wszelkiej rozmowy. Ja mam wrażenie, że owszem, inni też obsadzali stanowiska swoimi, do 1989 roku wyłącznie swoimi, a później już z pewnym umiarem, ponieważ się krępowali, wstydzili, bali wolnych mediów i opozycji, a przede wszystkim nie pod hasłami odnowy moralnej i wzmożenia moralnego. Dlatego argument, że inni postępowali tak samo – nie wszystko usprawiedliwia. Widzę raczej jedno wielkie „Ś”.

PS. Szanownych Internautów, których pasjonuje lustracja, także dziennikarzy, zapraszam do lektury najnowszego numeru miesięcznika branżowego „Press”, a także do mojej książki „Codziennik„, gdzie napisałem, co o tym myślę. Nie będę się powtarzał. Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku w Świnoujściu.