„WIATRAMI DMUCHAŁ PAŹDZIERNIK”

W październiku 1956 roku byłem studentem II roku UW. Panował wówczas nastrój wielkiego ożywienia politycznego, najpierw w czerwcu, a potem w październiku naród po raz pierwszy odezwał się własnym głosem. Pamiętam, że nastrój był mieszany: powszechne wśród młodzieży uniesienie, nadzieja na zmianę, na socjalizm z ludzką twarzą, wolność, kompromitacja systemu ujawniona przez niedawny referat Chruszczowa, ale także obawy. W pamięci mieliśmy krwawo stłumione rozruchy w Berlinie (1953 r.), grozą powiało po radzieckiej interwencji w Budapeszcie, gdzie rozgorzała prawdziwa wojna z socjalistycznymi czołgami. Chyba wszyscy w Polsce kibicowali Węgrom, ludzie oddawali na ich rzecz krew i kosztowności, ale też nasłuchiwali w Wolnej Europie z przerażeniem wiadomości, jakie stamtąd nadchodziły, pełni obaw o los powstania węgierskiego oraz o to, czy wojna nie rozszerzy się na polski Październik.

W październikowej odwilży dużą rolę odegrali poeci (stąd tytuł dzisiejszego wpisu). Na ogół byli to poeci komunizujący, którzy przeżywali wówczas kryzys wiary, albo po prostu wstrząs. Pierwszym był Adam Ważyk, którego „Poemat dla dorosłych” odegrał istotną rolę w dojrzewaniu przemian. Drugim był Wiktor Woroszylski, którego korespondencje z Budapesztu czytała chyba cała Polska, a na pewno cała partia. Trzecim był Jan Wyka, uczestnik wojny domowej w Hiszpanii (Dąbrowszczak), w 1956 r. pracownik KC PZPR.

Ostatnio czytałem (w maszynopisie udostępnionym mi przez Autora, Eugeniusza Stefaniaka) „Wspomnienia oficera politycznego, pułkownika Ludowego Wojska Polskiego”, który zetknął się w owym czasie z Wyką i z Woroszylskim. Wiosną 1956 r. E.S. prowadził w Głównym Zarządzie Politycznym WP zajęcia kulturalno-oświatowe, na których prelekcję wygłosił Jan Wyka:

Mówił krótko o utworze (K.) Brandysa „Obrona Grenady”, po czym nawiązał do „Poematu dla dorosłych” Adama Ważyka, natomiast główną część swojego wystąpienia poświęcił potrzebie śmiałej walki ze stalinizmem, który przez swoje totalne zło jest największym wrogiem partii i Polski. Mówił emocjonalnie i ze swadą. W pewnym momencie zawołał niczym hasło bojowe: „Oficerowie! Musimy kuć żelazo póki gorące. Idzie bój o Polskę, o nas wszystkich. Albo teraz, albo nigdy. Naprzód do prawdziwego socjalizmu!”

Dyskusja przerodziła się w wiec zakończony odśpiewaniem hymnu narodowego, zrobił się skandal, o którym jeszcze w nocy poinformowano I Sekretarza KC – Edwarda Ochaba.

Nazajutrz z samego rana przybył gen. Kazimierz Witaszewski, żeby spacyfikować nastroje:

Wystąpienie Witaszewskiego było bardzo ostre i na tyle emocjonalne, że w pewnym momencie zdjął mundur i dalej już tylko w koszuli perorował. W pewnej chwili użył zwrotu „te zgniłe pismaki, liberałowie jak Wyka i Słonimski niech pojadą do Łodzi, dokąd się jutro udaję, tam im klasa robotnicza pokaże co o nich myśli, pięścią, a jak trzeba to i gazrurką”.

Ten fragment wystąpienia opublikowało „Po prostu” i od tamtego czasu gen. Witaszewski zyskał sobie przydomek „Gazrurka”.

W pierwszych dniach listopada ES przywiózł osobiście z Dworca Głównego na spotkanie w GZP Wiktora Woroszylskiego, prosto z Budapesztu:

To, co widział i przeżył na ulicach Budapesztu, opowiedział w sposób niezwykle przejmujący, chwilami płakał. Protestował i błagał o litość nad życiem ludzkim w Budapeszcie.”

Kiedy ES przekazywał następnie relacje Woroszylskiego oficerom, niektórzy pukali się w czoło, że przekazuje „wiadomości z chorej głowy Woroszylskiego”.

Wtedy Węgrom zadano ranę, która krwawi do dziś.