Kiks Platformy

Kiedy dziennikarz przychodzi do studia radiowego lub telewizyjnego, gospodarz programu czasami pyta: „Jak pana (-nią) przedstawić?”, na co zazwyczaj pada odpowiedź „Rzeczpospolita”, „Wprost”, „Trybuna” czy inna redakcja. Niektórzy odpowiadali „dziennikarz niezależny”, ale to się skończyło, od kiedy ostatni dziennikarz niezależny, Piotr Semka, stracił cnotę i wylądował w „Rzeczpospolitej” oraz w mediach publicznych. Miejsce publicystów niezależnych zajmą teraz „publicyści wolni od mediów”, czyli zwolnieni z pracy przez dotychczasowych niezależnych publicystów – obecnie na stanowiskach kierowniczych w mediach publicznych i w „Rz”.

W niedzielę, w programie TVN 24 „Loża prasowa”, zaszła właśnie taka zmiana przy nazwisku Bogumiła Lufta – do niedawna dziennikarz „Rz”, od kilku dni awansował na niezależnego, podobnie jak świetny sprawozdawca sądowy tej gazety, Jan Ordyński. Zwolnienia w mediach mają już charakter epidemii. W jednej tylko „Rz” zwolniono kilkadziesiąt osób, w tym także dziennikarzy. Cel jest zapewne oszczędnościowy, ale – sądząc po zwolnionych, oraz po fakcie, że przyjmuje się nowych redaktorów – to nie tylko oszczędności, to także inwestycje w przyszłość polityczną półrządowej gazety.

W Polsce Ludowej byliśmy uczeni, że zagrożeniem są media prywatne, ponieważ kapitaliści kierują się żądzą zysku. Dziś okazuje się, że i to była nieprawda: media prywatne mienią się wszystkimi kolorami tęczy, a media publiczne są bezstronne jak Rafał Ziemkiewicz i Jan Pospieszalski.

Źle się stało, że raport Platformy Obywatelskiej o zawłaszczeniu mediów publicznych przez koalicję rządzącą zawierał nieprawdy, błędy i niezręczności, m.in. zaglądał dziennikarzom mediów publicznych do kieszeni, sugerował, że zostali kupieni etc. Tusk, Rokita, Gowin, Pitera pospieszyli natychmiast z przeprosinami. Rokita, który przepraszał przy śniadaniu w Radiu Zet, tak się odciął, iż nie zdążył dodać, że raport dostarczył także trafnych obserwacji i jego zasadnicza teza była słuszna: Tak, mamy w Polsce do czynienia z zawłaszczeniem mediów publicznych, które co prawda nigdy nie były wolne od kół rządzących, ale w takim stopniu jak obecnie nie były im podporządkowane od 1989 r. Panowie z Platformy niepotrzebnie pisali o kupowaniu przychylności dziennikarzy za pieniądze, bo w eleganckim towarzystwie o tym się nie mówi, jest to zniewaga, w dodatku nieprawda, bo wielu prawicowych dziennikarzy wierzy w to, co pisze, ale Raport zgromadził poza tym duży materiał dowodowy. Jak na zwolnionym filmie oglądamy skok na media. Mówiąc językiem nowej władzy, to materiał „porażający”, który „wyczerpuje znamiona” oskarżenia o zamach na media publiczne, i nie tylko publiczne, gdyż ataki na „Gazetę Wyborczą”, TVN oraz wymienianą z nimi jednym tchem „Politykę” świadczą, że apetyty są większe.

Szkoda, że Raport PO okazał się spaprany, a Rokita – tak czasami wojujący – spuścił uszy po sobie. Prorządowy „Dziennik” nie pominął gratki. „Największą zagadką pozostaje, kto raport pisał” – stwierdza Anna Wojciechowska. Wyraźnie chodzi o to, żeby dopaść autora (to zrozumiałe), ale nie to jest najważniejsze, kto napisał, lecz to, co w Raporcie „stoi napisane”. A zasadnicze jego przesłanie jest słuszne. Nawet Piotr Zaremba, publicysta daleki od opozycji, przyznaje, że „Raport dotyka realnych i niepokojących zjawisk: obsadzania władz mediów publicznych przez – w większości – politycznych nominatów koalicji rządzącej czy wprowadzania do rad nadzorczych mediów lokalnych ludzi mało kompetentnych.” W innym miejscu przyznaje, że „obecna koalicja próbuje traktować publiczne media jak własny folwark”. Cały artykuł P. Zaremby w „Dzienniku” ma jednak udowodnić tezę przeciwną. „Czy rzeczywiście mamy do czynienia ze zmianą na gorsze?”. Czy to, co robi z mediami publicznymi obecna koalicja, przewyższa wszystko, co robił z nimi SLD? Odpowiedź autora jest jasna: „Te media są ciągle mniej sterowane przez polityków” niż za rządów układu SLD-PSL–UW.

Ja mam zdanie odmienne – sądzę, że media publiczne zostały rozdzielone pomiędzy zwolenników IV RP, na czele wszystkich programów i dyrekcji stanęli ludzie różnego kalibru, zatrudniają dziennikarki i dziennikarzy rozmaitego formatu, ale na pewno nie robią oni mediów opozycyjnych. Niestety, raport, który miał to udokumentować, zawiera nieczystości, więc nadaje się tylko do kopania, nikt poważny nie weźmie go do ręki.

„Czy PO chce zastraszyć media” – brzmi tytuł artykułu Piotra Zaremby. Nie jestem sympatykiem Platformy, ale pytam: Czy to PO mówi bez końca o przestępczym układzie, w skład którego wchodzą media? Czy to PO ujawnia nazwiska dziennikarzy – rzekomych szpiegów spoza własnego układu”. Czy to prezydent z PO mówi, że ujawni nazwiska dziennikarzy-agentów, ale że nie ma ich w pierwszej dziesiątce? Czy czasami Piotr Zaremba, krytykując raport, aby się nie zagalopował?

Kiks Platformy przypomina dowcip z lat 50., kiedy na stadionie Legii po raz pierwszy grali piłkarze Dynamo Tbilisi w przydługich spodenkach, zwanych od tamtego czasu „dynamówkami”. Pewien kibic z dalszych rzędów rzucił butelkę w stronę boiska, ale ta nie doleciała i spadła na głowę jednego z widzów w pierwszych rzędach. Ten wstał oburzony, ale kibice go uspokoili, mówiac: „Siadaj pan, on chciał dobrze!”