Głos jego pana

Polskie veto w sprawie negocjacji Unia Europejska – Rosja to posunięcie w stylu braci Kaczyńskich: odważne, ryzykowne, zadziorne, wątpliwe. Odważne, bo ogłoszone tego samego dnia, kiedy USA otworzyły Rosji drogę do Światowej Organizacji Handlu. Odważne, bo zgodne z niezbyt popularnym dziś patrzeniem na politykę zagraniczną jako walkę interesów. Odważne, bo może być uznane za przedłożenie interesu Polski ponad interes wspólnoty, która przebiera nogami do rozmów z Rosjanami w Lahti. Veto świadczy, że Kaczyńscy realizują swoją zapowiedź „najpierw Polska”, że nie będzie Niemiec, Rosjanin (a teraz jeszcze dojdzie Amerykanin) dmuchał nam w kaszę.

Oby polskie veto odniosło skutek i bezkresna Rosja stanęła otworem przed naszym mięsem. Przypomnijmy jednak, o czym nasze media i politycy milczą, że sprawa ma swoją historię, że niektórzy polscy eksporterzy dostarczyli pretekstów, reeksportując do Rosji mięso sprowadzone do Polski, preteksty, które polityka rosyjska wykorzystała. Rosja wykorzystała to przeciwko nam ze względów politycznych, gdyż nikt rozsądny nie wierzy, że skoro mięso z Polski trafia np. do Szwecji i Włoch, to akurat w Rosji podniebienia są bardziej wydelikacone.

ALE veto to także akt desperacji, dowód, że przez ponad rok nie umieliśmy sobie poradzić, nie umieliśmy zmobilizować poparcia Unii, żeby zmusić Moskwę do zniesienia embarga (zakładając, że w naszych zakładach mięsnych jest wszystko OK).

Veto jest świadectwem, że pozycja Polski w Brukseli i w Moskwie jest słaba. Gdyby było inaczej – embargo zostałoby zniesione. Nie mieliśmy zrozumienia w Moskwie (a skąd mieliśmy je mieć, skoro stosunki są złe?), nie otrzymaliśmy wsparcia z Brukseli (a jak mieliśmy je otrzymać, skoro jesteśmy w Unii na marginesie, ambasadora nie ma już kilka miesięcy, a my sami albo wysuwamy zaskakujące propozycje stutysięcznej armii unijnej podporządkowanej NATO, albo wysyłamy niejasne sygnały dotyczące konstytucji.). Owszem, rząd polski zdobywa też punkty, coraz bardziej wbijając Europejczykom do głowy, że jest potrzebna solidarność energetyczna, że nasze troski nie są bezpodstawne, ale widać rozbieżność pomiędzy Goliatem, za jakiego uznaje się Polska, a Dawidem, za jakiego jesteśmy uznawani.

Różnicę Goliat-Dawid przypomina też wiadomość, że amerykańska komisja (pod przewodnictwem b. sekretarza Stanu, Jamesa Bakera), która pracuje nad dalszą strategią USA w Iraku, przesłuchała 126 osób, wśród których nie było ani jednego Polaka. Podczas kiedy my uważamy się za Goliata sojuszu w Iraku, Amerykanie potraktowali nas gorzej niż Dawida, gdyż konsultowali się nawet z Katarem i grupą dziennikarzy. Nie sądzę, żeby Polskę pominięto z premedytacją. Po prostu o nas zapomniano.

Niestety – zasłużenie. Prezydent Kwaśniewski i Miller, przy poparciu prawie całej opozycji, wysłali żołnierzy do Iraku, ponieważ uznali, że nie możemy odmówić najważniejszemu sojusznikowi i gwarantowi naszego bezpieczeństwa, zwłaszcza po 11 IX i – po drugie – w oparciu o dowody przedstawiane przez CIA i przez Busha, że Hussein dysponuje bronią masowego rażenia. Przypomnijmy, że te dowody od początku wyglądały na naciągane, że inspektorzy ONZ nie chcieli ich potwierdzić, że Bush pogonił później szefa CIA, Teneta, który „retuszował” tzw. dowody pod oczekiwania Białego Domu, że po wkroczeniu do Iraku żadnych dowodów nie znaleziono. Jeśli prezydent Kwaśniewski dziś przyznaje, że dał się oszukać, to jest to godne ubolewania, ale nie wyjaśnia, dlaczego nasi chłopcy zostali wysłani do Iraku bez uprzedniej debaty, podobnie jak obecnie, już za prezydenta Kaczyńskiego i min. Sikorskiego dowiadujemy się o zwiększeniu do tysiąca osób polskiego kontyngentu w Afganistanie.

I znów podobne cele i metody: USA to dla nas najważniejszy sojusznik (szkoda, że oni nie dają na to dowodów), toczy się wojna z terroryzmem, misje tego typu mają dla naszych żołnierzy i oficerów dużą wartość szkoleniową. A debata? Debata owszem, odbyła się, ale nad… wycofaniem się Hiszpanii i Włoch z Iraku. Czy pamiętacie Państwo, jak polska prasa kpiła sobie z socjalistów hiszpańskich, którzy dotrzymali obietnicy wyborczej i nazajutrz po dojściu do władzy wycofali swoich żołnierzy z Iraku? W Polsce urządzano sobie wtedy kpiny z decyzji premiera Zapatero, że Hiszpanie stchórzyli, niepoważni, w dodatku zalegalizowali związki osób tej samej płci, wiadomo, to nie są prawdziwi mężczyźni, potrafią walczyć tylko z bykami, i to za pieniądze. A przecież Hiszpania, Francja, Niemcy, Włochy – kraje, które nie mają swoich żołnierzy w Iraku, nie przestają z tego powodu być ważnymi sojusznikami USA.

Stany Zjednoczone nie mogą się „obrazić” na żadne z tych państw, ponieważ bezpieczeństwo każdego z nich jest związane z bezpieczeństwem USA. Zapytajcie Tony Blaira, do czego prowadzi entuzjazm dla wojny w Iraku.

Zawrotne – w porównaniu do innych krajów, które zakupiły samoloty F-16 – tempo, z jakim Polska nabyła samoloty i nie może uporać się z offsetem, świadczy, że pośpiech i gorliwość nie są dobrymi doradcami. Obok polskiego veta w Brukseli, które oby okazało się skuteczne, potrzebne jest także polskie veto w Warszawie, które pozwoli zapytać, jak to się dzieje, że mamy trudne stosunki z Niemcami, z Rosją, z Hiszpanią, z Unią Europejską, ze Stanami Zjednoczonymi?
 
 
PS. Dzięki za liczne komentarze.

Pani Zofia pisze, że „zaplutych karłów reakcji zastąpiły łże-elity, wściekłych kongresmanów z USA – grzmiący ministrowie w Moskwie, histerię wojenną w Waszyngtonie – spazmy na Kremlu, imperialistów – lumpenliberałowie.” Obawiam się, że p. Zofia ma rację.

Stach dziwi się, że w programie TVP „Ring” pojawił się Ryszard Filipski, pierwszy aktor na polskiej scenie teatralnej w sezonie marcowym 1968. Podobno wraz z gospodarzem programu ubolewali nad niedostatkiem patriotyzmu w narodzie. Mnie come back Filipskiego, a przedtem Poręby, nie dziwi. Są i inne skojarzenia z marcem 68, ale to szerszy temat, nie na PS, raczej na osobny wpis.

Poseł Rokita i spółka, ku radości prezesa PiS JK, poparli prof. Ryszarda Terleckiego na prezydenta Krakowa, po to, żeby nie pozostał nim Jacek Majchrowski, wspierany przez lewicę. Prezes PiS na konferencji w Krakowie sugerował, że szanse wykorzystania środków unijnych dla Krakowa będą mniejsze „przy innym (niż Terleckiego) wyborze”. Ten temat pozostawiam naszym redakcyjnym Krakusom – J.Paradowskiej i A.Szostkiewiczowi, którzy świetnie znają tamtejsze realia. Ale szantaż jest widoczny: krytykujesz rząd, bo jesteś agentem. Chcesz środków unijnych dla swojego miasta – głosuj na tego, kto gwarantuje dobrą współprace z rządem. Ja nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego p. Terlecki zlustrował własnego Ojca. Było tylu donosicieli, że aby wybrać ausgerechnet własnego ojca (podobnie jak to uczynił przedtem pewien dziennikarz i pisarz austriacki), to mi się wydaje niepojęte. Może w tej sprawie miałby coś do powiedzenia Freud. Ja bym pozostawił lustrację mojej rodziny – innym, bezstronnym historykom. Pisałem kiedyś z niesmakiem, jak „Smecz” z Rzeczpospolitej szukał nazwisk swojej rodziny, w tym jednej i drugiej żony na liście Wildsteina. Dla mnie to pachnie Pawką Morozowem.

W sprawie wyciągnięcia – poza kolejnością – teczki Solorza, a przedtem Suboticia, zgadzam się z Waldemarem Kuczyńskim, który uważa, że jest to zemsta za Tomasza Lisa, za taśmy Begerowej. Zresztą, z rozbrajającą szczerością przyznał to Przemysław Edgar, mówiąc, że udział agentów tłumaczy krytyczny stosunek TVN i Polsatu do rządu. Uczciwy człowiek musi być zachwycony. Władza usiłuje więc skompromitować krytyków, a wtórują jej w tym niezawodni dziennikarze, którzy pospieszyli z podobną argumentacją, zanim jeszcze min. Gosiewski zdążył otworzyć usta.

Była kiedyś taka znana anglosaska firma fonograficzna, która nazywała się „Głos jego pana”. Na etykiecie, wówczas jeszcze ebonitowych płyt, miała logo, które przedstawiało wiernego psa, jak nasłuchuje głosu swojego pana, który płynie z tuby starego gramofonu.