Lektura w ciszy

Pomiędzy ciszą żałobną a ciszą wyborczą oddałem się lekturze najnowszego numeru czasopisma „Zdanie” (organ stowarzyszenia lewicy „Kuźnica”). Użyłem określenia „czasopismo”, ponieważ „Zdanie” ukazuje się nieregularnie, kiedyś było miesięcznikiem, teraz im cieniej przędzie lewica, tym rzadziej się ukazuje. Numer, który pojawił się teraz, miał się ukazać jesienią 2005 r. (!), ale warto było czekać. Przy okazji zdałem sobie sprawę, co i jak ja czytam.
 

Ślusarz gospodarki

Jako ekonomista wierzący, ale niepraktykujący (ukończyłem studia ekonomiczne, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie), przeczytałem artykuł prof. Edwarda Łukawera „Najbarwniejszy” – o znanym ekonomiście, Czesławie Bobrowskim. W II połowie XX wieku był to jeden z bardziej znanych ekonomistów polskich. Nie wiedziałem, że przed wojną był członkiem awangardowej grupy literackiej i czasopisma „Reflektor”, do której należeli m.in. Anatol Stern, Józef Czechowicz i Tadeusz Peiper. Młody Cz.B. tłumaczył poezję francuską (ilu mamy dzisiaj takich ekonomistów?), „kubizował” (od „kubizmu”), ale poświęcił się ekonomii i już przed wojną był zwolennikiem świadomego działania państwa. Takie działania miały już wtedy miejsce (budowa Gdyni, COP). Uważał się nie tyle za teoretyka, co za „ślusarza gospodarki”.

Po wojnie Cz.B. brał udział w planowaniu gospodarki PRL, ale dwukrotnie został wyrzucony, najpierw z hukiem wyleciał ze stanowiska szefa Centralnego Urzędu Planowania (kiedy przegrał batalię z Hilarym Mincem i PZPR), a po raz drugi musiał się usunąć w marcu 1968 r. W obu przypadkach dzięki swojej opozycji międzynarodowej mógł działać za granicą.

Wrócił do Polski na początku lat 80-tych, stał na czele Konsultacyjnej Rady Gospodarczej w stanie wojennym i po jego zniesieniu, wierzył, że władza wreszcie zdecyduje się na reformy, nie był zwolennikiem „Solidarności” ani terapii szokowej prof. Balcerowicza. „To już nie była ta wizja gospodarki, o którą On walczył przez całe życie” – pisze prof. Łukawer. Cz.B. znałem jako dziennikarz i sąsiad (mieszkałem nieopodal, na Żoliborzu), dużo się o nim dowiedziałem ze „Zdania”. Miał piękną siwą czuprynę, a wokół niej aureolę jednego z nielicznych (obok Kaleckiego i Langego) polskich ekonomistów z pozycją międzynarodową.
 

Uparty Polak

Jako miłośnik Tuwima z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Leszka Żulińskiego o autorze „Kwiatów polskich”. Poeta – pisze Żuliński – mógł pozostać Żydem, przed wojną rozwijała się w Polsce kultura żydowska, w 1937 r. publikacje w języku żydowskim ukazały się w łącznym nakładzie 700 tys. egz., ale „Tuwim uparł się być Polakiem”. Uznał, że – jak pisał Artur Sandauer – „jedynym czynnikiem, który powinien (decydować) o przynależności jest samookreślenie jednostki”. Niestety, wiele racji miał Sartre, mówiąc, że „Żydem jest ten, kogo mają za Żyda”. A Tuwima, który był jednym z największych mistrzów ojczyzny-polszczyzny, mieli za Żyda ksenofobi i endecy.

„Mieli powody, żeby poetę nienawidzić. Stworzył w wielu wierszach straszny (acz celny) wizerunek drobnych, tępych, zadulszczonych i konserwatywnych mieszczan, odmalował panoramę prymitywnej polskiej prowincji, tych wszystkich miasteczek zapyziałych w swej wybałuszonej, otępiałej martwocie, wreszcie upodobał sobie kołtunerię narodową, która z chamskim impetem pchała się wszędzie: na salony i do parlamentu, do prasy i do Kościoła, do szkolnictwa i do ulepiania opinii publicznej. I to on właśnie, ten samozwańczy Katon polskiej świętej rzeczywistości, karmiony macą i cebulą, stal się Wielkim Nadwiślańskim Poetą” – pisze Żuliński. W samą porę na odsłonięcie pomnika Dmowskiego.

Czy pan nie widzi? Winni są Żydzi. Oto scyzoryk, rżnij pan kolego! Hejże do czynu narodowego!
 

Do przyjaciół w Kansas

Jako przyjaciel Jadwigi Maurer, pisarki i slawistki zamieszkałej od lat w Kansas, w USA, gdzie jest profesorem, z radością przeczytałem artykuł prof. Mariana Stępnia „Kazimierz – Monachium – Ameryka. O prozie Jadwigi Maurer.” Ze wzruszeniem wspominam wizytę w Chile prof. Maurer, znawczyni twórczości i życia Adama Mickiewicza, która uchodzi za jedną największych postaci polonistyki w USA. Przyjechała na zaproszenie polskiej ambasady w Chile, ale na własny koszt i bez żadnego honorarium, aby na tamtejszym uniwersytecie wygłosić odczyt o „Panu Tadeuszu”, pełen humoru i ciepła, jakie od niej emanuje.

Jadwigo, serdecznie Cię pozdrawiam, może te wirtualne pozdrowienia dotrą do Kansas, może akurat siedzisz na dworcu w Kansas City? Choć jak Cię znam, na pewno czytasz. Bądź zdrowa, w Polsce, z której wyjechałaś pół wieku temu, ciągle masz przyjaciół i czytelników.