Panie Szczygło – popieram pana!

Wałęsa miał rację, kiedy ostrzegał, że bracia Kaczyńscy potrafią przede wszystkim burzyć i skłócać. Nie minęło jeszcze półtora roku ich rządów, a Polska pogrążona jest w bratobójczej wojnie, która nie omija nikogo – od prezydentów po arcybiskupów. Ludzie, na których stawiają K&K, potrafią być nieobliczalni i niebezpieczni. Sami używają dosadnego języka, rozmaitych „zomo”, „spieprzaj dziadu”, „zdrajców” itp., ale nie daj Boże obrazić kogoś z nich – wówczas pędzą do sądu, a tam już czeka niezawodny Zbigniew Ziobro.

Wystarczy przypomnieć wczorajszą wypowiedź Aleksandra Szczygły w Radiu Zet, że Wałęsa zdradził ideały Sierpnia i kumał się z tym, co najgorsze. Po pierwsze – całe szczęście, że Wałęsa i jego otoczenie po wyjściu na wolność dogadali się z tym, co najgorsze – dzięki temu komunizm został obalony bez wybicia jednej szyby. Ale, pomijając meritum, żeby urzędujący od kilku dni minister, który nie ma jeszcze nawet miejsca w poczekalni do Historii, tak nadawał na symbol polskiej demokracji i upadku komunizmu? Słusznie Rokita przypomina słowa Fredry: „zna proporcją – mocium panie”. Wałęsa, jak każdy, podlega ocenie, i są tacy, którzy w ocenianiu Wałęsy się lubują, ale czy sędzią powinien być akurat Aleksander Szczygło, który niczym specjalnym się nie wykazał? To kwestia smaku. Biedak, nie czuje, że jest śmieszny. Najgorsze, że nie mówi we własnym imieniu. Przypomina obraz angielskiego malarza, który reklamował słynną wytwórnię płyt gramofonowych „His Master’s Voice”.

Kiedy dowiaduję się, co ma do powiedzenia nieprzejednany Aleksander Szczygło, to w odruchu obronnym mam ochotę założyć ministerstwo obrony przed ministrem Obrony. Wczoraj w „Rz.” A.S. powiedział m.in.:

Nie ma żadnego kryzysu. Jak bym mógł mówić o kryzysie, gdy zostałem właśnie ministrem?

Otóż to jest właśnie oznaką kryzysu, że ktoś, kto nie dostrzega kryzysu, zostaje ministrem Obrony.

Jest wprost przeciwnie – uspokaja minister – mamy do czynienia z przyspieszeniem. Okres próby kohabitacji się skończył, w programie naprawy państwa trzeba podjąć radykalne działania.

Na pytanie dziennikarki o jakiej kohabitacji mówi, minister odpowiada: o kohabitacji „z pewną zastaną w państwie sytuacją. Niektórzy przyjmowali dotąd, naiwnie lub z wyrachowania, że można dokonać zmian drogą ewolucyjną, powoli i zachowując możliwości i wpływy tej części polityków i urzędników, która nie akceptowała naszego programu. Uważam, że to błąd. Trzeba (…) szybko i zdecydowanie przebudować państwo. Np. wymienić kadry.”

Ze słów ministra wynika, że: 
(1) ci, którzy nie akceptują, mają podzielić los Sikorskiego i Dorna (po angielsku „My way or highway”, czyli „cnotka albo piechotka”);
(2) to, co oglądaliśmy dotychczas, to była ewolucja, działanie powolne. Ewolucyjnie i powoli odzyskano i zlikwidowano służby, ministerstwa, spółki Skarbu Państwa, posadzono swoich ludzi na czele wszystkich mediów publicznych itd. itp., aż do wypchnięcia ministrów Obrony i Spraw Wewnętrznych własnego rządu, i to się wszystko nazywa ewolucją, a dopiero teraz pora na wymianę kadr. (Min. Szczygło to drugi – obok wiceministra Orzechowskiego – zawzięty przeciwnik ewolucji.) Jeżeli chodzi o mnie, to popieram p. Szczygło – jestem za wymianą kadr i to na najwyższych stanowiskach w państwie, jego samego nie wyłączając. Podobnie jak prof. Bartoszewski mam nadzieję, że tego dożyję.

Zapytany przez dziennikarkę, „Na czym ma polegać to przyspieszenie? Na zrywaniu ‘szarych sieci’, przewróceniu ‘stolika’ i rozbiciu ‘układu’?”, minister odpowiada: „Tak, bo najwyższy czas na zdecydowane działania”.

Szczygło to jastrząb, który ma bliźniaka – jest nim Macierewicz. To już druga para bliźniaków, to druga fala, która nami rządzi, po nich przyjdzie trzecia fala, ale oni o tym nie wiedzą. Kiedy Aleksander Szczygło wypowiada się przeciwko „kohabitacji” – gorąco go popieram. Także jestem przeciw. Jako zastany element sytuacji.