Wygrana nie tylko Niezabitowskiej

11 grudnia 2004 roku Małgorzata Niezabitowska spotkała się ze znajomym w warszawskiej kawiarni Nowy Świat.

– W Instytucie Pamięci Narodowej odnalazła się twoja ‘teczka’, powiedział. – To dobrze, bo mówili, że zginęła, a chętnie ją przeczytam, odpowiedziała.
 – Twoja teczka, powiedział informator, jest ‘teczką’ tajnego współpracownika.

Dotychczasowy świat Niezabitowskiej się zawalił, a był to świat piękny – świat znanej dziennikarki, autorki (wspólnie z mężem, znanym fotografikiem Tomaszem Tomaszewskim) wielu fotoreportaży, albumów, wystaw, w tym z okresu działalności podziemnej, pierwsze fotografie stanu wojennego i Lecha Wałęsy w ‘internacie’ przemycone na Zachód, pierwsza rzeczniczka prasowa pierwszego rządu „Solidarności”, słowem – bardzo ładna karta, godna pozazdroszczenia.

Spotkanie w kawiarni Nowy Świat był to dla niej, jak mówi, niewyobrażalny cios, śmierć cywilna, najgorszy moment od śmierci ojca, który ją wychowywał. Zabrało jej trochę czasu, żeby osuszyć łzy, wrócić do siebie i podjąć decyzję:

Nie poddam się! Nie poddam się! Nie poddam się!

Rozpoczęła trwającą 25 miesięcy batalię przed sądem lustracyjnym, który zbierał się 14 razy, przygotowała ogromne dossier, wyciągała świadków spod ziemi (i z podziemia), postanowiła stwierdzić „jak ten fałsz powstawał”, jak osoba oskarżona o to, że jest agentem, nie ma prawa do obrony, jak prezes IPN – łamiąc prawo – udostępnił jej teczkę innym, ale nie jej, jakimi metodami posługiwało się oskarżenie (rzecznik interesu publicznego), jak podle zachowały się niektóre media i ludzie. Walka z oskarżeniem była ciężka, ponieważ – jak mówi jej pełnomocnik, znany adwokat Czesław Jaworski, „-Nie wystarczy znać prawdę, trzeba ją jeszcze udowodnić”. Ostatecznie batalię wygrała, choć nie wiem, kto, jak i dlaczego ją wrobił. Wiem natomiast, że nawet pomimo wyroku uniewinniającego, są niegodziwcy, którzy nadal utrzymują, że Niezabitowska była TW. Dla tych ludzi nawet niezawisły sąd nie jest autorytetem, jeśli nie orzeka po ich myśli.

Wczoraj, w tej samej kawiarni Nowy Świat, w której Niezabitowska dowiedziała się, że jest agentką, odbyła się premiera jej książki pt. „Prawdy jak chleba”, w której autorka opisała swoją drogę przez mękę, dramat człowieka, który postanowił zmierzyć się ze złem i to zło pokonał. Książka jak najbardziej na czasie, w sam raz na lustrację. Jak powiedział prezes Matys z wydawnictwa „Prószyński i S-ka”, „czasy, w których żyjemy nie są takie, jakie wyobrażaliśmy sobie”. Pod koniec promocji padło pytanie do autorki, czy usłyszała słowo ‘przepraszam’, czy autorzy oskarżenia, a także jego kolporterzy, złożyli jej wyrazy ubolewania, dali jej satysfakcję? Odpowiedź brzmiała ‘Nie’. 

Są ludzie, powiedziała Niezabitowska, których nic nie przekona, oni widzą swoje, oni widzą podłość, niszczą ludzi z premedytacją.

„Ja im wszystkim przebaczyłam, nie mam żalu do tych ludzi, jest mi ich szkoda” – powiedziała po chrześcijańsku. Książka, w dużym stopniu dziennik walki o prawdę, „dedykowana jest tym, którzy w papiery bezpieki wierzą jak w Pismo Święte”.