Dyskusyjna narodowość

Od wielu lat, chyba nigdy, nie powoływałem się na „Gazetę Polską”, z tej prostej przyczyny, że jej nie czytam, jak zresztą wielu innych gazet polskich, półpolskich i ćwierćpolskich. Wczoraj zrobiłem jednak wyjątek, i trafiłem na smaczne rodzynki i migdały. Andrzej Kościesza pisze, że wiedza „kulturalnego Polaka” o wybitnym historyku, Szymonie Askenazym, „ogranicza się do kilku ogólników”: był wybitnym historykiem, rówieśnikiem Piłsudskiego, prześladowanym, odmówiono mu katedry na UW (dodajmy, że z paragrafu aryjskiego), był masonem, „a nawet Żydem”. Wedle Kościeszy ta ostatnia teza „jest dyskusyjna”, bo „kryła się za nią ciasna definicja narodowości, zakładająca, że ‘prawdziwy’ Polak musi być pełnokrwistym katolikiem”, podczas gdy to wybór przesądza o religii, narodowości i państwowości. Zaintrygowany, co to takiego narodowość dyskusyjna, zacząłem czytać, jakie kryteria stosują pozostali autorzy „GP” wobec innych przedstawicieli tej narodowości.

Hubert Kossowski w artykule „Demaskuję ubo-esbeków” zwierza się, że kiedy pracował w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego, „identyfikował prywatnie”. Jedną z osób zidentyfikowanych prywatnie jest niejaka Antonina Taubel-Knebel, która służyła gorliwie sowieckiej bezpiece. W biogramie przytoczonym przez Kossowskiego „stoi napisane” jak wół: „narodowość żydowska”. Narodowość byłej funkcjonariuszki Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ‘dyskusyjna’ więc nie jest.

W felietonie Stanisława Michalkiewicza – autorytetu „GP” w sprawach żydowskich (w IV RP również felietonista Programu I Polskiego Radia) – czytamy:

Weźmy dla przykładu koszmarne czasy Hilarego Minca, jednego z trójcy Żydów, którym Stalin powierzył zadanie przerobienia nas na ludzi sowieckich. Ta trójca dobrała sobie współpracowników zarówno spośród Żydów niżej usytuowanych w komunistycznej hierarchii, jak i tubylczych.

Również w tym przypadku „żydowskość” Minca i innych nie jest „dyskusyjna”, i to pomimo że – jak wiadomo – komuniści bali się religii, narodowości i państwowości jak diabeł święconej wody (narodowość wyznawali proletariacką, a ojczyzną proletariatu był Związunio…).

Równie bezdyskusyjna jest kwestia narodowości dla czołowego felietonisty „GP”, Waldemara Łysiaka, który w felietonie „Oszczerca” rozprawia się z Władysławem Bartoszewskim („apostoł uległości Polski wobec mocarstw”, uczynił szereg starań, „by Polska nie weszła do NATO”). Łysiak jako ekspert od kwestii żydowskiej jest pilnym czytelnikiem prasy telawiwskiej – dla niej Bartoszewski to „ulubiony polski goj Izraelczyków”, a na jego cześć pieje peany Szewach Weiss, zaś głównymi adoratorami są Geremek, Edelman, Gronkiewicz-Waltz i Mazowiecki. Na ile ja się znam na medycynie, to Łysiak nie sugeruje, jakoby narodowość wyznawców kultu Bartoszewskiego była dyskusyjna. Przeciwnie – sugeruje „prosto z mostu”.

W sumie powstaje wrażenie, że dobry Żyd (Askenazy), to jest taki Żyd, którego narodowość jest dyskusyjna. Narodowość pozostałych Żydów dyskusji nie podlega. Zainteresowanym tym tematem polecam „Słówka” Boya, a w nich wierszyk „O tem, co w Polszcze dzieiopis mieć winien”, napisany z okazji komunikatu Krakowskiej Akademii Umiejętności, iż ta nie może przyznać nagrody prof. Askenazemu „a to dla jego brzydkiego wyznania”, które wg autora fraszki ustalano w łaźni.

Całego wierszyka przepisać nie mogę, gdyż muszę studiować wypowiedź Macieja Giertycha o tym, że nie byłby zadowolony, gdyby jego syn, Roman, ożenił się z przedstawicielką „innej cywilizacji”.