Nie będzie Niemiec…

Nie udało mi się porwać samolotu do Hamburga, co chciałem uczynić pod wpływem artykułu profesora Krasnodębskiego „Malejące zaufanie do Niemiec” („Rz”). Po wylądowaniu rzuciłem się na miejscowe gazety, a one – na mnie. Widok gazet niemieckich w niedzielę, 17 czerwca, najpierw mnie zachwycił. Polska na pierwszej stronie „Frankfurter Rundschau” – pomyślałem z dumą. Polska na czołówce „Süddeutsche Zeitung”! Ba, nawet w „Neue Zürcher Zeitung” o nas piszą – odnotowałem z satysfakcją. Nie jesteśmy jakąś Kanadą czy innym Bangladeszem, o których pies z kulawą nogą zapomniał.

Duma moja jeszcze wzrosła, kiedy zobaczyłem, że gazety prześcigają się zgłębianiu życiorysu Marka Cichockiego – polskiego szerpy, doradcy prezydenta RP do spraw UE. Swojego czasu czytałem w „Süddeutsche” jego artykuł o trudnych sprawach polsko-niemieckich i wydawał mi się całkiem do rzeczy. Teraz, z tejże gazety, dowiedziałem się czegoś więcej o polskim negocjatorze, mianowicie, że jego małżonka, Lena, należała do twórców Muzeum Powstania Warszawskiego, a obecnie jest sekretarzem stanu odpowiedzialną za politykę historyczną. Niezła para, pomyślałem, tylko czy oni wiedzą, że wojna się skończyła?

Mina mi zrzedła, kiedy zacząłem czytać, co też Niemcy o nas piszą. Na tzw. czołówce „Süddeutsche Zeitung” (głos konserwatywnej Bawarii) widnieje tytuł: „Barroso ruft Polen zur Ordnung” (B. przywołuje Polskę do porządku). Mógłbym, oczywiście, zagrać na emocjach i napisać, że słowo „Ordnung” źle mi się kojarzy, ale jak długo można grać na emocjach narodowych, które wywołują na ogół pozytywne skojarzenia, ale nie zawsze dobry skutek? Co to jest interes narodowy, trudno zrozumieć nawet w piłce nożnej. Co jest lepsze dla naszego interesu: kiedy nasza reprezentacja po złej grze – mecz wygrywa, czy kiedy po dobrej grze – przegrywa? Dzisiaj Polska i Niemcy zdają się mówić to samo: Co jest dobre dla nas, jest dobre dla Unii. (Co jest dobre dla General Motors, jest dobre dla Stanów Zjednoczonych.)

Niestety, pan Barroso, przewodniczący Komisji Unii Europejskiej, uważa inaczej: spory wewnątrz Unii, inicjowane przez Polskę, spowodują spadek autorytetu UE, na czym straci także Polska; polski rząd wycofuje się z tego, co już (poprzedni) polski rząd zaakceptował, jak długo można dyskutować o konstytucji? – krótko mówiąc, Barroso mówi „po niemiecku”, „przywołuje Polskę do porządku”.

We „Frankfurter Rundschau” (centro-lewica), głos zabiera niemiecki minister Spraw Zagranicznych, F.W. Steinmeier (SPD). „Polska izolowana” – czytamy już na pierwszej stronie. „Nikt poza Polską” nie chce jeszcze raz otwierać „uzgodnionego pakietu” dotyczącego sposobu liczenia głosów. Na pociechę wziąłem szwajcarską „NZZ”, ale i tam „stoi napisane” (steht geschrieben), że popierają nas jedynie Czechy i „tylko retorycznie”.

Nieco milsze było to, co gazety piszą o Marku A. Cichockim. „SZ” rzeczowo referuje jego poglądy, które czytelnikom tego bloga znane są już z artykułu prof. Krasnodębskiego. To dzisiaj u nas pogląd prawie oficjalny: paternalistyczny stosunek Niemców do Polski, oś Berlin – Moskwa, bezrefleksyjne poparcie Berlina dla polskich postkomunistów, przerabianie Niemców na ofiary II wojny i próby rewizji historii, budowa nowego porządku w Europie z Niemcami na czele.

Zarzuty te nie są wyssane z palca, coś w nich jest, ale są jednostronne i zsumowane dają wypaczony obraz Niemiec. Niestety, artykuł o Cichockim we „Frankfurter Rundschau” nosi wymowny tytuł: „Polnischer Betonkopf”, czyli „Polska głowa betonowa”. Autor, który na imię ma nomen omen Knut (nazwisko: Krohn), ma między innymi Cichockiemu za złe, że pokazuje dwa oblicza – twarde w kraju i elastyczne za granicą, gdzie mówi, że pierwiastek to „tylko propozycja, która powinna zostać dopracowana tak, żeby wszyscy obywatele mieli równy wpływ na decyzje UE”. Jak wygląda okładka „Der Spiegel” – nie muszę pisać, bo pokazała ją polska telewizja (bracia Kaczyńscy ujeżdżają kanclerz Merkel, która jest na czworakach).

Smutne to wszystko i wcale nie jestem dumny, że nasz kraj znalazł się w centrum uwagi i zabiega o poparcie nawet wstrętnego socjalisty Zapatero. Co o tym wszystkim myśleć? Nawet jeżeli bracia Kaczyńscy mieli dobre intencje, to „odzyskana” polska dyplomacja nie sprawiła się dobrze, nie zapewniła poparcia polskiej propozycji. W najlepszym razie możemy liczyć na odłożenie sprawy (czyli na wpisanie jej na porządek dzienny konferencji międzyrządowej w grudniu), co nasza propaganda będzie przedstawiała jako sukces, a niemiecka – jako ustępstwo bez znaczenia. Jeżeli Niemcy – nasz najważniejszy partner w Europie (i – dodajmy – najważniejszy, obok W.Brytanii, partner USA na kontynencie) się z nas śmieją, to nie widzę powodu do zadowolenia.

Powód do zadowolenia znalazłem dopiero w „Dzienniku”: okazuje się, że jesteśmy „najczęściej odwiedzanym” przez polityków krajem Europy. Hurra! Merkel, Sarkozy, Zapatero – wszyscy ustawiają się w kolejce do braci K. Nic dziwnego. Jeżeli ktoś podnosi alarm, to robi się zbiegowisko.
 

PS.
Olek51Basiamarek.  Racja, że na postawę Niemców wpływa zapewne także fakt, że są płatnikami netto i muszą finansować żądania biorców, którzy dostaja z Unii 3 x więcej niż wpłacają. Co prawda to nie powinno być argumentem, ale nie można o tym zapominać. Unia finansuje nowych członków i już trochę żałuje, że ich (=nas) przyjęła. Warto do nich wyciągać rękę, nie tylko po wsparcie.
 
Dante. „Żądania” pisze się przez „ż”. Polska to nie jest „pełny członek Unii”, tylko „pełen członek”.
 
Andrzej B. Zgoda. Oni myślą, że co jest złe dla Rosji (Niemiec), jest dobre dla Polski.  Niestety, w Rosji też takich nie brak. Jeden nawet wysoko zaszedł.
 
Telegraphic Observer. Zgoda w/s rozumowania prof. Krasnodębskiego. Nie wiem dlaczego on się męczy w tej Bremie.
 
Sirch, Natalia. Miło było być z Wami w Hamburgu (chociaż zaocznie). Hamburg to wspaniałe miasto. Miałem pół dnia wolnego, wybrałem się na City Tour autobusem. Kierowca okazał się Polakiem i dał mi zniżkę. To się nazywa solidarność.
 
absolwent. Faktycznie, oni wierzą w darwinizm polityczny w kraju i za granicą. „Zagryź innych, bo inaczej inni zagryzą ciebie” – tak myślą.
 
Lucjan. Słusznie, polityka braci K. obliczona jest przede wszystkim na użytek wewnętrzny, dla swojego elektoratu. Berlin, Bruksela, Moskwa u nas nie głosują. Może to i dobrze.
 
Lex – dosadnie, ale trafnie napisane. Nasze logo to gest Kozakiewicza.