Ja rzucam myśl…

olsz450.jpg

fot. Robert Kowalewski, AG

Wydarzenia mkną tak szybko, że nie sposób ustosunkować się szerzej nawet do najważniejszych, nie mam czasu wycelować precyzyjnie z celownika optycznego, nie mam także noktowizora, więc pruję seriami z ckm.

Pan prezydent pogratulował piłkarzom. Okazuje się, że można. No, ale Smolarek i Krzynówek nikogo nie obrazili, w dodatku grają w klubach zagranicznych, a nie w PO, PSL czy w LID. Szkoda, że wcześniej LK, jako arbiter elegancji, nie pogratulował drużynie Tuska.

Poprzednia władza odeszła tak jak rządziła – w fatalnym stylu. Dobrze, że prezydent zachował się poprawnie (ale nie więcej) podczas zaprzysiężenia nowego rządu. Nieobecność odchodzącego premiera, min. Fotygi, Ziobry oraz innych asów ustępującego gabinetu podczas przekazywania obowiązków była ostentacyjna i żenująca. Gosiewski jako listonosz – wstyd! Gdybyż to chodziło tylko o kilkoro przegranych polityków, ale to chodzi o coś więcej – o przykład, o wzór. Zamiast ładnego gestu – pokazali następcom gest Kozakiewicza. Na szczęście kilka osób umiało zachować się poprawnie, w tym (dla mnie nieoczekiwanie) min. Szczygło oraz min. Jakubiak, która podarowała swojemu następcy bilety na mecz z Belgią. Kapitan przegranej drużyny mówił, że w knajactwie nie dorówna rywalom, a swoim zachowaniem przypomina kibiców, którzy śpiewają „Jeszcze Polska”, lecz gdy grany jest hymn belgijski – gwiżdżą. To tyle, jeśli chodzi o zapowiadane wzmożenie moralne.

Na marginesie, czy Donald Tusk nie mógłby zamieszkać na Żoliborzu, a JK pozostać w rządowej willi na Parkowej? Stamtąd miałby bliżej do Sejmu i do siedziby KC PIS, gdzie czeka go trudna praca, do dzielnicy ambasad, po której można przejść się z godnością w towarzystwie Ludwika Dorna i Saby. Kryzys wokół trzech spośród czterech wiceprezesów partii (Dorn, Ujazdowski, Zalewski) jest głębszy niż się wydaje. Pozornie – sytuacja opanowana, ponieważ w wyborach na przewodniczącego klubu poselskiego zwyciężył kandydat JK Przemysław Edgar, przeciwników było – jeśli się nie mylę – zaledwie osiemnastu, a więc kilkanaście procent klubu PiS.

Ale gangrena ma to do siebie, że wymaga amputacji. JK postępuje z dysydentami tak, jak za dawnych czasów: zawieszenie w niepewności, zakaz wypowiadania się publicznego, zakaz publikacji swoich poglądów, wezwanie do złożenia mandatów poselskich. Zalewskiego udało się nawet podłamać i nie przyjął przewodnictwa Komisji SZ Sejmu, ale to nie rozwiązuje sprawy. W grudniu zobaczymy, czy zjazd partii okaże się tym, czym dla KPZR był XX Zjazd, na którym potępiono błędy i wypaczenia, czy też dojdzie tylko do zdemaskowania antypartyjnej frakcji Szepiłowa oraz innych, a w PiS nadal będzie panował kult jednostki.

IV RP zwija się z bólu w żałosnym stylu. IPN nagle wszczyna śledztwo w sprawie niedawnego wiceministra, sędziego Andrzeja Kryżego, który przed 1989 r. złagodził co prawda, ale utrzymał w mocy skazanie działaczy opozycji, m.in. B. Komorowskiego i A. Czumy. Trudno uwierzyć, że decyzja IPN tylko przypadkowo zbiegła się ze zwycięstwem Platformy oraz z faktem, iż wczorajszy oskarżony dziś jest marszałkiem Sejmu. Kto chce, niech wierzy. Na mnie nie liczcie.

Podobnie jak w to, że dokumenty komisji likwidacyjnej WSI nie mieściły się w siedzibie MON i trzeba je było przewieźć do pomieszczeń łaskawie udostępnionych przez Kancelarię Prezydenta. Decyzja Jana Olszewskiego zapewne jest legalna i zgodna z prawem (nie wyobrażam sobie inaczej), ale mimo to budzi najgorsze podejrzenia. Jakiś powód, inny niż ciasnota lokalowa, musiał być. Może to jest ciasnota poglądów? Może ktoś chce opóźnić moment, kiedy do dokumentów dotrze nowy rząd? Może kryją coś wstydliwego? Dopóki są tam, gdzie są, nasze prawo do informacji może pozostać niezaspokojone. Waldemar Pawlak zadał dygnitarzom PiS (przy śniadaniu w Radiu Zet) proste pytanie:

Czy jeśli teraz MON udostępni pomieszczenia, to dokumenty wrócą?

Dobrze chociaż, że pierwszą decyzją nowego ministra Obrony było odwołanie Antoniego Macierewicza ze stanowiska sekretarza stanu, na które został powołany w ostatniej chwili.

Jeszcze jedna ważna kwestia nurtuje nas od kilku dni – Afganistan, a konkretnie pacyfikacja wioski w wykonaniu polskiego patrolu. Pytań jest moc, nie można wszystkiego tłumaczyć stresem. W wojsku nie jest tak, że kilku (prawdopodobnie kilkunastu) żołnierzy z powodu stresu wsiada do pojazdów opancerzonych i jedzie sobie postrzelać. Są rozkazy, regulaminy, zasady. Nie podobało mi się, jak min. Szczygło usiłował wyciszyć tragedię, kiedy mówił o sępach, które rzucają się na tę sprawę. Nie podoba mi się sposób, w jaki aresztowano sprawców (kto za to odpowiada?). Nie podoba mi się, że Ministerstwo Obrony odmówiło żołnierzom pomocy prawnej. Wszystko to razem – przygnębiające, musi być wyjaśnione do końca, bo inaczej będę strzelał.

***

PS. Świetna była dyskusja po poprzednim wpisie, przyłączam się do braw pod adresem Magruda (Magrudy – bo to niewiasta?). Szczerze i z pasją wywaliła kawę na ławę. Stokrotne dzięki. Jeden z obserwatorów, który sam niczego do naszego bloga jeszcze nie wniósł, napisał tylko, że niektóre komentarze lepsze są od mojego posta. W pełni się z tym zgadzam i to mnie raduje, że mamy tak znakomite grono blogowiczów. Ja tylko prowadzę schronisko, do którego każdy może przyjść, ogrzać się, przynieść własny prowiant i podzielić się z innymi. Albo, jak mawiał pewien stary towarzysz: „Ja rzucam myśl, a wy go łapcie!”