Bitwa pod Wrocławiem

0puti450.jpg

Fot. Andrey Mosienko / REPORTER

Według polskich mediów i polityków przyczyny porażki Wrocławia w rywalizacji o EXPO 2012 były następujące: rząd PiS nie popierał kandydatury Wrocławia, ponieważ burmistrz tego miasta jest „zbliżony do Platformy”, rząd Tuska nie wspierał kandydatury, ponieważ burmistrz Wrocławia może mu zagrozić w wyborach prezydenckich, min. Fotyga sabotowała wyjazdy promocyjne, Koreańczycy grali nie fair, ponieważ zachęcali (czytaj: przekupywali) inne kraje do wstąpienia do federacji i głosowania na ich kandydaturę, Seul i Rabat były reprezentowane przez premierów, a Maroko nawet przez króla, Koreańczycy rozdawali laptopy, a nasi tylko długopisy itd. w tym duchu.

Prawdę mówiąc, ja też wyobrażałem sobie, że w chwili głosowania jeden (prezydent albo premier) będzie w Paryżu, a drugi WE WROCŁAWIU, żeby w tej ważnej chwili być z mieszkańcami, bez względu na wynik głosowania. Czuję się zawiedziony, że tak się nie stało. Ale w wypowiedziach polskich polityków i mediów rzuca się brak jakiegokolwiek uznania dla kandydatury koreańskiej. Nie tylko brak gratulacji dla skądinąd ważnego kraju i partnera gospodarczego, ale – przede wszystkim – brak merytorycznej oceny kandydatury koreańskiej. A może ta mała miejscowość i archipelag w jej pobliżu były po prostu lepsze, bardziej atrakcyjne i egzotyczne? Przecież fakt, że kandydatura Wrocławia uzyskała zaledwie 13 głosów (tj. ok. 10 proc.!) świadczy o tym, że połowa państw Unii Europejskiej nie głosowała za Wrocławiem!

Przestańmy więc zwalać na ludy kolorowe, a także na polityków obozu przeciwnego i spróbujmy spojrzeć na rywalizację polsko – koreańską z dystansu, oczyma innych krajów. Bo na razie jakoś nikt nie bierze pod uwagę takiej ewentualności, że są na świecie miejsca bardziej atrakcyjne niż nasze. Reakcja polskich polityków i mediów wskazuje, że takiej ewentualności nikt nie bierze pod uwagę. Jak zwykle, kiedy przegrywamy, nie byliśmy słabsi, tylko zostaliśmy oszukani.

Poza tym: po każdych wyborach wraca stary numer z obsadą MSZ. Wedle „Rz” 40 proc. pracowników MSZ ukończyło moskiewski instytut stosunków międzynarodowych, wedle rzecznika ministerstwa – tylko 10 proc. Po dwóch latach czystki jeszcze 40 proc. to absolwenci z Moskwy? Wierzyć się nie chce. Ten atak przypomina raczej czasy stalinowskie, kiedy ludzi dyskryminowano dlatego, że byli na Zachodzie, mieli rodzinę za granicą etc. Toż to jest pełna żenada. Trudno sobie wyobrazić prawo, wedle którego ukończenie jakiejkolwiek uczelni miałoby dyskryminować kogokolwiek.

Są w Polsce służby, które mają za zadanie ochronę interesów państwa przed obcymi wywiadami – i dobrze, niech robią swoje, ale utrącanie kogokolwiek (Sikorski) dlatego, że wiele lat spędził w Ameryce albo studiował w „CCCP” to zawracanie głowy. Raczej skłonny jestem podzielać opinię „Attache” z „Przeglądu”, który pisze, że MSZ przejmuje ekipa, która z utęsknieniem wyczekiwała rządu PiS (albo POPiS): Sikorski, Pomianowski, Schnepf – ludzie ideowo urodzeni daleko od Moskwy. „Rz” zamiast się cieszyć, że MSZ będzie strefą zdekomunizowaną, wzywa do polowania na niedobitki moskiewskiej uczelni, tak samo jak kilka lat temu mobilizowała prezesa Dworaka do czystki w TVP.

W tej atmosferze wyciągnięcie przez rząd Tuska ręki w stronę Moskwy zasługuje na specjalną uwagę. Wycofanie polskiego veta w sprawie negocjacji mających otworzyć Rosji drogę do OECD (Organizacja Współpracy i Rozwoju Gospodarczego) oraz chęć złożenia przez szefa rządu wizyty na Kremlu – to krok w kierunku przełamania impasu, który nie służył Polsce. Byłaby to dobra okazja do omówienia z władcami Kremla agendy polsko-rosyjskiej. Ale w tym celu trzeba usiąść do stołu. Teraz piłeczka jest w Moskwie i nikt nie będzie mógł utrzymywać, że winę za złe stosunki ponosi Warszawa.

Jeżeli, powtarzam, jeżeli prawdą jest, że był to krok nie konsultowany z prezydentem, to tylko świadczy, że tym razem Donald Tusk dotrzymał słowa, kiedy mówił, że politykę zagraniczną kształtuje rząd. Wolałbym, żeby był to krok konsultowany, ale każda decyzja premiera nie może być uzgadniana z Pałacem. Zresztą, kiedy premier miał ją konsultować, skoro w kluczowej chwili expose i votum zaufania dla nowego rządu pan prezydent bawił w …Gruzji. „Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Polska?”