Ach, jak przyjemnie!

„Ach, jak przyjemnie, kołysać się wśród fal!”. Jedna po drugiej docierają do nas dobre wiadomości. Pan prezydent rozbawił naród swoim orędziem. W normalnym kraju, w normalnych czasach, taka wpadka to byłaby wiadomość smutna, można powiedzieć wstyd. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Według badań ogłoszonych przez pro-kaczyńskie do niedawna gazety („Rz”), na półmetku kadencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, 32 % Polaków stawia mu dwóję ze sprawowania, 20% – pałę, 13 % – czwórkę, 4 % – piątkę, pozostali nie mają zdania. Prawie połowa Polaków uważa, że LK jest gorszym prezydentem od Kwaśniewskiego.

W  normalnych warunkach takie wyniki byłyby przygnębiające dla każdego, komu drogi jest autorytet głowy państwa,  ale nie ma tego złego… Społeczeństwo rozpoznało „who is who” i reelekcji LK zapewne nie będzie. A o to chodzi, żeby trzymać Braci jak najdalej od władzy, ponieważ szkodzą naszemu krajowi.

Naród zrozumiał, że nie jest poważny prezydent, który w poniedziałek w pożal się Boże reklamowym „orędziu” straszy Niemcami i homoseksualistami, mówi, że nie wszystko, co jest dobre dla Unii Europejskiej jest dobre dla Polski, i że są takie momenty trzeba się postawić, a we czwartek, w wywiadzie prasowym powiada, że „Wmawianie społeczeństwu, iż ktoś chce zablokować umowę z Lizbony, to oszustwo”. 

A przecież kilka dni temu wielki brat prezydenta zapowiadał, że w referendum wezwie do głosowania „nie”. Braciszkowie zmieniają stanowisko z dnia na dzień i jak jeden zaczyna krążyć, to drugi nie może zdążyć. Jarosław Kaczyński zrobił z prezydenta figuranta, najpierw telefonicznie załatwił za niego „sukces” w Brukseli, a potem obaj zaczęli ten sukces podkopywać. 

Kto winien? Oczywiście media. LK powiedział, że media nieprawdziwie przedstawiają sytuację, a JK na spotkaniu ze studentami kolejny raz potępił Michnika, TVN i Radio TOK FM, czyniąc im niebywałą reklamę. Michnik i TVN reklamy nie potrzebują, ale dla Radia TOK w piątą rocznicę jego powstanie to zasłużony komplement.

Od czasu do czasu bywam gościem tych mediów, gospodarze na ogół zapraszają publicystów parami, mnie zawsze dają do pary kogoś na prawo ode mnie – Maciej Łętowski (Tygodnik Solidarność),  Tomasz Terlikowski (Rz),  Tomasz Sakiewicz (Gazeta Polska) – wspólnie każą nam uprawiać pluralizm do znudzenia,  ale dla prezesa PiS to wszystko mało, on ma alergię na wszelkie opinie inne niż jego własne, od pewnego czasu nie omieszkuje zaznaczyć, że „Dziennik” zszedł na zła drogę.

JK wszystko ma mediom za złe. Została mu tylko „Gazeta Polska”, której szefa uczynił felietonistą Polskiego Radia, no i Radio Maryja. 

Nigdy nie słyszałem od żadnego z braci choćby pytania: Dlaczego media się od nich dystansują? Dlaczego nawet gazety i publicyści, którzy odnosili się do PiS, jego liderów i programu z entuzjazmem – dziś patrzą na nich krzywo? To pytanie braci nie interesuje, bo przyczyn musieliby szukać w sobie.

Jeśli już „Dziennik”, który zamieścił pamiętny panegiryk Michała Karnowskiego na cześć JK, prezes PIS określa jako organ Platformy, jeśli zasłużona dla IV RP „Rzepa”, teraz demaskuje kulisy porażki Lecha Kaczyńskiego w Brukseli, gdy odrabiano największy podobno sukces polskiej dyplomacji od czasu Unii Lubelskiej, to świat się wali, to Bracia powinni się zastanowić dlaczego tak się dzieje.

Jedyne, co umieją, to porównać dziennikarzy do „chłopów pańszczyźnianych”, „pracowników mediów”, które „fałszują rzeczywistość”. Szkoda, prawdziwa szkoda, że Bracia tak słabo znają świat, choćby prasę brytyjską, której część nie zostawia na rządzie suchej nitki.

W dalekim Chile, gdzie od upadku Pinocheta rządzi lewica, media opanowane są przez prawicę, najlepszy, największy i najstarszy dziennik „El Mercurio”, który był tubą dyktatora, każdego dnia (ukazuje się 7 razy w tygodniu) prowadzi kanonadę wobec rządzących, ale kolejni prezydenci – Frei, Lagos, Bachelet – nigdy nie mieli tego za złe, tylko nieprzerwanie od 1989 roku wygrywają  wybory. Nie mając swojej gazety, radia ani telewizji!

Moja rada: Bracia powinni złożyć wizytę w Chile, może tam zrozumieją, że można rządzić nie rządząc mediami, a nawet mediom wbrew.

Korzysta na tym wszystkim Platforma, która – wedle innych badań – cieszy się już poparciem połowy społeczeństwa (PiS – 18 %). Sukces Platformy jest  nagrodą za styl, za rozsądek (np. Donald Tusk  nie prze do referendum w sprawie traktatu unijnego, choć jest duża pokusa, że byłby to gwóźdź do trumny PiS), a także za polityczne harakiri, jakie popełniają Bracia, w mniejszym stopniu jest to premia za program i jego wykonanie.

Szczególnie widać to przy ustawie o mediach i służbie zdrowia. Dwa ostatnie osiągnięcia Platformy: Ustawa o mediach i „biały szczyt” są dwuznaczne. Nowa ustawa o mediach (w dalszej perspektywie, po ewentualnym veto prezydenta i odrzucenie go przez PO+PSL+LiD) ma jedną zaletę: pozwala uwolnić media publiczne z monopolu PiS: od Polskiej Agencji Prasowej po najmniejszą redakcję TVP i Polskiego Radia – wszędzie panoszył się układ PiS i jego rozbicie Tusk słusznie traktuje jako pilne.

Ale nowy ustrój mediów publicznych, jaki uchwalono, nie zapewnia ich niezależności, a w sprawie abonamentu mamy taki sam bałagan, jak w sprawie odpłatności za świadczenia medyczne – raz jest, innym razem jej nie ma. Potwierdza to tylko podejrzenia, że Platforma nie była dobrze przygotowana do rządzenia. Jeżeli to miała być cena za odsunięcie od władzy PiS – to warto było. A przykład Jose Luis Zapatero, który 4 lata temu był jeszcze bardziej zaskoczony, że został premierem Hiszpanii , i – wybrany ponownie – daje sobie dobrze radę, napawa optymizmem.

Przepraszam, że się rozpisałem. Przyjemnej lektury! Wesołych Świąt Blogowiczom rozsianym po kraju i zagranicy życzy gospodarz bloga.