Co temu Marek winien?

„Co temu Marek winien, że jest taki śliczny?” – śpiewano przed wojną w kabarecie. (Śpiewano także „Moniuś”, „Zygmuś”, zależnie od potrzeby). Przypomniałem sobie tę piosenkę czytając artykuł amerykańsko-polskiego historyka, prof. Marka J. Chodakiewicza w „Rzeczpospolitej” (5.IV). Czytelników niedoinformowanych zawiadamiam, że autor zajmuje się stosunkami polsko – żydowskimi, jego książkę „Po Zagładzie”, jako poprawną naukowo i politycznie, wydał niedawno IPN. Teraz autor odpowiada na krytyczne na ogół recenzje w Polsce. Przy okazji rzadki pokaz skromności i miłosierdzia.

CHODAKIEWICZ O SOBIE:

„Gromadził i analizował dosłownie wszystkie źródła, jakie mógł znaleźć”, „nowatorskiego podejścia do niekonwencjonalnych źródeł, nie uznawanych lub pomijanych przez większość historyków, uczyły go takie osoby jak” (tu nazwiska sławnych historyków), źródłoznawstwa uczył go sam Istvan Deak, z braku dostępu do polskich źródeł „musiał studiować druki ulotne, publikacje propagandy”, „szukał zdawkowych wzmianek w niszowych gazetach”, a jego praca „pokazuje postulaty badawcze na przyszłość”. Gdy już zebrałem materiały (do książki „Po Zagładzie”) – pisze – i gdy przebadałem poszczególne przypadki, musiałem wybrać pryzmat…”, „obraz wyłaniający się z moich badań jest więc bardzo zniuansowany” – chwali się profesor. „Postanowiłem podejść statystycznie” – pisze, zdecydował się „odnotowywać działania nie tylko bezpośrednie, ale również pośrednie”; „zbadałem pojedyncze przykłady przemocy”, „opisałem mechanizmy powodujące tarcia”.

Nic dziwnego, że praca jego wzbudziła zachwyty w USA, zachwyty, których autor nie szczędzi czytelnikom „Rz”: „Dr Chodakiewicz objaśnia ten niesamowicie skomplikowany i polityczny problem” – pisze jeden profesor. „Gratuluję panu wytrwałości i wykorzystania olbrzymiego materiału źródłowego” – pisze drugi. „Dobrze napisany, wyważony opis” – dodaje trzeci. (Więcej komplementów znajdą Państwo na stronach internetowych „Rz”).

CHODAKIEWICZ O INNYCH:

„Nadwiślańscy wyznawcy politycznej poprawności”.
„Ataki na mnie w Polsce były grubiańskimi atakami personalnymi”.
„Chór politycznej poprawności”.
„Środowiska badaczy postpeerelowskich i ich następców”.
„Przyczynek Engela i moja monografia zostały prawie całkowicie zignorowane przez politycznie poprawne środowiska…”
Jan Tomasz Gross „przyznał publicznie, że nigdy mojej książki nie czytał”.
Książka Grossa o Jedwabnem „niczego nowego (amerykańskiej nauczycielki) nie nauczyła”.
„Do dziś nie wiadomo, czy to, że ojciec (Kwaśniewskiego) służył w komunistycznym aparacie terroru jest pomówieniem, czy faktem”.

Są jednak w Polsce co najmniej trzej dobrzy historycy: Jerzy Robert Nowak (w jego pracach znaleźć można było „stosunkowo najwięcej odnośników do źródeł publikowanych”), oraz historycy IPN – Jan Żaryn i Piotr Gontarczyk, którzy „wyśmienicie odpowiedzieli miejscowemu (tj. polskiemu – Pass) chórowi poprawności politycznej”, który z kolei rzucił się na książkę Chodakiewicza. Po cóż więc jeszcze sam autor występuje w obronie swojej pracy? „Ponieważ doszły mnie z kraju głosy, że moje milczenie może być odebrane jako znak aroganckiej pogardy dla rodaków”.

Szanowni Blogowicze, napiszcie szczerze, z ręką na sercu, czy milczenie prof. Chodakiewicza, którego polscy historycy potraktowali tak bezlitośnie, odebraliście jako aroganckie milczenie? Kto się czuł wzgardzony przez amerykańsko – polskiego profesora, teraz może się dowartościować czytając jego artykuł w stylu „historia mnie rozgrzeszy”. Profesor Chodakiewicz zaszczycił nas bowiem peanem na cześć swoją i swojej książki. To rzadki przykład skromności i pokory uczonego. Żadnych zarzutów pod adresem własnej książki nie przytacza, próżno by szukać choć jednego krytycznego zdania, jednego cytatu. Zamiast tego znajdujemy katalog wybitnych historyków, których ponoć autor jest uczniem, trochę epitetów pod adresem polskich historyków innych niż jego ulubieni (jak gdyby po wojnie w Polsce nie działali tak wspaniali uczeni jak Kieniewicz, Manteuffel, Kula czy Gieysztor, nie mówiąc o żyjących, którzy urodzili się przed 1989 r.), oraz pewną wielce oryginalną teorię.

Mianowicie „etyczną definicję narodowości”. – Polakiem – czytamy – „jest ten, który sam identyfikuje się jako Polak, jest świadomy swojej polskości”, to ten, „który aktywnie swojej polskości dowodzi”. W sensie etycznym nie jest Polakiem – nazista albo komunista. „Polak – nazista” czy „Polak – komunista” to oksymoron – twierdzi autor. Czyli miliony członków PZPR nie były Polakami. Żeby być Polakiem, trzeba wypełnić warunki: identyfikować się z Polską i jej kulturą.

Co z tej teorii wynika? Koestler zmienił narodowość. Bierut (w sensie etycznym) Polakiem nie był. A Rokossowski – Polakiem był czy nie był? Nie był, bo popierał Stalina? Czy był, bo identyfikował się z Polską? A znakomity krytyk niemiecki, Marcel Reich-Ranicki? „Pół Polak, pół Niemiec, cały Żyd”? A Leszek Kołakowski – czyżby zmienił narodowość? A Artur Sandauer? Kiedy Polakiem był, a kiedy nie był? A Jakub Berman, który do tego stopnia utożsamiał się z polską kulturą, że aż był jej dyktatorem? Jak dr Chodakiewicz rozwiąże ten „niesamowicie skomplikowany moralny i polityczny problem”?

Autor nie wydaje się człowiekiem niesamowicie skomplikowanym. I nie on winien, że jest taki śliczny.