Biedni oszczercy

Moją ulubioną lekturę stanowią wyroki sądowe i przeprosiny w sprawach o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych. Ostatnio mam co czytać. Oto kilka przykładów:

Sąd I instancji orzekł, że Zbigniew Ziobro ma przeprosić dra Mirosława Garlickiego za słowa: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie.” Ziobro ma wypłacić odszkodowanie (7 tys. PLN zamiast 70 tys. żądanych przez poszkodowanego) i ogłosić przeprosiny w różnych mediach, i to na własny koszt (w telewizji może to kosztować kilkadziesiąt tysięcy). Łączna dolegliwość kary wynosi ponad 100 tys. Wyrok ten bardzo mnie ucieszył, ale jego krytycy – obrońcy Z.Z. – krytykują są za pośpiech, niedopuszczenie dowodów obrony, a także nieludzki wymiar kary. Poseł PiS, mecenas Mularczyk (ten sam, który w Trybunale Konstytucyjnym usiłował skompromitować dwóch sędziów), załamuje ręce, że wyrok jest stalinowski i oznacza konfiskatę mienia. Wyrok nie jest prawomocny, Z.Z. się odwoła.

Prawomocny czy nie – wyrok ten daje nadzieję, że może ludzie czynni w polityce i w mediach zaczną liczyć się ze słowami. To prawda, że na doktorze Garlickim ciąży wiele zarzutów i on sam może trafić do więzienia, ale to nie znaczy, że każdy polityk może mówić co chce i robić karierę po trupach.

Kilka dni temu z prawdziwą satysfakcją przeczytałem ogłoszenie w gazecie: „Ja, Jaromir Netzel, oświadczam, że przepraszam Pana Bertolda Kittela oraz Pana Grzegorza Gaudena (byłego Redaktora Naczelnego dziennika ‘Rzeczpospolita’ za sformułowania zawarte w mojej wypowiedzi na konferencji prasowej w siedzibie PZU S.A. w Warszawie 17 VIII 2006 r., w szczególności za sformułowanie, iż Bertold Kittel jest ‚majorem służb specjalnych’. Jednocześnie oświadczam, że nie istniały żadne podstawy dla użycia przez mnie (…) tego typu stwierdzeń pod adresem Red. Bertolda Kittela.”

Powyższe przeprosiny są albo wynikiem wygody, albo wykonaniem wyroku i napawają optymizmem, że oszczerstwa w Polsce nie muszą być tolerowane. Rozbestwienie niektórych polityków i dziennikarzy zaszło już tak daleko, że „Nasz Dziennik” atakując – zgodnie z linią PIS – telewizję TVN, pisał o „medialnym ZOMO” i „goebbelsowskiej propagandzie”. „Nasz Dziennik” również przegrał sprawę w sądzie. Przegrał także poseł Jacek Kurski, który wymyślił sobie transakcję, wedle której PZU współfinansowało kampanię wyborczą Platformy. Przegrał w sądzie jeden z czołowych ideologów prawicy i współpracowników rządu PiS, prof. Andrzej Zybertowicz, który (na tle sporu o lustrację) napisał: „Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”.

Wśród przegranych w sądzie jest także polityk PiS, poseł Wassermann, za słowa: „Swoista gra (‘Gazety Wyborczej’) jest elementem zaciętej wojny, którą toczy ona w celu ochrony układu ludzi władzy, biznesu, mafii i służb specjalnych”.

Nie wszystkie wyroki są prawomocne, ale napawają nadzieją, że może osoby publiczne zaczną bardziej liczyć się ze słowami. Byłem zgorszony, kiedy znani publicyści bronili dziennikarza w małym miasteczku, który bezpodstawnie oskarżył miejscowego samorządowca i został wykreowany przez środowisko dziennikarskie na ofiarę wolności słowa. Ja uważam, że nie tylko dziennikarze i politycy mają swoją godność. Mój pogląd jest w tej sprawie bardziej konserwatywny i idzie wbrew obecnej tendencji, także w Europie Zachodniej, która stawia wolność słowa powyżej dóbr osobistych, zwłaszcza kiedy te dobra dotyczą osób publicznych. Bardziej podobają mi się obyczaje amerykańskie, gdzie za oszczerstwo płaci się ciężkie pieniądze. Dlatego podoba mi się „stalinowska konfiskata mienia” pana posła.