Skazani na siebie

Wizyta rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, Siergieja Ławrowa była udana, ale bez przesady. Osiągnięto tyle, ile w obecnych warunkach jest możliwe. Już sam fakt, że Rosja nie odwołała wizyty, mimo zaangażowania Polski po stronie Gruzji i po stronie USA (tarcza i Gruzja, gdzie USA mają poważne interesy), może budzić zadowolenie. Obie strony miały interes w tym, by wizyta doszła do skutku i zakończyła się sukcesem. Rosja nie chce być izolowana, Polska chce jak najwięcej w stosunkach z Rosją ocalić, i dla siebie, i dla Unii.

Polskie media z pewnym uznaniem mówiły o Ławrowie, że co prawda „kuty na cztery nogi”, ale doskonale wykształcony i przygotowany, doświadczony w ONZ i w rosyjskim MSZ. Przy okazji podkreślano, że ukończył słynny Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych – tę samą uczelnię, za ukończenie której polscy absolwenci byli do niedawna szykanowani. Ukończyć MGiMO to w naszym MSZ minus, ale w życiorysie Ławrowa – plus.

Co prawda Ławrow nie doczekał się przyjęcia przez prezydenta RP, ale to byłby gest przesadny. Ponadto, nie wiadomo jaki przebieg miałoby takie spotkanie. W „rewanżu” Ławrow nie wykazał (jeśli wierzyć mediom) zainteresowania spotkaniem nieformalnym z ministrem Sikorskim. Obiad z premierem Tuskiem – to było wyjście dla obu stron wygodne. Ławrow poczuł się doceniony, a Tusk pokazał, że zależy mu na tym, by Polska nie miała z Rosją stosunków najgorszych spośród wszystkich państw „Eurosojuza”.

W sprawach zasadniczych strony pozostały przy swoim. Rosja powtórzyła, że nie widzi żadnego zagrożenia ze strony Polski, widzi je natomiast ze strony USA, które zmieniają układ sił, rozmieszczają swój system strategiczny w różnych krajach (na Polsce się nie skończy – powiedział, zapewne słusznie, Ławrow),  umieszczają swój potencjał militarny w kosmosie etc. A to przecież rosyjski „gensztab” musi brać pod uwagę. Sikorski zapewniał, że tarcza nie jest wymierzona przeciwko Rosji i zapowiadał rozmowy w sprawie przejrzystości i budowy środków wzajemnego zaufania.

Nie było zbliżenia w sprawie Gruzji. Podczas konferencji prasowej Ławrow stwierdził, iż ze strony wysokiego szczebla administracji USA miał zapewnienie, że jeśli Gruzja użyje siły do rozwiązania sprawy Osetii Płd. i Abchazji, to „sama przekreśli swoje nadzieje na wejście do NATO”.   Rosyjski minister potępiał „wciąganie na siłę” niektórych państw do NATO, na co Sikorski odparł, że jesteśmy sojuszem wolnych narodów, a członkostwo w NATO działa tonizująco (czytaj: Gruzja w NATO będzie bardziej obliczalna).

Wizyta Ławrowa oznacza, że dialog z Rosją rusza z miejsca, zbiorą się odpowiednie komisje, w tym ta „do spraw trudnych”. Wzmacnia to naszą rolę w Unii,  przynajmniej w sprawach wschodnich. Okazuje się, że wizyta prezydenta Kaczyńskiego w Tbilisi nie zaszkodziła, a może nawet pomogła, co początkowo trudno było sobie wyobrazić.

Z wizyty wszyscy mogą być zadowoleni. Kaczyński – bo jego wizyta się opłaciła. Tusk  – bo jego rząd nie pozwolił zniszczyć stosunków z Rosją. Sikorski – bo jego akcje w oczach opinii publicznej idą w górę (wbrew zdaniu, jakie ma o nim prezydent). Wreszcie Ławrow –  bo jego pierwsza po gruzińskiej awanturze wizyta w europejskiej stolicy  przebiegła poprawnie.

Mnie osobiście nie bardzo podoba mi się to, co mówi Ławrow o „regionach, w których Rosja ma swoje uprzywilejowane interesy”, czasami określa je jako regiony, z którymi Rosja ma (miała?) bardzo dobre stosunki. Stosunki Rosji z państwami ościennymi trudno uznać za tradycyjnie przyjazne. Oby wizyta Ławrowa była krokiem w tym kierunku.