Ryba psuje się od głowy

Patrząc na to, co się wyrabia w polskiej polityce, trudno nie uznać, że ryba psuje się od głowy. To partanina na najwyższych szczeblach – począwszy od prezydenta, poprzez premiera i niektórych ministrów, nie wspominając już o posłach.

Pan prezydent zaproponował referendum w sprawie reformy służby zdrowia, w którym co chwilę straszył prywatyzacją. Kto przy zdrowych zmysłach czuje się kompetentny, żeby wziąć udział w takim  referendum? System ochrony zdrowia to jedna z najbardziej skomplikowanych spraw nie tylko w Polsce, ale nawet w państwach najbogatszych, np. w USA, gdzie są najlepsze szpitale na świecie, a miliony ludzi bez żadnego ubezpieczenia. Strasząc prywatyzacją szpitali prezydent zwracał się do emocji, a nie do rozumu obywateli. Do emocji postkomunistycznych, wedle których co prywatne, to złe. Trzy czwarte obywateli nie widzi różnicy pomiędzy komercjalizacją a prywatyzacją, wszyscy boją się, że nie będzie ich stać na leczenie  i na tych lękach gra prezydent. To nie znaczy, że prywatyzacja byłaby OK., ale nie należy ludzi straszyć ani wprowadzać w błąd. Byłoby lepiej, gdy pan prezydent ogłosił swoje zastrzeżenia (mógłby to zrobić minister Kownacki, który wypowiada się chętnie, podobnie jak minister Kamiński), wtedy być może byłoby wiadomo o co chodzi. A wygląda na to, że chodzi o to, by wzmocnić pozycję prezydenta, a ochrona zdrowia niech pozostanie jaka jest.

Już bardziej przemawia do mnie propozycja zwołania rady gabinetowej w sprawie kryzysu finansowego. Oczywiście, podobnie  jak w sprawach ochrony zdrowia, pan prezydent może zaprosić ministra, prezesa NBP i kogo tylko zapragnie, ale prezydent chce pokazać, jaki jest zatroskany i ma do tego prawo. Na  radzie gabinetowej będą oczywiście fochy i dąsy, potem prezydent załamie ręce nad bezczynnością i ignorancją  rządu, ale jak chce zademonstrować swoje zatroskanie, to czy warto mu przeszkadzać? Rozumiem też premiera Tuska: rada gabinetowa będzie kolejnym sygnałem, że sytuacja jest groźna, podczas gdy rząd staje na głowie, żeby ludzi uspakajać. W dodatku prezydent się rozpycha – najpierw kładł nacisk na politykę zagraniczną oraz swoje zwierzchnictwo sił zbrojnych, teraz będzie chciał ustalać stopę procentową. No, ale w końcu jest głową państwa, ja  bym mu tej zabawki nie zabierał.

Gorzej, że pan prezydent wybiera się na kolejny szczyt Unii Europejskiej, tym razem energetyczno – klimatyczny, i znów mamy konflikt o to, kto będzie stał na czele polskiej delegacji. Tego już za wiele – prezydent zmierza do tego, by ubezwłasnowolnić rząd, odebrać mu prawo i obowiązek prowadzenia polityki zagranicznej. Odmówić prezydentowi chyba nie sposób, ale głowa państwa postępuje nie fair. Jestem przeciw.

Niestety, rząd także dał plamę. Minister Drzewiecki i premier Tusk fatalnie rozegrali mecz w PZPN, strzelili sobie gola samobójczego, okazali się partaczami. Piszę to z przykrością, bo ucierpi autorytet rządu i poparcie dla koalicji rządzącej, potrzebne do spraw dużo ważniejszych niż PZPN.  Co za diabeł skusił Tuska do podjęcia tej sprawy? Co za fałszywie wybrany priorytet?  Rozumiem, że ryzykuje w sprawie kryzysu bankowego, reformy służby zdrowia, KRUS, emerytur, IPN, ale w sprawie PZPN?! To już nie ma ważniejszych spraw? Czy do walki z korupcją państwo nie ma policji, prokuratury, sądów, CBA itp.? Czy nie należało dalej iść drogą 150 aresztów, aktów oskarżenia, procesów i wyroków? Żenująco brzmią dziś buńczuczne wypowiedzi premiera, ministra Drzewieckiego, ministra Nowaka, który jeszcze w obliczu fiaska mówił o sukcesie. To była lekcja arogancji i niekompetencji, amatorszczyzna. Jakże łatwo  przewrócić się na skórce od banana. Oby nie miał racji Aleksander Kwaśniewski, który powiedział, że ta sprawa może okazać się punktem zwrotnym, tak jak scena wyprowadzania dra G. w kajdankach (przy wszystkich do niego zastrzeżeniach i zarzutach) okazała się dla PiS. To był błąd i premier Tusk powinien to przyznać. Drzewiecki powinien posypać głowę popiołem.

Dla nas to tylko dowód, że politykom trzeba bez przerwy patrzeć na ręce, żadnego nie obdarzać bezgranicznym zaufaniem i poparciem, bo to są tylko ludzie, a czasami nawet dzieci. Mam kolejny kłopot z posłem Palikotem. Porównanie prezydenta do Breżniewa, a Kancelarii do trupa na kółkach przekracza granice mojej tolerancji. Ale kiedy poseł Palikot mówi w sposób bardziej kulturalny o prezydencie, to trudno odmówić mu racji. W sprawie PZPN Tusk też ma rację, ale jedna rzecz to mieć rację, a druga to tej racji pomóc, a nie szkodzić.

***

PS.   Na dole nie lepiej niż na górze. Rzecz dzieje się w przychodni w rzekomo inteligenckiej dzielnicy Warszawy. Świeżo wyremontowana przez ZOZ willa, w której mieści się przychodnia, ma podobno wkrótce zostać zwrócona przedwojennym właścicielom. W poczekalni ożywienie i niezadowolenie. Jedna pani: „Skąd te parchy mają dokumenty? Przecież jak one szły do gazu, to dokumentów przy sobie nie miały.” Cisza. Druga pani: „Przecież oni szli do gazu ze swoich domów, a nie z pani domu. Poza tym to nie parchy, ale Żydzi.” Cisza.