Czuma i Rokita – niepoważni politycy

Na czołówkach gazet są dziś panowie Czuma i Rokita – politycy nie całkiem poważni. Andrzej Czuma ma piękną przeszłość, to prawda, ale przeszłość była dawno, i nie daje monopolu na rację w każdej sprawie. Nie podobał mi się już fakt, że p. Czuma był (jest?) zwolennikiem łatwego dostępu do broni palnej. Po tym wszystkim, co zobaczył w Stanach Zjednoczonych, po tych szaleńcach, którzy mordowali w szkołach i w koledżach – jak można być zwolennikiem łatwego dostępu do broni? Jeszcze w Stanach to ma jakieś źródła historyczne, Dziki Zachód, samotne domki i osady, a także prawo do broni jako prawo obywatelskie. Ale w Polsce?

Tu dygresja: Jeżeli Donald Tusk zdymisjonował prof. Ćwiąkalskiego za jego wypowiedzi w sprawie Krzysztofa Olewnika – to popełnił błąd. Jeżeli zdymisjonował ministra za wizytę u Stokłosy – to inna sprawa. Koniec dygresji. W każdym razie Andrzej Czuma został ministrem Sprawiedliwości. Jego pierwsze spotkanie rodziną PP. Olewników trwało dłużej niż z jego poprzednikiem na stanowisku ministra (na co zwróciła uwagę Janina Paradowska). Na stanowisko ministra przyszedł człowiek bez doświadczenia, bez programu. Donald Tusk wyrządził krzywdę posłowi Czumie mianując go ministrem. W ciągu kilku dni Czuma popełniał gafę za gafą. Powiedział, że w Polsce jest 6 tys. prokuratorów, ale jedna czwarta z nich zajmuje się walką z przestępczością. Zdradził, że polski wywiad znał nazwiska i krewnych bandytów z Pakistanu, i ze cieszą się oni poparciem w rządzie. Wreszcie Czuma wprowadził do ministerstwa jako społecznego doradcę – swojego syna! To już jest na prawdę curiosum. Jeżeli syn jest zdolny i mądry, to przecież znajdzie sobie bez problemu zajęcie, a innych doradców nie brak.

No i wreszcie ta bomba, którą ujawniła „Polityka” – Czuma jako kłopotliwy dłużnik, który latami ociągał się ze spłacaniem wierzytelności, do tego stopnia, że miał sprawy w sądach. Nie dajcie sobie wmówić, że to jest normalne i częste, bo w Ameryce ludzie żyją na kredyt. Spędziłem w USA w sumie 7 lat, byłem redaktorem na czele zespołu, byli w nim ludzie, którzy spłacali kredyty (np. za studia), mieli kłopoty finansowe, ale nie w sądach! W sumie – nominacja Andrzeja Czumy okazała się jego kompromitacją i wpadką premiera Tuska. Premier się przeliczył, że etos zastąpi Czumie umiar i rozsądek. Niestety, stało się inaczej. Zmiana na stanowisku ministra Sprawiedliwości to najpoważniejszy dotychczas błąd premiera Tuska. Błąd, z którego trudno się wycofać. Bracia Kaczyńscy zobaczyli światło w tunelu.

Jest jedno, co łączy obu bohaterów dnia – Czumę i Rokitę: brak powagi. Poważny minister nie ukrywa przed premierem swoich zaszłości finansowych, nie mówi głupstw ani nie wprowadza syna na doradcę. Poważny premier nie daje się nabrać. Poważny polityk, za jakiego pragnął uchodzić Jan Maria Rokita, nie szarpie się ze stewardesą. Owszem, stewardesy bywają nieprzyjemne (wiem to z własnych obserwacji), Niemcy potrafią być służbistami, ale do tanga trzeba dwojga. Poważny człowiek pomyśli, że stewardesa jest nieuprzejma, ale ileż to razy w życiu zetknęliśmy się z nieuprzejmą obsługą – zwłaszcza my, wychowani w PRL? To jest trochę tak, jak z prowadzeniem samochodu. Kiedy ktoś zajeżdża nam drogę, to albo mu ustąpimy, zaklniemy pod nosem i jedziemy dalej, albo trąbimy, wymyślamy i wygrażamy, czyniąc nieprzystojne gesty. Nie wierzę, że na grzecznego i potulnego Rokitę rzuciła się niemiecka policja. Najlepiej by było, gdyby w samolocie była kamera i wszystko zostało nagrane.

Dalszy ciąg był równie żenujący, Rokita stawiał opór, a policja się nie patyczkowała, gdyż nie zajrzała do Wikipedii i nie wiedziała, z kim ma do czynienia – z publicystą i z posłanką! Rokita się opierał, ponieważ nie wyobrażał sobie, że może zostać potraktowany niesprawiedliwie, jak byle kto. Polscy politycy pospieszyli z odsieczą: „Nie może być poniewierany Polak! Policja lżyła Polaka, to jest nas – Polaków” – mówili. „Jestem w ostrym konflikcie z państwem niemieckim” – stwierdził Rokita. A Kamil Durczok z cała powagą pytał, czy Rokita oczekuje reakcji polskich władz. Z odsieczą pospieszył nawet poseł Palikot, który miał podobny incydent i wzywał do bojkotu Lufthansy. Ale nie zapominajmy, kim jest poseł Palikot. Ten jest w silnym konflikcie nawet z prezydentem, którego nazwał „chamem” i z jego bratem, któremu zaglądał do łóżka. I znów – można to i owo myśleć, ale niekoniecznie ubliżać.

Moim zdaniem, gdyby obaj politycy odkładali płaszcze tam, gdzie wszyscy pasażerowie, i mieli ego nie większe niż inni, to do wybuchu kolejnej wojny polsko – niemieckiej by nie doszło.