Precz z paktem miłości

„Precz z paktem Tusk – Kaczyński!”, „Precz z POPiSem!” – tyle chciałoby się powiedzieć w odpowiedzi na pomysł prezydenta, który uważa, że Polsce potrzebny jest pakt. Ta idea to dalszy ciąg oferty PiS-u : pokój – nie wojna, dialog, rywalizacja, dobre rady jak wyjść z kryzysu, polityka miłości. Kto chce – niech wierzy. Dobrze by było, gdyby gałązka oliwna w ręku braci Kaczyńskich była autentyczna, ale trudno jest uwierzyć, że najlepszy – zdaniem prezydenta – premier IV RP, z najlepszym – zdaniem prezydenta – rządem od 1989 roku, będzie paktował z najgorszym Tuskiem i jego najgorszym gabinetem, co do którego bracia Kaczyńscy nie ukrywali swojej wrogości. Oczywiście, teraz, w obliczu kryzysu, trzeba przejść ponad podziałami, ale…

Nawet, gdyby stał się cud i gruczoły PiS zamiast jadu zaczęły wydzielać eliksir miłości, to i tak byłbym przeciw paktowi. Polsce potrzebna jest silna opozycja, z takim przywódcą jak Jarosław Kaczyński, politykiem zdolnym, nieprzeciętnym, ale stworzonym do opozycji, a nie do rządzenia. Rządowi zaś potrzebna jest głośna krytyka, a taką może zapewnić tylko partia opozycyjna. Nawet na media nie można liczyć. W poniedziałek ukazała się propozycja prezydenta, a już nazajutrz „Rz.” miała wyniki sondażu: ponad 1/3 (36 proc.) Polaków uważa, że najlepszą formą współpracy byłby wspólny rząd PO i PiS. Myślę, że będę wyrazicielem pozostałych 2/3 proc. Polaków, jeśli powiem NIE – precz z paktem! Jeżeli obie partie chcą współpracować, to od tego jest parlament, jego liczne komisje, w tym specjalne, żeby mogły się dogadywać. Jeżeli PiS chce wrócić do władzy (a chce), to od tego są wybory. W ostatnich wyborach Polacy zdecydowali, że PiS ma być w opozycji, a lewica na marginesie. Żeby to zmienić – trzeba wybory wygrać, a nie wracać do władzy poprzez jakiś pakt. Wszystkie dobre pomysły można wysuwać na Wiejskiej i w mediach, w telewizji pełno jest prezesa Kaczyńskiego, który zresztą ostatnio dobrze wypadł i u Lisa, i u Olejnik, są panowie Brudziński, Kamieński, Macierewicz, pani Natalli-Świat, Girzyński, Cymański są w każdej chwili do obejrzenia i wysłuchania.

Gdyby pakt PO – PiS stał się faktem, to opozycja byłaby jedynie lewicowa i zanikająca, PiS przebrałby się z partii destrukcyjnej w konstruktywną. Z partii niszczycielskiej, której myślą przewodnią jest „wymiana elit”, stałby się partią umiejącą rzekomo współpracować choćby z łże-elitą, nawet z diabłem, a wszystko dla dobra kraju. Partia prezesa Kaczyńskiego potrafi zagryźć zęby i powrócić nawet do TVN, stacji o „agenturalnych korzeniach”, byle na tym skorzystać. Tymczasem dobro Polski wymaga, żeby PiS był w opozycji, a odpowiedzialność Platformy za wyprowadzenie kraju z kryzysu była niepodzielna. Jakie miałyby być pozytywne skutki takiego paktu dla Polski – nie wiadomo. Natomiast korzyści dla PiS byłyby oczywiste – zostałby wpuszczony na salon, który jeszcze wczoraj usiłował spustoszyć. Gdyby miało dojść do „paktu T-K”, to z czasem PiS mógłby powiedzieć to, co o okrągłym stole: pakt trzeba było zawrzeć, ale nie trzeba było go dotrzymywać.

Wszystkie najważniejsze pomysły PiS – większy deficyt budżetowy, odsunięcie euro, wojna z Berlinem i z Moskwą – wszystko to Tusk i jego ministrowie mogą przeprowadzić bez żadnego paktu. Idea paktu to dalszy ciąg kongresu PiS w Krakowie – wrócić do władzy pod hasłem „Kochajmy się”.

***

PS. Na kongresie w Krakowie można było podobno kupić album o PiS, w którym zabrakło miejsca dla weteranów partii: PP. Dorna, Jurka, Ujazdowskiego, są natomiast osobne portrety PP. Gosiewskiego, Ziobro, Lipińskiego i im podobnych. Zwróciła na to uwagę Janina Paradowska w Radiu TOK, i – oczywiście – „Gazeta”, ale większość mediów nie skupiła się na tym. A to przecież praktyka często stosowana w stalinowskiej Rosji (acz nie tylko, także w USA już w XIX wieku). Polecamy dwie strony internetowe, gdzie można obejrzeć przykłady wygumkowania z fotografii, w tym stare fotografie amerykańskie, a także Lenina z wpatrzonym weń Trockim (i już bez Trockiego), Hitlera w towarzystwie pięknych pań z Goebbelsem i bez Goebbelsa, Stalina z Jeżowem i bez niego, wreszcie foto ze spotkania Breżniew – Brandt, którzy siedzą za suto zastawionym stołem, ale na fotografii jaka ukazała się w „Prawdzie” stół był uprzątnięty, pozostała na nim nie więcej niż popielniczka i woda mineralna (zapewne Narzan albo Borżomi).

Dla blogowiczów, którym nie chce się wędrować w Sieci, podajemy trzy kolejne wersje fotografii Józefa Stalina z jego towarzyszami, których ubywa z fotografii na fotografię (wystarczy policzyć). Reprodukowana strona pochodzi z książki o młodym Stalinie, pióra S.S. Montefiore. Spośród starych bolszewików ostał się tylko wódz.

Na pierwszym (oryginalnym) zdjęciu Stalin stoi w górnym rzędzie, trzeci od lewej.