Szczyt blamażu

Polska została skompromitowana na oczach całego NATO, a może i opinii międzynarodowej.

Podwórkowa wojna prezydenta z premierem została przeniesiona na arenę światową. Sposób, w jaki rozegrano kandydaturę Radosława Sikorskiego na Sekretarza Generalnego NATO, budzi obawy, że również Jerzy Buzek (Parlament Europejski) i Włodzimierz Cimoszewicz (Rada Europy) nie zostaną wybrani.

Od pewnego czasu było wiadomo, że szanse Sikorskiego są niewielkie, ponieważ – delikatnie rzecz ujmując – nie symbolizuje on porozumienia z Rosją, do jakiego dąży Zachód – od Niemiec po Stany Zjednoczone. Nie jest to zasługą samego Sikorskiego, ale i polityki polskiego prezydenta, który na wiecu w Tbilisi zachęcał Gruzinów do walki, podczas kiedy Sarkozy usiłował zmontować porozumienie. Do tego dochodzi poparcie dla „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie, aktywność w sprawie Białorusi, poparcie dla wolnej Czeczenii. Wiele mamy z Rosją punktów spornych. Tak się stało, że pewne odprężenie w stosunkach z Rosją, w tym wizyta Ławrowa i zapowiadana wizyta Putina na obchodach rocznicy rozpoczęcia II Wojny, kojarzy się raczej z Tuskiem niż z Sikorskim.

Kiedy po wstępnych sondażach okazało się, że szanse Sikorskiego w NATO są słabe, trzeba było albo kategorycznie zaprzeczać, że kandyduje, albo budować koalicję poparcia. Wybrano wariant pośredni, „tak, a nawet nie”, Sikorski zaprzeczał bez przekonania i na międzynarodowej giełdzie medialno – politycznej traktowany był jako jeden z trzech liczących się kandydatów. Kiedy strona polska już wiedziała, że nasz kandydat nie ma żadnego poparcia, i jest osamotniona, do końca prowadziła grę, ryzykując tym samym utratę opinii poważnego gracza i utratę przychylności Rasmussena, nie zyskując niczego w zamian.

Jedynym państwem, które otwarcie przeciwstawiało się kandydaturze duńskiego premiera, była Turcja, ale ta wiedziała o co gra. Dania w muzułmańskiej Turcji nie cieszy się przesadną sympatią, m.in. ze względu na to, że z jej terytorium nadaje radio Wolny Kurdystan, a także z powodu opublikowania przez jedną z (prywatnych) gazet rysunków satyrycznych o Muzułmanach, za co premier Rasmussen nigdy nie przeprosił. Ze względów wewnętrznych (w Turcji rządzi partia islamska) premier Turcji głosował przeciwko Rasmussenowi. Po pierwszym głosowaniu Turcy, którzy jako jedyni byli przeciwko kandydaturze Duńczyka, dali się „przekonać” (otrzymali obietnicę, że jednym z zastępców Sekretarza Generalnego będzie Turek, a może i coś więcej) i swój sprzeciw wycofali.

Znaleźliśmy się na lodzie. Z kół zbliżonych do naszej delegacji dobiegały sygnały, że Polska (i niektóre inne kraje) nie jest zadowolona ze sposobu wyboru Sekretarza Generalnego. W uproszczeniu: „Mówimy konsensus, a w domyśle dyktat” USA oraz najważniejszych państw europejskich. Samotne blokowanie i odraczanie wyboru Rasmussena oznaczałoby jednak manifestację, i to wbrew najsilniejszym partnerom, którzy pragnęli sukcesu. Na skutek nieudolnej dyplomacji, Polska znalazła się w niewygodnej sytuacji.

Na domiar złego doszło – znów pisząc oględnie – do qui pro quo po stronie polskiej. Na ile z medialnego zgiełku można odtworzyć przebieg wydarzeń, w kolejnym głosowaniu lub negocjacjach, prezydent Kaczyński poparł Rasmussena, co było sprzeczne ze stanowiskiem (instrukcją negocjacyjną) polskiego MSZ. Kancelaria Prezydenta zaprzecza, jakoby otrzymała jakiekolwiek instrukcje, Lech Kaczyński twierdzi, że ich „na oczy nie widział”, a ponadto twierdzi, że jego, jako najwyższego przedstawiciela Polski, żadne instrukcje nie dotyczą, a sam fakt ich udzielania jest oznaką braku szacunku dla urzędu, który pełni. Prezydent zbagatelizował „dwa zdania” wypowiedziane przez Sikorskiego „pomiędzy dowcipami”. W odpowiedzi MSZ publicznie ogłosił dokument, przekazany Kancelarii Prezydenta dwa dni wcześniej, 2 kwietnia (odczytała go w niedzielę Monika Olejnik w Radiu Zet). Wtedy prezydenccy ministrowie – Kownacki, Szczygło – zaczęli bagatelizować ten dokument, jako zwyczajny list… Podczas gdy obóz prezydencki twierdził, że prezydent nie mógł w nocy dodzwonić się do premiera, który spał, kiedy Kaczyński czuwał, z drugiej strony padają sugestie, że prezydent nie mógł zasnąć, ponieważ był niedysponowany…

Z treści ujawnionego dokumentu wynika, że rząd i MSZ zamierzali do końca torpedować kandydaturę Rasmussena, żeby wybór Sekretarza Generalnego NATO opóźnić do następnej sesji, zapewne po to, by mieć czas na domaganie się bardziej demokratycznej procedury, a może i na wzrost szans Sikorskiego, całkowicie moim zdaniem iluzoryczny.

Skutek jest fatalny: Ogłoszono dokument, który powinien był być niejawny, i przed całym światem pokazano to, co wszyscy wiedzą, że „dla Polaków można zrobić wiele, ale z Polakami – nic.” Nie będzie więc dziwne, jeśli podobny los spotka kandydatury Buzka i Cimoszewicza, a Tusk i Kaczyński będą na siebie wzajemnie zrzucać odpowiedzialność.