Jak dzieci

Rodacy bawią się jak dzieci. Widać to na przykład w Telewizji Polskiej oraz wokół jubileuszu 4 czerwca. Na czele Telewizji Publicznej stoi młokos z resztówki po koalicji IV RP. Prezes Farfał ma tyle wspólnego ze wzmożeniem moralnym, zafundowanym przez PiS, co Gołota z baletem. Farfał jest oskarżany o antysemityzm, faszyzm i inne okropieństwa, których się dopuścił. Gdyby Farfał był poważnym człowiekiem, to – mając dostęp do najbardziej oglądanej telewizji w Polsce – po prostu przyznałby się do błędów młodości (w końcu był młokosem, kiedy je popełnił), przeprosiłby za nie i powiedział, że zerwał z przeszłością. W końcu jak długo, ile lat, można być napiętnowanym? Zamiast więc udawać ofiarę nagonki, Farfał powinien z tym skończyć. Oczywiście, pewni ludzie nigdy mu nie wybaczą, ale to już będzie ich problem. Na razie, dopóki F. nie uderzy się w piersi, będzie obciążeniem dla instytucji publicznej, którą kieruje, i nawet jego słuszne decyzje (program i kumoterstwo nie są dziś gorsze niż za jego poprzedników) będą kwestionowane.

Krytycy Farfała, wzywający do bojkotu TVP też chyba poważni nie są. Ich bojkot został zbojkotowany. Choć cel wybrali dobry, to środki nieodpowiednie, ponieważ społeczeństwo nie jest oburzone Farfałem, podobnie jak nie było oburzone kolejnymi prezesami wyciągniętymi z kapelusza przez Jarosława Kaczyńskiego. Farfał, Wildstein, Kwiatkowski, Urbański to dla milionów postaci obojętne. Farfał, ze swoją zawstydzającą przeszłością, nie ma za sobą całego systemu, wojska i partii, jakie miała telewizja za czasów pierwszego bojkotu. Dlatego bojkot obecny wypadł niepoważnie i umocnił tylko butę Farfała. Ale Farfał to zjawisko przemijające.

Gorsza sprawa to obchody rocznicy 4 czerwca 1989 roku, kiedy „skończył się komunizm”. Premier Tusk ma dylemat: Gdańsk czy Warszawa? W Gdańsku poważnym zagrożeniem dla obchodów są stoczniowcy z Solidarności i S-80, dla których nie ma nic ważniejszego niż ich los. Wieloletnie przekupywanie i pobłażanie spowodowało, że działacze obu związków czują się bezkarni. Los stoczniowców jest smutny, ale nie ma takiej sprawy, która powinna zakłócić święto odzyskania wolności. Sprawa stoczniowców nie zyska niczego na kolejnej awanturze, urządzanej przy cichym wsparciu PiS.

Tusk ma trudny wybór: jeśli ustąpi i przeniesie obchody do Warszawy, to potwierdzi zarzuty, że jest przywódcą słabym, niezdecydowanym, który ugina się pod presją. Jeśli będzie obstawał przy Gdańsku, będzie atakowany, iż nie panuje nad sytuacją, nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa dostojnym gościom z kraju i z zagranicy, funduje związkowym bonzom promocję w mediach. Tak źle i tak niedobrze. Kolejny polityk, który musi wybierać mniejsze zło. Szkoda, że związkowcy oraz ich protektorzy bawią się jak dzieci. A tyle mówi się o tym, że to Gdańsk a nie upadek muru berlińskiego powinien być symbolem upadku komunizmu. Polakom żadnych symboli nie trzeba kraść – zmarnują je sami.