Media über alles

„Czwarta władza (media – Pass) cieszy się w Polsce pozycją szczególną. Chroni ją swoisty immunitet. Środowisku dziennikarskiemu nie tylko nie patrzy się na ręce, ale nie próbuje się nawet zaglądać do jego głów” – pisze prof. Andrzej Nowak w „Dzienniku” (8.VIII). Zdaniem autora, media wymknęły się spod kontroli demokracji, zaczęły w niej odgrywać rolę hegemona. Potrafią bezkarnie z pogardą odnosić się do całych grup społecznych, obsługują te same ludzkie słabości, które uwypukla demokracja rozumiana po platońsku, przede wszystkim lenistwo i niecierpliwość. Oczekujemy od mediów prostej, szybkiej informacji. Tendencja ta prowadzi do prostactwa odbiorców i dostawców medialnej sieczki – pisze Nowak. Prostactwo połączone z pychą, stawia dziennikarzom bardzo niskie wymagania. „Wystarczy  tupet i wiedza o tym, co dzisiaj mówią i piszą, czego oczekują przewodnicy mojego stada. I już dziennikarz sam czuje się przewodnikiem stada” – stada czytelników, słuchaczy, widzów.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę się zgadzał ze znanym (także z konserwatywnych poglądów) historykiem, prof. Andrzejem Nowakiem, promotorem pracy magisterskiej mgra Zyzaka (!), ale wypada się zgodzić. Coś w tym, co napisał, jest. Arogancja, ignorancja, pycha, bezkarność i niebywale silna pozycja mediów rzucają się w oczy. Nie jest co prawda tak, że „czwarta władza”  nie jest pod żadną kontrolą, gdyż kontrolują ją odbiorcy (choćby przy pomocy pilota telewizyjnego czy odmawiając kupna pewnych gazet), a także kontrolują się nawzajem: „Rzeczpospolita” kontrolowała „Dziennik” w walce o rząd dusz na prawicy, „Wyborcza” kontroluje „Rzepę” (pisząc obszernie o tym, że rodzina Dariusza Fikusa odebrała „Rzepie” prawo do nazywania swojej nagrody jego imieniem), dziennikarze prawicowi kontrolują lewicowych (Wildstein jest wiernym czytelnikiem Żakowskiego), tygodnik „Wprost” trzyma na muszce „Politykę”. Istnieje także szeroki front Michnikofobów i „Gazetofobów”.

Ale – jako człowiek, który ponad 50 lat spędził w mediach –  przyznaję, że  coś w tej krytyce mediów i demokracji medialnej, sformułowanej przez prof. Nowaka jest na rzeczy. I na tym bym skończył, gdybym jego artykułu nie doczytał do końca. Tymczasem, po ogólnej krytyce mediów, Andrzej Nowak zaczyna pisać „śmiało i po nazwiskach” – tak jak żądał aktyw partyjny w latach 60. „A kto poucza pouczających?” – pyta profesor, i odpowiada: Michnik i jego gazeta. „W niej dziennikarze najważniejszych mediów (zwłaszcza elektronicznych) szukają codziennego natchnienia…” Potem autor przechodzi do „wychowawców”, wśród których wymienia Mazowieckiego, Geremka, a obecnie  „błaznów”  mediów  (Kuba Wojewódzki) i polityki (Palikot).

W dalszym ciągu swojego eseju Andrzej  Nowak zdejmuje już profesorską togę i zakłada mundur PiS, leci czwartą RP: Mediom chodzi o pieniądze, chodzi o wielkie interesy, o likwidację mediów publicznych na rzecz prywatnych, a przy okazji – o zwiększenie kontroli nad władza polityczną. Profesor obawia się, że w Polsce, podobnie jak w USA, środowisko dziennikarskie jest „znacząco przesunięte na lewo”. W Polsce, do takich badań na szerszą skalę „nie dopuszczono” (!) pisze profesor, ale kto i komu takie badania uniemożliwił – nie wspomina. Na zakończenie, prof. Nowak pisze już językiem prezesa Kaczyńskiego i prof. Krasnodębskiego: Zabrakło badań nad genezą największych firm, które zdominowały nasz rynek mediów. „Zbadanie powiązań kapitałowych czy też  kontaktów na styku biznesu i polityki pozwoliłoby lepiej zrozumieć nie tyle kulturalne czy ideowe sympatie, ale także grę interesów prowadzoną przez określony ośrodek medialny”.

MOJE PODSUMOWANIE: To, co zaczęło się jako interesujący esej na temat słabości mediów i demokracji medialnej, skończyło się jako kolejna tyrada przeciwko układowi w mediach z „Gazetą” w tle.

UWAGA NA MARGINESIE: Ludzie rosną i jest nadzieja, że profesor Nowak także skoryguje swoje poglądy na media. Oto Krzysztof Skowroński, o którym była już mowa na tym blogu,  boleśnie odwołany, podobno dobry skądinąd  dyrektor radiowej Trójki (którym został z nominacji IV RP), zaczyna już nabierać dystansu to tego, co działo się w Polskim Radiu i w ogóle w mediach za czasów Braci K. „Czabański starał się zapewnić prawicy równoprawna obecność w tych mediach – mówi w tym samym „Dzienniku”. I to wprowadzanie, na przykład prawicowych publicystów, dziennikarzy, działo się czyimś kosztem. (…) Konkluzja: Polską rządzi układ, pociąga za sobą brzemienne konsekwencje. Skoro tak, to LUDZI UKŁADU TRZEBA OD MEDIÓW PUBLICZNYCH ODSUNĄĆ, bo powinnością tych mediów jest właśnie głoszenie prawdy. W imię takiego przekonania BYĆ MOŻE PRZECIĄGNIĘTO TEN WÓZ W PRAWĄ STRONĘ ZA DALEKO”.

Te ostatnie słowa podkreśliłem, żeby zaznaczyć, że to, co inni już dawno nazywali czystką i skokiem PiS na media,  zaczyna docierać nawet do jednego z autorów tego procesu.  Radujmy się z każdego nawróconego. Może następny będzie profesor Nowak?

***

POST SCRIPTUM: Kilka osób na tym blogu zareagowało ze zdziwieniem na jedno moje zdanie o Powstaniu Warszawskim (post pt. „Agresja historyczna”) i domaga się wyjaśnień. Napisałem mianowicie, że „Bez Powstania Warszawskiego nie byłoby ‘Solidarności’”. Wyjaśniam: Miałem na myśli, że Powstanie – acz poniosło klęskę, miało katastrofalne skutki, dotychczas nie osądzone  – przyczyniło się do umocnienia ducha wolności i niepodległości. Ponadto, a może przede wszystkim, świadomość zagłady setek tysięcy i wołającego o pomstę do nieba rozlewu krwi w poprzednim pokoleniu przyczyniła się do tego, że „S” była ruchem pokojowym, władze także miały w pamięci hekatombę miasta i determinację narodu, w sumie  realny socjalizm obalono praktycznie bezkrwawo.