IPN na deskach

Gdyby to chodziło o prostytutki, senatora i kokainę, to całkiem obszerna sala 226 w budynku warszawskich sądów byłaby dzisiaj wypełniona po brzegi. Ale chodziło o sprawę znacznie bardziej ważną i poważną – o lustrację prof. Mirosława Wyrzykowskiego, wybitnego prawnika, sędziego Trybunału Konstytucyjnego, którego IPN oskarża o kłamstwo lustracyjne.

Nic dziwnego, że na sali było pustawo (nie więcej niż 10 osób, w tym trzech fotoreporterów, których sąd przeprosił), bo kogo – z wyjątkiem kilku fanatyków – obchodzi dziś lustracja? Miałem wrażenie, że jestem jedynym na procesie obecnym dziennikarzem, choć mogę się mylić, bo dziennikarze nie noszą mundurków. Wśród publiczności byli za to obserwatorzy z ramienia Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Międzynarodowego Stowarzyszenie Prawników, i innych organizacji, bo sprawa jest nie byle jaka.

Chodzi o to, że – zdaniem IPN – wybitny prawnik i członek TK – prof. Mirosław Wyrzykowski popełnił kłamstwo lustracyjne (nb. lustrowany trzykrotnie – jako adwokat niepraktykujący i sędzia). „Zataił” mianowicie, że w latach 1977/1979 wykładał prawo administracyjne w Wyższej Szkole Oficerskiej MSW w Legionowie, i nie wspomniał o tym w oświadczeniu lustracyjnym. Nawet gdyby profesor był nie w porządku i „zataił” tę zbrodnię przeciwko narodowi polskiemu, to i tak zajmowanie się dzisiaj tym, czy ponad 30 lat temu wykładał prawo w szkole MSW, wskazuje na paranoję lustracji a la IPN z prof. Kurtyką na czele. Ale rzecz w tym, że M.W. wcale nie miał obowiązku spowiadać się z wykładów w WSO, ponieważ ustawa lustracyjna, która precyzyjnie i detalicznie wymienia wszystkie instytucje centralne MSW, nie wymienia wśród nich tej uczelni.

Identyczną sprawę z IPN wygrał niedawno inny znany prawnik, profesor prawa karnego, Marian Filar, ale ta instytucja nie wyciągnęła z tej porażki wniosków i pogrąża nadal – tym razem w sprawie prof. Wyrzykowskiego. Jaka to strata czasu i państwowych pieniędzy! Jaka kompromitacja miała dziś miejsce w sądzie za nasze pieniądze, których IPN domaga się coraz więcej!

Sprawę IPN kontra Wyrzykowski rozpoznawał sąd w składzie: sędzia sądu okręgowego Renata Kopacz (przewodnicząca), SSO Paweł Dobosz i delegowany z Sądu Rejonowego sędzia Leszek Parzyszek. (Nazwiska spisywałem z wokandy, więc nie wykluczam omyłki).

Prof. Wyrzykowski miał znakomitych pełnomocników – prof. Piotra Kruszyńskiego i mecenasa Mikołaja Pietrzaka (prywatnie syn „tego” Pietrzaka) – obaj zasłużeni działacze praw człowieka. Na wstępie lustrowany (sąd mówił per „lustrowany”, a nie „oskarżony”) złożył wyjaśnienie. W sposób jak najbardziej jawny (dodajmy – nie on jeden, było wielu wykładowców kilku przedmiotów) był zatrudniony przez WSO w oparciu o umowę o pracę, na pół etatu, jako wykładowca prawa administracyjnego. Czynił to za wiedzą i zgodą (pisemną) kierownika katedry, wydziału i rektora UW, którego był pracownikiem.

Słuchacze jego wykładów byli umundurowani (czytaj: nie tajni). Mundury były niebieskie (milicja), zielone (WOP) i ciemne (nie dosłyszałem, chyba chodziło o służbę więzienną). Zajęcia dla służb mundurowych prowadził M.W. także na uniwersytecie. (Znajoma, która prowadziła podobne zajęcia, opowiadała mi, że prosiła słuchaczy, iżby na wykłady przychodzili bez pałek…). W latach późniejszych prof. M.W. pracował także w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich (za czasów prof. Ewy Łętowskiej). Żadne z tych miejsc (a także Instytut Organizacji i Zarządzania, gdzie również wykładał) nie może – mówił profesor – być uznane za organ bezpieczeństwa państwa w rozumieniu ustawy lustracyjnej. Nie pamięta, by podpisywał zobowiązanie do utrzymania w tajemnicy wiadomości z miejsca pracy. Z żadnymi tajnymi dokumentami nie był zapoznawany, nie miał dostępu do tajemnicy. Po 11 latach od złożenia przez M.W. oświadczenia lustracyjnego „pojawiły się wątpliwości”. Zarzucono mu kłamstwo lustracyjne.

Wniosek prokuratora lustracyjnego – mówił profesor – wyrządził mu nieodwracalne straty prywatne i zawodowe, jako nauczycielowi akademickiemu i sędziemu w kraju i zagranicą. Ustawa wymienia Akademię Spraw Wewnętrznych jako instytucję centralną MSW, ale nie wymienia Wyższej Szkoły Oficerskiej i nie można przez analogię uznawać jej za takową. (Dodajmy, gdyby wymieniać przez analogię, to można by zajść nie wiadomo dokąd).

Następnie prokurator IPN, Jolanta Sumińska, złożyła wniosek o dołączenie do sprawy kilku dowodów, m.in. publikacji z okazji jubileuszu Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW im. Feliksa Dzierżyńskiego, statutu tej uczelni, regulaminu, fragmentów biografii świadków, a także takich faktów, jak obowiązek weryfikacji tych pracowników WSO w 1990 r., którzy ubiegali się o pracę w UOP. Obrona wnosiła o niedopuszczenie dowodów, które – jej zdaniem – mają jedynie podkreślać „esbecki” charakter uczelni, ale do sprawy nic nie wnoszą, mają natomiast na celu dalsze przedłużanie dolegliwego dla lustrowanego postępowania. Prokurator odparła na to, że wspomniane dokumenty (Statut! Regulamin! – Pass.) nie były przedtem prokuraturze znane (!!), a z przyczyn technicznych (defekt ksero? – Pass.) nie mogła na rozprawę przynieść kopii dla obrońców. Ogłoszono przerwę.

Po krótkiej naradzie sąd niektóre dowody z ostatniej chwili dopuścił, innych – nie, co dawało nadzieję na jego bezstronność.

Z kolei prokurator Sumińska przystąpiła do odczytywania długiego (chyba 15 stron) aktu oskarżenia. Jego linia jest następująca: Wszystko wskazuje na to, że WSO „imienia Feliksa Dzierżyńskiego” była „instytucją centralną” Służby Bezpieczeństwa, jej komendant wchodził w skład kierownictwa MSW, wywodził się z SB, uczelnia realizowała zadania SB, kształciła jej pracowników, a że nie miała SB w nazwie, to dlatego, że stosowano kamuflaż i ukrywano te służbę w innych strukturach. Itd. Itp.

Stanowisko obrony, w moim pospiesznym i dyletanckim skrócie, było następujące: WSO MSW nie była i nie jest wymieniona w ustawie lustracyjnej; nie jest instytucją centralną SB MSW w rozumieniu ustawy; argument oskarżenia, że brak wymienienia „powinien był skłonić lustrowanego” by przez analogię (!!) uznał tę uczelnię za instytucję centralną SB MSW jest bez sensu; skoro prokurator IPN twierdzi, że WSO MSW „z całą pewnością” była jednostka centralną MSW, to znaczy, że decyduje „cała pewność”, a nie fakty; rozszerzenie definicji organu bezpieczeństwa poprzez zaliczenie do nich WSO nastąpiło po to, żeby postawić zarzut profesorowi; co do faktów, takich jak kto był komendantem szkoły i jaki był jej program, to nie „fakty”, ale regulacje prawne stanowią o statusie uczelni (w przeciwnym wypadku zmiana jednego faktu zmieniałaby status uczelni) itd. itp.

Punkt po punkcie obrona rozprawiała się stanowiskiem IPN i sąd nie miał wątpliwości. Po krótkiej naradzie ogłosił orzeczenie: Mirosław Wyrzykowski złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne!

Ja dzisiaj byłem Waszym sprawozdawcą sądowym, na komentarz nie mam już miejsca ani czasu. Zatem krótko: Kompromitacja IPN, sukces sprawiedliwości, atak na Profesora i (pośrednio) na Trybunał Konstytucyjny) spalił na panewce. Są jeszcze sędziowie w Warszawie… Ale IPN jest niereformowalny (wbrew temu, w co wierzy Platforma), odwołał się w sprawie prof. Filara, odwołał w sprawie Małgorzaty Niezabitowskiej, ma dużo czasu i pieniędzy. Niewykluczone, że i w tej sprawie się odwoła, ale nic mu nie pomoże.