Śpieszmy się pluć na ludzi

„Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą” – pisał ks. Jan Twardowski.

„Śpieszmy się sądzić zbrodniarzy” – pisze (w „Rz.”) Bogdan Dziobkowski. Jak wyjaśnia redakcja, autor jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii UW, zastępcą redaktora naczelnego ”Przeglądu Filozoficznego”. Mimo filozoficznych tytułów, autor popełnił najgłupszy artykuł o Jaruzelskim, jaki udało mi się przeczytać. Tytuł: „Śpieszmy się sądzić zbrodniarzy” wskazuje, że dr Dziobkowski już wyrok wydał – Jaruzelski to zbrodniarz. Jeśli tak, to po co jeszcze sąd?

Dr D. porównuje Jaruzelskiego do Hitlera, Demianiuka i włoskiego mafioso, a PRL do Holokaustu, i to wszystko na łamach poważnej gazety. Polemika z nim nie jest chyba celowa, gdyż nie wydaje się, aby był skłonny do modyfikacji swoich poglądów pod wpływem argumentów. „Czy Adolf Hitler osobiście kogoś zastrzelił, pędził Żydów do komór gazowych, torturował w katowniach gestapo?” – pyta retorycznie. Podobnie retorycznie pisze, że skoro nie relatywizujemy oceny niewolnictwa czy Holokaustu, „to dlaczego mamy relatywizować ocenę PRL”.

Moje zdziwienie budzi nie tyle surowa ocena PRL i generała, bo takich jest pełno, a ich autorzy mają ważne argumenty. PRL nie była krajem demokratycznym i w pełni suwerennym, a Jaruzelski nie był politykiem wybranym w wolnych wyborach. Jego droga życiowa pełna jest meandrów. To, co w ocenach dra D. dziwi, to ich dziecinność niegodna dra filozofii. „Jeżeli generałem rzeczywiście kierowały szlachetne pobudki, to dlaczego nie wybrał drogi pułkownika Kuklińskiego?” – pyta Dziobkowski.

Dobre pytanie, które można skierować nie tylko pod adresem generała, ale i tysięcy oficerów, milionów Polaków, którzy żyli w PRL. Dlaczego oni (tj. my) chodziliśmy do komunistycznych szkół, uczyliśmy młodzież, albo sami studiowaliśmy na komunistycznych uniwersytetach, dlaczego służyliśmy w „polskojęzycznym wojsku”, dlaczego składaliśmy podania o paszport do komunistycznej milicji, dlaczego braliśmy śluby przed komunistycznymi urzędnikami, dlaczego zabiegano o zgodę na budowę kościołów, dlaczego Kukliński był jeden, a Waszyngton i Watykan puściły jego ostrzeżenia mimo uszu?

Odpowiedź jest prosta i złożona zarazem. Prosta, bo system totalitarny na tym właśnie polega, że obejmuje wszystkich i wszystko, tłumi najdrobniejszy głos sprzeciwu, straszy, terroryzuje, korumpuje, morduje, wyrzuca z pracy, z kraju, na Syberię lub na emigrację – zależnie od swojej fazy i od konkretnego kraju. Odważnych była garstka. Dr Dziobkowski stwierdza, że w czasie stanu wojennego był dzieckiem. Ale od tamtych czasów zdążył chyba spoważnieć, wyrósł na doktora filozofii. Oceniając Jaruzelskiego nauczył się już chyba, choćby z historii, że żaden człowiek nie żyje w próżni, żadna władza nie ma wolnej ręki, nawet Barack Obama nie może zrobić w Afganistanie co chce, musi niestety wybierać mniejsze zło. W sprawie klimatu – podobnie.

Jaruzelski przez wiele lat był tylko partyjnym oficerem i funkcjonariuszem, popełnił dużo grzechów, jak wielu innych, ale gdy znalazł się u władzy – stanął wobec wyboru: spacyfikować własny naród, czy też ryzykować wojnę z ZSRR? Wybrał tak jak wybrał, każdy ma prawo go oceniać, ale jeżeli już ktoś rzuca kamieniami, to powinien sam być bez grzechu. Dr Dziobkowski ma przywilej późnego urodzenia, nie stawał przed takimi dylematami, wobec jakich stało pokolenie jego rodziców i dziadów, biskupów i generałów. Można mu tylko pozazdrościć.

Dziwi mnie, skąd w niektórych młodych, wykształconych ludziach taka łatwość ferowania wyroków, tyle złości, skąd ta żądza krwi? Czy brak własnych dokonań? Czy potrzeba własnej wyższości?

W ocenie Jaruzelskiego o wiele bliższe są mi osoby, które były przez generała wtrącone do więzienia, jak Waldemar Kuczyński, Stefan Chwin (świetne rozważania o polskich żołnierzach i polskim społeczeństwie w czasie stanu wojennego, choć nie wiem czy autor też siedział), czy prof. Jerzy Jedlicki. Ten ostatni pisze w liście do generała (Gazeta”), że generał nie jest bohaterem jego romansu, w grudniową noc „wywlekli go z domu do więziennej celi”, ale gdy dowiedział się, że to robota Jaruzela, to odetchnął, bo mogło być gorzej. A dziś Jedlicki odczuwa wstyd, że generałowi wytoczono proces o udział w związku gangsterskim, gdy skanduje się w nocy pod jego domem obelżywe hasła, gdy panuje żądza poniżenia i oplucia. Jedlicki z aprobatą stwierdza, że Jaruzelski jest konsekwentny, od dwudziestu lat przyznaje się do swoich błędów i do swojej odpowiedzialności, jako jedyny z przywódców PRL stawia się przed każdym sądem, nie uchyla się przed zniewagami i kamieniami. „Niestety – pisze J.J. – jest w naszej ojczystej historii także i ten, przepojony własna nieomylną racją, nurt pogardy dla przeciwnika, zwłaszcza takiego, który już utracił władzę”.

Bogdan Dziobkowski reprezentuje ten ostatni nurt. Musiało mu być przykro, kiedy 85 proc. widzów programu Tomasza Lisa było innego zdania. Przed drem Dziobkowskim jeszcze dużo roboty.