Polak wygrał dla Polski

Oj, nieładnie bawią się niektórzy politycy i media.

Radosław Sikorski niepotrzebnie mówił o prezydencie niskim, ale nie małym. Czepianie się cech fizycznych, zwłaszcza w kontekście nieżyczliwym, jest niedopuszczalne. Kiedy Berlusconi powiedział, że prezydent Obama jest opalony, był to też niesmaczny żart, ale przynajmniej nie był skierowany pod adresem rywala i przeciwnika politycznego. Także dyrygowane przez Sikorskiego skandowanie „Były prezydent Lech Kaczyński” nie było eleganckie, zwłaszcza w wykonaniu ministra spraw zagranicznych, który z tym prezydentem musi jeszcze współpracować. Wszystko to utwierdza mnie w przekonaniu, że Sikorski, polityk utalentowany i z dorobkiem, powinien poczekać do wyborów za 10 lat, aż nabierze powagi.

Natomiast urzędujący prezydent nie spoważnieje chyba nigdy. Ostatnio powiedział, że swoją decyzję o kandydowaniu w wyborach ogłosi w maju, i nie ma poparcia żadnej poważnej siły politycznej (!). Czyżby PIS nie był siła poważną? W sytuacji, kiedy wszyscy wiedzą, że prezydent Kaczyński jest jedynym faworytem Prawa i Sprawiedliwości, taka wypowiedź zakrawa na kpinę. W dodatku tym razem prezydent nie wybiera się na kongres owej „żadnej siły politycznej”, gdyż od kilku miesięcy gra rolę ponadpartyjnego. Lech Kaczyński liczy na krótką pamięć wyborców, którzy zapomną, jak meldował prezesowi PiS, że zadanie wykonane, jak – już będąc prezydentem – wychwalał rząd PiS/LPR/Samoobrony i dystansował się od rządu obecnego, jak na każdym kroku podkreślał swoją opozycje wobec niego. Kpiny Sikorskiego i Lecha Kaczyńskiego są nie na miejscu. Politycy traktują nas jak dzieci, które – jak minister – śmieją się z kurdupli, lub – jak prezydent – przebierają się za królewnę Śnieżkę.

Smutna jest także dzisiejsza reakcja NIEKTÓRYCH mediów na decyzję Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie dyskryminacji seksualnej. Paweł Kozak, po śmierci swojego wieloletniego partnera, chciał po nim przejąć prawo do mieszkania, czego mu odmówiono. Nie wnikam w bardzo ważne meritum sprawy – czy odmowa miała inne podstawy, np. formalne i administracyjne, czy też były to tylko preteksty, żeby odmówić homoseksualiście. Poruszyły mnie natomiast tytuły w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”: „Homoseksualista wygrał z Polską”, „Gej wygrał z Polską”.

Formalnie wszystko jest OK. Paweł Kozak nie ukrywa swoich preferencji seksualnych i po wyczerpaniu drogi sądowej w kraju, wytoczył proces Polsce. A jednak tytuł „Homoseksualista wygrał z Polską” odbieram jako zgrzyt, jako przeciwstawienie mniejszości seksualnej – Polsce, jak gdyby gej był gdzie indziej niż Polska, jak gdyby Polska nie była także Polską gejów. A przecież Polska to nie tylko polskie prawo i polskie urzędy, to także Karol Szymanowski, Jarosław Iwaszkiewicz, Zygmunt Mycielski i wielu innych wspaniałych Polaków. Moim zdaniem geje nie walczą z Polską, tylko o lepszą Polskę. Wyrok w Strasburgu odbieram jako zwycięstwo Polaka nad Polską dzisiejszą, w walce o Polskę lepszą.