Opowieści Hofmana

Kiedy kilka dni temu poseł PiS Adam Hofman wspomniał o możliwości sojuszu jego partii z SLD, sądziłem, że jest to tylko lapsus pyskatego młodzieńca człowieka z partii prezesa Kaczyńskiego.

Jak – myślałem sobie – może mówić o sojuszu z SLD poseł partii odnowy moralnej, partii, której prezes jeszcze nie tak dawno mówił, że największym zagrożeniem dla Polski są postkomuniści? Nie wierzyłem własnym uszom. A jednak nie przesłyszałem się. Hofman mówił serio.

Dzisiaj okazuje się, że nadal chciałby koalicji z SLD, ale prezes się nie zgadza. (Nie dziwię się, że prezes się odciął od tego pomysłu. Oznaczałby on bowiem przekreślenie przez Jarosława Kaczyńskiego jego własnego życiorysu i kompromitację wobec prawicy). „Z SLD moglibyśmy odsunąć PO od władzy” – mówi młody wilczek i dodaje, że różnice pomiędzy oboma partiami schodzą na plan dalszy wobec groźby przejęcia przez Platformę pałacu prezydenckiego i rządowego. Grozi nam bowiem dyktatura Tuska, demokratura zamiast demokracji.

Poseł Hofman zapomina jednak, że demokraturę już mieliśmy, kiedy oba pałace należały do braci Kaczyńskich. I to wbrew zapewnieniom prezesa PiS, że nie zostanie premierem, ponieważ społeczeństwo nie zniosłoby dwóch braci na najwyższych stanowiskach. Prezes miał rację. Naród nie wytrzymał, odsunął najpierw Jarosława, a wkrótce odsunie i Lecha. W tej sytuacji tonący Adam Hofman brzytwy się chwyta. Proponuje SLD wspólne odsunięcie Platformy od władzy, po to, żeby przybliżyć do niej Prawo i Sprawiedliwość.

Nie jestem entuzjastą nieograniczonej władzy Platformy, ale „na dzień dzisiejszy” tylko kandydat tej partii gwarantuje wykurzenie PiS z pałacu prezydenckiego. Jakikolwiek sojusz prawicy z lewicą przeciwko centrum oznaczałby dziś wzmocnienie PiS. Oferta Hofmana, odrzucona na szczęście przez prezesa, oznaczałaby ostateczne dobicie lewicy, która i tak już ledwie dyszy. Lewica od dłuższego już czasu stoi przed lustrem i ogląda swoje kolejne oblicza, nie mogąc się zdecydować, jakie wybrać. Koalicja z PiS to byłby gwoźdź do trumny SLD i lewicy, po której pozostałyby nędzne resztki.

Oczywiście, w polityce wszystko jest możliwe i nigdy nie należy mówić „nigdy”. Rozumiałbym okazjonalne współdziałanie w konkretnej sprawie, np. odrzucenia projektu ustawy medialnej Platformy lub takich czy innych zmian w Konstytucji. Ale różnice pomiędzy PiS a SLD są i powinny pozostać fundamentalne – dotyczą one m.in. oceny PRL, rozdziału kościołów od państwa, lustracji, polityki historycznej, koncepcji suwerenności, stosunku do Unii Europejskiej, mniejszości, praw kobiet, przerywania ciąży i zapłodnienia in vitro, praworządności, niezawisłości sądownictwa, wolności akademickiej, mediów publicznych itd., itp. Byłoby niedobrze, gdyby te różnice miały zostać odsunięte, a nadrzędnym celem narodowym miało być odsunięcie Platformy od władzy. Byłoby to leczenie anginy przy pomocy zapalenia płuc.

Dlatego uważam, że opowieści Hofmana powinny być tam, gdzie ich miejsce – w operetce.