Zimny prysznic

Najnowszy sondaż (Komorowski 42 proc., Kaczyński 36 proc.) to zimny prysznic dla i tak niezbyt rozgrzanych zwolenników marszałka. Kolejne sondaże potwierdzają, że kandydat Platformy z każdym dniem traci, słabnie w oczach, jego kampania jest bez pomysłu.

Pisałem kilkakrotnie, że jego walory – spokój, dobroduszność, stałość, odwaga, doświadczenie opozycyjne i polityczne – czyniłyby zeń może i dobrego prezydenta, ale trudno je sprzedać w kampanii. Kampania Komorowskiego jest słaba, żadna hasło nie utrwaliło się w pamięci, żaden krok nie był porywający, a drobne skądinąd, ale liczne wpadki, wskazują, że marszałek albo nie jest dobrze poinformowany (jak w sprawie gazu), albo ma niezbyt subtelne poczucie humoru (kaszaloty, krótkie przemówienia i długie kiełbasy). Dotychczas opinia publiczna niewiele o Komorowskim wiedziała. Był on ukryty za majestatycznymi funkcjami ministra, marszałka i wykonującym obowiązki prezydenta, co robi bez zarzutu, ale jako człowiek był nieznany.

Przy bliższej prezentacji wyborcom i wobec dociekliwych mediów, nawet życzliwych, Komorowski okazuje się pewnym rozczarowaniem. Wśród jego zwolenników panuje przygnębienie. Zyskuje na tym Kaczyński. Druga tura wydaje się pewna. Komorowski stracił pozycję murowanego faworyta (zaczynał od 60 proc.) i wynik wyborów jest otwarty. Watahy nie udało się dobić. Wybór Kaczyńskiego staje się realny, a wraz z nim zmartwychwstanie IV RP czyli nic dobrego.

Powołanie Marka Belki na stanowisko prezesa NBP też jest pod znakiem zapytania. W tym przypadku winny nie jest sam kandydat, ale sposób jego powołania, bez wcześniejszego zapewnienia poparcia w Sejmie, a także fochy Grzegorza Napieralskiego. Kandydat SLD mógł się słusznie czuć pominięty, szachowany i zaszantażowany przez Komorowskiego, ale powinien Belkę poprzeć. Ważniejsze są walory Marka Belki i interes państwa niż polityczne zagrania i ambicje. Napieralski ma wiele okazji, by powiedzieć, co myśli o postępowaniu marszałka, ale nie powinien głosować z PiS, nawet „na złość mamie”.

Kandydatury na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich nie budzą mojego entuzjazmu. Ubolewam, że kandydatem nie jest prof. Wojciech Sadurski, świetny znawca problematyki, odważny w swoich niekoniunkturalnych sądach, nie związany z żadną partią. Zamiast tego „mamy” (bo sprawa jest przesądzona) wybór pomiędzy panią Romaszewską, osobą wielce zasłużoną w opozycji w czasach PRL, ale o poglądach więcej niż konserwatywnych, m.in. w sprawie mniejszości seksualnych, a prof. Ireną Lipowicz. Miała ona opinię dobrej posłanki i ambasadora w Austrii, ale ja mam z nią doświadczenie gorzkie.

Było to w 1997 roku, kiedy jako kandydat Rosatiego i Cimoszewicza na stanowisko ambasadora w Chile, stanąłem przed Komisją Spraw Zagranicznych Sejmu. Była tam silna grupa z Unii Wolności. Obradom Przewodniczył prof. Geremek, byli poseł Wielowieyski, Hanna Suchocka i inni członkowie opozycji. Wszyscy oni milczeli, natomiast posłanka Lipowicz zajęła się krytyka mojej kandydatury. Miała przygotowane moje felietony. Jeden, pt. „Mówi Hutu, poproszę Tutsi” dotyczył podziałów i ostrej walki politycznej w ówczesnej (1996) Polsce. Posłanka Lipowicz wyciągnęła z tego wniosek, że „my tu w Sejmie lepiej czy gorzej, ale jednak dyskutujemy i ten dyskurs trwa, a felieton wszystko to jak gdyby miał za nic, przekreślał”. Skoro mnie się ten kraj nie podoba, to nie powinienem być ambasadorem.

Następnie posłanka wyraziła opinię, że jestem izolowany w środowisku, co uniemożliwi mi pełnienie misji, a na końcu wyraziła zdziwienie, że usiłuję zmienić „karierę” tak późno, „w tym wieku”.

Zgodnie z zaleceniami towarzyszącego mi Sekretarza Stanu w MSZ, Eugeniusza Wyznera, jednego z najbardziej doświadczonych dyplomatów, nie dałem się sprowokować. Na czas głosowania prof. Geremek dyplomatycznie wyszedł. Kiedy już zostałem zatwierdzony, posłanka Lipowicz wyraziła nadzieję, że w moich felietonach nie będę się na niej „mścił”. Przez następnych 7 lat milczałem, ale kiedy dzisiaj rano usłyszałem w Radiu TOK FM Piotra Semkę, który wspominał, jak posłanka Lipowicz wymiśkowała go z pewnego grona polsko-niemieckiego, prosząc go jednocześnie o dyskrecję, przypomniałem sobie tamte zdarzenia.

Ponieważ wybór kandydatki PO prof. Ireny Lipowicz jest przesądzony, spieszę z gratulacjami.