Stan goryczy się obniżył

Ostatni weekend przedwyborczy zapowiada się dobrze. Powódź ustępuje, obniżył się poziom wody w Wiśle, a także poziom goryczy w polityce. Dochodzi do przełamania podziałów i zasypywania rowów, kopanych pracowicie przez całe pokolenie.

Kilka faktów:

Nominacja prof. Marka Belki jest faktem ze wszech miar pozytywnym. Zapewne, jego nominacja w tej chwili była zagraniem wyborczym Platformy, miała oznaczać gest w stronę wyborców lewicy, których głosy będą potrzebne w II turze, a przedtem, w I turze warto je odciągnąć od kandydata SLD. Ale koniec wieńczy dzieło. Wszak „najważniejsza jest Polska”, a dla Polski prezesura Belki jest znakomita – tego nie kwestionuje nawet opozycja. (Inna sprawa, że ten Belka to prawdziwy joker, jak on to zrobił, że prawie wszyscy mówią o nim z uznaniem?) Dobrze się stało, że zaszachowany SLD się nie skompromitował, i mimo demonstracyjnego ociągania się – wybrał jedyny rozsądny głos: ZA. W każdym razie ja się cieszę, gratuluję Profesorowi, gratuluję NBP (dr Jakub Prawin, wuj, który mnie wychowywał, był przez kilka lat jego wiceprezesem, więc bywałem tam jako młodzieniec, potem szedłem do pobliskiej biblioteki PISM na ulicy Wareckiej ), wreszcie – gratuluję nam wszystkim.

Odrzucenie sprawozdania KRRiTV przez parlament i zapowiedź jego odrzucenia przez Bronisława Komorowskiego, wykonującego obowiązki prezydenta, to drugi dobry omen. Oczywiście, gdyby Platforma wcześniej poszła po rozum do głowy, gdyby nie zerwała wcześniejszego porozumienia z SLD w sprawie projektu ustawy, bylibyśmy dzisiaj o wiele dalej na drodze do mediów naprawdę publicznych, nie byłoby też gorszącego sojuszu PiS – SLD w mediach publicznych, ale – tak jak w sprawie prezesa NBP – koniec wieńczy dzieło. Miłościwie nam panująca Rada przestanie na szczęście istnieć. Jeżeli zostanie uchwalona nowelizacja, która pozwoli zmienić tryb wyboru zarządów mediów publicznych, to będzie to pierwszy krok na długiej jeszcze drodze do odpartyjnienia mediów publicznych.

Oba powyższe fakty były możliwe dzięki porozumieniu Platforma – SLD. Jeżeli do tego dodamy, że prezes Kaczyński w obecnym, poważnym, koncyliacyjnym wcieleniu zrezygnował z antykomunistycznej retoryki (jeszcze niedawno utrzymywał, że największym zagrożeniem są postkomuniści), to mamy nową sytuację. SLD, choć jest cieniem dawnej potęgi, staje się pożądanym partnerem. XX lat po transformacji podział postkomuniści – antykomuniści zaczyna być zasypywany. Otwiera to drogę ku normalnej polityce, gdzie możliwe są rozmaite alianse, porozumienia, koalicje. Wtedy bardziej będzie liczyło się meritum sprawy, a mniej rodowód i pochodzenie, kto miał korzenie w Wehrmachcie, a kto w KPP.

Jak na jeden weekend to nie jest mało.