Nie do wiary

Uwagę moją zwrócił fragment artykułu Aleksandra Halla, szanowanego polityka, historyka oraz publicysty, pt „Sekta kontra nihiliści” (GW 18.VIII). „W III RP dopracowaliśmy się własnego modelu relacji pomiędzy państwem a Kościołami,. Jest on oparty na naszej tradycji i polskich doświadczeniach historycznych. Warto się go trzymać, chyba że PRAGNIE SIĘ WZBUDZIĆ KLIMAT ZIMNEJ WOJNY RELIGIJNEJ, co bezskutecznie próbowano kilkakrotnie podejmować na początku lat 90.” (podkr. Pass).

Powyższa myśl, często zresztą powtarzana przez zwolenników status quo w dziedzinie stosunków państwo-Kościół, jest formą szantażu: „Albo będziecie milczeć – albo chcecie wojny”. Wydarzenia 9 sierpnia na Krakowskim Przedmieściu pokazują, że przynajmniej niektórzy młodzi ludzie w wielkim mieście, nie chcą wojny, ale przestali się bać. Nie mam na myśli kilku rozrabiaków czy pijaczków, ale kilkutysięczny tłum, który powstał z klęczek i na różny sposób wyraził swój stosunek do wymachiwania krzyżem.

W wyniku naszej tradycji i historii, Kościół Katolicki w Polsce nie jest traktowany jak normalna instytucja, która podlega prawu, kontroli społecznej, prawnej i innej, lecz zajmuje pozycję wyjątkową (słusznie), ale uprzywilejowaną (niesłusznie), także w stosunku do Państwa. Sam tylko wymiar finansowy uprzywilejowania jest godny uwagi. Jak szacuje dr Paweł Borecki z Wydziału Prawa UW, roczne świadczenia państwa na rzecz Kościoła wynoszą około 4-5 mld PLN. Niektóre z tych świadczeń są w pełni zrozumiałe, np konserwacja i utrzymanie obiektów sakralnych będących dziedzictwem kultury lub działalność charytatywna, ale inne mogłyby być przedmiotem dyskusji. Mogłyby, gdyby Kościół był traktowany jak każda inna instytucja, która musi spowiadać się przed fiskusem ze swych dochodów i wydatków, płacić podatki, etc. Zwłaszcza, że hierarchowie notorycznie gwałcą rozdział Kościoła od państwa, co i rusz ingerując w nie swoje sprawy, jak choćby w bieżące wydarzenia polityczne, projekty ustaw (np. medialnej) itp.

Katecheza na koszt państwa, wprowadzona bocznymi drzwiami (nie przez Sejm) do szkół publicznych, Komisja Majątkowa która (zdaniem wybitnego prawnika, prof. Zolla) jest niezgodna z Konstytucją, ponieważ nie przysługuje odwołanie od jej decyzji, hojne przekazywanie mienia publicznego Kościołowi w ramach odszkodowań za mienie zagarnięte przez PRL, 40 mln złotych na Świątynię Opatrzności, która jeszcze nie stanęła, a już jest uznana za muzeum, finansowanie uczelni kościelnych nie uwzględnionych przez konkordat, restrykcyjna ustawa aborcyjna, udział dostojników kościelnych w praktycznie wszystkich uroczystościach państwowych, pokrapianie wszystkiego, co nie ma z wiarą nic wspólnego, symbole religijne w gmachach i instytucjach państwowych, pobłażliwość prawa i sprawiedliwości dla przypadków pedofilii w obrębie Kościoła, instytucja kapelanów w siłach zbrojnych (na koszt podatnika), „Tak mi dopomóż Bóg” w ustach prezydenta i marszałka Sejmu – to tylko niektóre przykłady specjalnych stosunków państwo – Kościół.

W latach 60. Gomułka Kościół zwalczał, w latach 70. Gierek Kościół kokietował i nękał, w latach 80. Jaruzelski Kościoła potrzebował, w latach 90. Kościół obrósł w przywileje. Obecnie, z różnych względów, pojawiają się rysy na murach twierdzy, jaką stanowi Kościół. Część z nich spowodowana jest przez wstrząsy, jakie dochodzą z Zachodu. Artur Domosławski (znakomity publicysta), w artykule „Sekrety kościelnej monarchii” (GW 7.VIII), pisze o specjalnym traktowaniu przez Watykan (za czasów JP II) jakim cieszył się charyzmatyczny i konserwatywny ksiądz meksykański, Marcia Maciel, skądinąd pedofil i bigamista. Z poważnych publikacji amerykańskich wynika, że bp Stanisław Dziwisz, jako sekretarz Jana Pawła, oraz jego najwyższy przełożony, nie mogli nie wiedzieć o skandalicznych praktykach Maciela, który mimo wszystko pojawiał się przy najwyższym tronie. Jedna z przyczyn była banalna: „Wysłannicy Maciela regularnie dostarczali koperty z tysiącami dolarów w gotówce kluczowym hierarchiom Kościoła. Prywatne audiencje z papieżem kosztowały nawet 50 tys. dolarów za spotkanie, a pieniądze przechodziły przez Stanisława Dziwisza…” Jest to wprost nie do wiary, ale tak wynika z książki Jasona Barry’ego i Gerarda Rennera, „Nadużycia władzy w pontyfikacie Jana Pawła II”.

Zdumiewające, że artykuł Domosławskiego, opublikowany w największym dzienniku w ojczyźnie JP II, minął bez echa. W Polsce, żeby zwrócić na coś uwagę, trzeba chyba rzeczywiście mieć w ręku granat.