Beczka miodu

Same dobre wiadomości.
Pierwsza, to Nobel dla Roberta Edwardsa za metodę in vitro. Pomijam już, że genialna to technika i dobrze, że chociaż jeden z jej twórców doczekał uhonorowania. Jego zdjęcie w „GW”, siwy staruszek z dwójką dzieci (Jack i Sophie), które żyją dzięki niemu, przypomina fotografię … Pana Boga z aniołkami. Gdybym był wierzący, tak mniej więcej wyobrażałbym sobie Stwórcę. Ale dla nas, dzisiaj, ponad 30 lat po odkryciu metody in vitro, liczy się nasz bieżący kontekst polski. Nagroda Nobla przychodzi w samą porę, ponieważ u nas toczy się gorący spór o akceptację i przynajmniej częściową refundację tej metody. W Polsce trwa prawdziwy spór, nie tylko o metodę, ale o niezależność Państwa od Kościoła. O to, kto ma decydować – mężczyzna, kobieta i lekarze, czy Episkopat? Słyszałem dziś, z pewną ulgą, że marszałek Niesiołowski (dawny ZChN) jest za metodą in vitro i częściową refundacją. Popieram! Ale, niestety, zaraz po tym, marszałek z uporem powtarzał, że obowiązujące w Polsce prawo dotyczące przerywania ciąży, to jest „kompromis”. Ręce opadają, kiedy człowiek myśli o takim kompromisie! W każdym razie Nobel za in vitro to świetna, acz spóźniona, wiadomość. Wyobrażam sobie, że wiele osób a la dyrektor Rydzyk, myśli teraz o komitecie noblowskim to, co myślano na Kremlu po nagrodzie dla Borysa Pasternaka i dla Aleksandra Sołżenicyna – że to błąd, że jury nie raz się muliło, a przede wszystkim że to wszystko z motywów politycznych. Ciekaw jestem, czy gdyby Robert Edwards i Patrick Steptoe żyli i pracowali w Polsce, znaleźliby finansowanie dla swoich badań, a gdyby dokonali odkrycia – czy Episkopat pozwoliłby na przyznanie im najwyższej polskiej nagrody. Obawiam się, że Tusk zapytałby Gowina, Gowin – Michalika, Michalik – Dziwisz, Dziwisz – Rydzyka i to by było na tyle.
Tak więc Nobel za in vitro to beczka miodu, ale jest też i łyżka dziegciu. Jest nią propozycja PO, żeby na czele komisji konstytucyjnej Sejmu stanął poseł Gowin. Dlaczego – nie będę nawet tłumaczył, bo zbyt wysoko cenię blogowiczów.

Druga dobra wiadomość, to wypowiedź gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego, prezesa Związku Powstańców Warszawskich. Sędziwy generał przeprasza warszawiaków za cierpienia doznane z powodu Powstania. „My, powstańcy, wiemy dobrze, jaka tragedia dotknęła ludność cywilną. (…) Znamy historie osób wygnanych z miasta, wysłanych do obozów koncentracyjnych i na roboty. Jako żołnierze odczuwaliśmy to wtedy inaczej. Dzisiaj, po tylu latach, możemy wreszcie powiedzieć głośno jak było, i przeprosić warszawiaków. (…) Przeprosić powinien generał Bór-Komorowski. To on podejmował decyzje. (…) Wielu z nas boli to, że Muzeum Powstania nie wyeksponowało właściwie cierpienia warszawiaków”.

Kiedy to czytałem – przecierałem oczy ze zdumienia. Dotychczas głosy krytyki pod adresem decyzji o Powstaniu, począwszy od opinii gen. Andersa, acz tolerowane, były podejrzane, że albo są na rękę historiografii sowieckiej, komunistycznej, post-komunistycznej, albo przynajmniej są dowodem braku patriotyzmu, bo przecież bez Powstania nie byłoby Solidarności, „żeby Polska była Polską” itd. Jest w tym dużo prawdy, ale nie cała, nie cała, i dobrze, że o tej drugiej stronie medalu mówi ktoś poza wszelkim podejrzeniem, kto ma najlepsze papiery z możliwych.

Dwie takie wiadomości jednego dnia – czegoż można chcieć więcej?

A jednak jest i trzecia dobra wiadomość. Pierwsza Para Rzeczpospolitej – Bronisław i Anna Komorowscy, uświetnili wczoraj swoją obecnością koncert galowy konkursu Pamiętajmy o Osieckiej. Na kilka godzin przed koncertem, do Och-teatru w Warszawie dotarła wiadomość, że przyjdzie zarówno patronująca koncertowi Anna Komorowska, ale także sam prezydent. Pierwsi przyszli oficerowie BOR. Pierwsza para obecna była do końca, nie tylko na części pierwszej, w której wystąpiło 11 finalistów konkursu, i na ogłoszeniu decyzji jury, ale i na recitalu piosenek Agnieszki Osieckiej w wykonaniu Katarzyny Dąbrowskiej, czyli do samego końca. Dobrze się stało, że w Och-teatrze nie ma saloniku dla VIP, bo w przerwie laureatki koncertu mogły porozmawiać z prezydentem, jego małżonką oraz z ministrem Kultury, p. Zdrojewskim. Konkurs wygrała Joanna Kaczmarek, która – jak pisze „Rz.” – oczarowała jurorów interpretacją piosenek „Kiedy wrócą pieśni” i „Na całych jeziorach Ty” (kompozytor tej drugiej piosenki, Adam Sławiński, był na sali). Ten piękny wieczór zakończył tegoroczny Festiwal Pamiętajmy o Osieckiej, na który złożyły się m.in. koncerty polsko-norweskiej Karuzela Group w szesnastu miastach w Polsce (a w przyszłym roku w Norwegii), recitale i płyta Stanisława Soyki, a przede wszystkim sam konkurs, koncert finałowy w Radiowej Trójce i gala w Och-teatrze z udziałem Pierwszej Pary! Uczestnicy Konkursu (sto kilkadziesiąt osób z całej Polski), słuchacze Trójki, publiczność na koncertach, organizatorzy z Fundacji Okularnicy, i Pierwsza Para – wszyscy śpiewali „Okularników”.