Być albo nie być

Wszystkie sondaże wskazują, że najlepszym lekarstwem na PiS jest spokój, nie dać się wyprowadzić z równowagi. W rankingu zaufania do polityków prowadzi Jerzy Buzek – uosobienie kultury i spokoju, elegancki, siwiutki Europejczyk, na drugim miejscu jest Komorowski (polityk równie spokojny, jego wypowiedzi nie zawsze są fortunne, ale nie są konfliktogenne), na trzecim miejscu jest nadzwyczaj spokojny Tusk. Największy elektorat negatywny ma niezmiennie Jarosław Kaczyński. Sytuacja wręcz wymarzona dla rządzących. Także w sondażach poparcia partyjnego, przewaga Platformy nad PIS jest wyraźna (48:26, w innym sondażu 39:27), ale rządzenie jest wyczerpujące i poparcie dla rządu stopniowo maleje.

Walka jest tak zacięta, jak gdyby obie partie szły łeb w łeb. Dlaczego? Bo idzie o władzę, a nie o żadne meritum. Zauważmy, że nawet znaczące decyzje, jak gotowość rządu do refundacji metody in vitro, mijają bez awantury, kampania samorządowa toczy się cieniu burzy o zamach w Łodzi i o „zamach” w Smoleńsku. Dzisiaj nikt już nie wierzy w pojednanie, ba, jeden z głównych rozgrywających, prezes Kaczyński, wezwał, aby nie wierzyć w żadne pojednanie.

Ponieważ różnice programowe pomiędzy oboma partiami są nieznaczne,(zwłaszcza w polityce wewnętrznej), żaden kompromis czy transakcja „coś za coś” nie są możliwe. Obie strony zmierzają do tego, by wyeliminować się wzajemnie z polityki. Nie uważam, żeby „prawda leżała po środku”, winą obarczam przede wszystkim PiS z prezesem na czele, chociaż nie mam złudzeń, że Platforma to również nie są niewiniątka (vide utrącenie Cimoszewicza w poprzednich wyborach prezydenckich). Nie bez racji Bronisław Łagowski pisze, że „w PO robią karierę cwaniacy, a w PIS raczej paranoicy”, ale sprawy tak się potoczyły, że Platforma może ocalić Polskę przed PiS, i tylko spokój może uratować Platformę.

Dlaczego jednak ten konflikt jest tak ostry? Bo jest bratobójczy. Bo różnice programowe są nieznaczne. Bo wreszcie… I tu warto powołać się na najnowszy felieton Bronisława Łagowskiego („Przegląd”), który zwraca uwagę, że obie główne partie przeszły przez tę samą szkołę politykowania, mają te same korzenie. „Opozycja antypeerelowska wychowała sama siebie w nastroju nienawiści, podejrzliwości i swoistym, moralistycznym i politycznym manicheizmie. Polityka dzieli się tylko na Dobro i na Zło. (…) Obecny patriotyzm polski konserwuje w swojej symbolice prawie wyłącznie uczucia negatywne jak złość, nienawiść, małoduszność”.

Najbardziej drańskie ustawy, jak CBA, IPN, dzika lustracja etc, pisze Łagowski, były uchwalone przez obie zwalczające się dziś partie. Odrzucając bezwzględnie wszystko, co było przed 1989 rokiem, utrwalono klimat odrzucania zamiast rozróżniania i porozumiewania się. Zaczęło się od podważania okrągłego stołu, a kończy się na podważaniu wszystkiego i wszystkich, z prezydentem i z premierem na czele. Wyraźnie mniej zaczadzona jest Platforma i stąd jej wysokie poparcie. Wszystkich zwolenników dogadywania się prezes wyciął w pień. Smutne jest to, że większość społeczeństwa nie wierzy w pojednanie i … ma rację. Dopóki wola społeczeństwa nie przejawi się w wyborach, dopóty będzie trwała obecna bezsensowna corrida. W jednym z najnowszych sondaży, SLD uzyskało ponad 19 proc. poparcia. Gdyby tak miało być naprawdę, to powstałaby szansa na koalicję centrolewicową PO-SLD i na nowe rozdanie. Byłoby to lepsze niż samodzielne rządy Platformy, bo władza absolutna demoralizuje absolutnie.