Szantaż, absurd, insynuacje

SZANTAŻ. Natychmiast po morderstwie łódzkim prezes Jarosław Kaczyński zaszantażował społeczeństwo. Od tej chwili – powiedział – każde słowo krytyki pod adresem PiS będzie traktowane jako nawoływanie do morderstwa. Szantaż zawarty w tych słowach był tak absurdalny, że mało kto się tym przejął. Bredni wypowiedzianych przez polityków jest tak wiele, że nastąpiła ich inflacja, nikt się specjalnie nimi nie przejmuje. Poza tym słowa prezesa można było usprawiedliwić szokiem po zbrodni. Ale w ten sam ton uderzył jeden z czołowych profesorów PiS, Zdzisław Krasnodębski, widocznie również pod wpływem szoku. W „Rz.” 29 X szantażował po swojemu: „Są różne rozumienia dobra państwa, racji stanu, ale niewątpliwie jest też granica tej różnorodności. Poza nią kończy się symboliczna i ponadpokoleniowa przestrzeń Rzeczypospolitej. Otóż katastrofa smoleńska i stosunek do niej tę granicę ostro wyznacza. Kto chce uczynić ze śmierci tych 96 osób jeden z wielu wypadków, kto sądzi, że można przejść ponad tą katastrofą do porządku rzeczy, ten znajduje się poza tą przestrzenią”. Po tych słowach następuje

INSYNUACJA: Zachowanie rządu RP po tej katastrofie „pozwala na najgorsze przypuszczenia” (Najgorsze, czyli może zamach, spisek, Bóg wie co jeszcze…).. Nieco dalej profesor pisze: „JAK WIEŚĆ NIESIE (podkr. Pass) polscy dyplomaci, najwidoczniej na zlecenie centrali – nadal propagują tę wersję na świecie” (ta „wersja” to obarczenie, razem z Rosjanami, odpowiedzialnością za katastrofę samego prezydenta Kaczyńskiego). W oczach wielu Polaków, pisze Z.K., obóz władzy przed i po katastrofie znalazł się „niebezpiecznie blisko owej symbolicznej granicy, poza która kończy się Rzeczpospolita Polska”. Czyli obóz rządzący przestał być polski, narodowy, patriotyczny, znalazł się poza granicami RP. Gdzie? Zapewne w Moskwie. Ale o tym dowiemy się z kolejnych rewelacji profesora. Jak wieść niesie, profesor Krasnodębski pisząc te słowa był chyba nie w formie. Świadczą o tym zawarte w artykule

ABSURDY. „Rząd powinien stale informować obywateli o tym, co się dzieje w tej (smoleńskiej) sprawie” – pisze. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: rząd nie powinien zajmować się stale katastrofą, od tego są rozmaite komisje i niezależna prokuratura. Gdyby rząd zajmował się nieustannie katastrofą, byłby to problem nr 1 w Polsce. Zajmując się stale katastrofą, rząd tańczył by tak, jak mu zagra (i gra) PiS, dla którego katastrofa jest narzędziem do obalenia premiera i prezydenta, co zresztą otwarcie postuluje autor pisząc, że PO powinna po katastrofie znaleźć innego niż Komorowski, „neutralnego” kandydata na prezydenta. Jeszcze jedna uwaga: Ci, którzy – jak prof. Krasnodębski – mają za złe „wściekłe” ataki na prezydenta Kaczyńskiego, nie mają zahamowań w atakowaniu obecnego prezydenta. Z.K. pisze np. o Komorowskim, że usunięcie krzyża z przed pałacu, to „jedyny jego – jak dotąd – czyn polityczny jako prezydenta. I chyba tak już pozostanie, bo widać już wyraźnie, że rola go przerasta”.

BEŁKOT. Szantaż, insynuacja, absurd, to jeszcze nie wszystko w artykule profesora. Do tego dochodzi bełkot. Konia z rzędem temu, kto zrozumie takie zdanie: „’Autorytety’, upodlając się do reszty, do ‘pojednania’ ze światełkami w dłoni, a intelektualiści do walki z kultem Tanatosa, z funeralnymi ceremoniami i polskim cierpiętnictwem, z pochówkiem na Wawelu”.
Może ktoś wytłumaczy o co chodzi w tym zdaniu? (Kontekst: patrz „Rz” 29 X).

Rozumiem, że coraz mniej jest autorów i mediów popierających PiS, nawet „Rzeczpospolita” i jej naczelny redaktor, nie są już tak zaangażowani jak do niedawna, ale żeby tak zaniżyć wymagania? Żeby takie rzeczy firmował człowiek z tytułem profesora? Może lepiej, żeby Skarb Państwa nie ruszał „Rz”, bo gdzie będzie można przeczytać takie rewelacje?