Keep smiling!

Od czasu do czasu słychać głosy mające na celu pomniejszenia wizyty Baracka Obamy w Polsce. Że wizyta jest krótka, potrwa mniej niż jedną dobę, że będzie bezowocna, bo w czasie takich wizyt niczego konkretnego się nie załatwia, że będzie to tylko okazja dla Komorowskiego i Tuska, żeby sfotografować się z prezydentem Stanów Zjednoczonych, że USA dbają przede wszystkim o swoje interesy, że Obama przyjeżdża z pustymi rękoma, że Guantanamo i Kosowo, itd. itp.

W niektórych zarzutach tkwi ziarno prawdy, niektóre grymasy nie są bezpodstawne, ale część  z nich   jest bezpodstawna. Gdyby Obama zamiast do Warszawy poleciał do Rzymu (który się o te wizytę ubiegał), czy do Budapesztu (który sprawuje prezydencję w UE), to  niechybnie słyszeli byśmy, że Polska została zlekceważona, że nasza dyplomacja poniosła kolejne fiasko, że tyle mówimy o dobrych stosunkach z USA, a Tusk z Sikorskim nie potrafili nawet załatwić krótkiego postoju prezydenta Stanów Zjednoczonych w Warszawie, że znów zostaliśmy wystrychnięci na dudka, ani rakiet, ani wiz, ani żadnych innych korzyści nie udało się załatwić.

Moim zdaniem, wizyta Obamy nie będzie co prawda wydarzeniem historycznym, ale będzie ważna dla wszystkich zainteresowanych. Dla Stanów Zjednoczonych, uwikłanych w ogromne problemy gospodarcze i międzynarodowe (Bliski Wschód, Afryka Północna, Afganistan, Pakistan, Rosja, Chiny – wszędzie kłopoty), będzie to okazja do podkreślenia, że jednak Europa jest najlepszym sojusznikiem USA, a środkowo-wschodnia część tego kontynentu też się liczy. Gasnąca gwiazda Ameryki, jako świata jednobiegunowego, ciągle jeszcze świeci i bez niej świat byłby po prostu gorszy. Choć  Stany Zjednoczone mają liczne, w tym i potworne grzechy  na sumieniu, to jednak w dwóch wojnach światowych oraz w Zimnej Wojnie opowiedziały się po właściwej stronie i przeważyły szalę zwycięstwa.

Dla Polski, żeby nie wiem jak opozycja starała się tę wizytę zbagatelizować, przyjazd Obamy jest wydarzeniem ważnym, acz nie przełomowym. Cudów nie należy się spodziewać, ale to kolejny krok w budowaniu pozycji naszego kraju, zarówno w stosunkach z USA, jak i w Europie. Wybór Warszawy na miejsce spotkania USA – Europa Środkowo-Wschodnia nie jest bez znaczenie. To także próba generalna przed prezydencją. Jeżeli nastąpią jakieś konkrety w dziedzinie amerykańskiej obecności wojskowej i gospodarczej – to tym lepiej. Malkontentów chciałbym pocieszyć: Obama nie przyjeżdża do Komorowskiego, Tuska i do Sikorskiego – przyjeżdża do Polski. Jeżeli ta wizyta wypadnie dobrze, jeżeli dobrze wypadnie polska prezydencja – to tylko lepiej. Niepotrzebnie poseł Błaszczak judził, że nie będzie czasu na spotkanie prezydenta Obamy z opozycją, czy z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej, bo Komorowski i Tusk musza mieć czas na wspólną fotografię z prezydentem USA. Wygląda na to, że znajdzie się czas na jedno i na drugie. Panie pośle – keep smiling!   
JOLKA Z OSTROŁĘKI: Cieszę się, że wywiad dla „Przeglądu” sprawił Pani przyjemność. Pozdrawiam.

MAG: Podzielam pogląd, że gołym okiem widać, jak wiele w Polsce się zmienia na lepsze, nie tylko na wsi i w małych miasteczkach, o czym Pan(i) pisze. Rzadko się o tym mówi, bo to wygląda na propagandę i „tani optymizm”, a u nas jest moda na kosztowny pesymizm.

AGA: Witam ponownie na blogu, czyli w gronie milionerów… W ubiegłym roku mieliśmy ponad 1,2 mln odsłon. Cieszę się, że blogowicze trzymają poziom (stokrotne dzięki!), przy dyskretnej pomocy moderatorów, którym przy okazji też dziękuję, bo o nich przypominamy sobie na ogół  wtedy, kiedy puszczą gola.