Graj, Szatanie!

Tegoroczna jesień minęła pod znakiem Szatana. Tomasz Terlikowski powiedział w rozmowie z Piotrem Najsztubem w „Wprost”, że  czuł go (Szatana, a nie Najsztuba) wiele razy. Szatan, jego zdaniem, jest osobą, choć nie jest materialny, jest niebywale inteligentny i cyniczny, jemu nie przeszkadza, że ktoś z niego żartuje, zwodzi ludzi, posługuje się artystami. Terlikowskiego martwi, że „dokonuje się trywializacji tej osoby, że robi się z niej  żarty i sugeruje, że każdy, kto wierzy w istnienie osobowego szatana to jest świr”. Szatan – mówi Terlikowski – jest obrzydliwy.

Moim skromnym zdaniem – nie każdy Szatan jest obrzydliwy. Jeszcze nie tak dawno w Stanach występował i był całkiem znany duet bluesowy Adam & Satan. Był, a jeśli Bóg dał, to jeszcze jest taki muzyk, który kazał się nazywać Szatan. Naprawdę nazywa się Sterling Magee, jest Afro-amerykaninem, cenionym gitarzystą, występował sam, jako człowiek – orkiestra, albo towarzyszył znanym muzykom, takim jak James Brown i George Benson. Pewnego dnia, kiedy umarła mu żona, przeżywał może kryzys wiary, i  kazał na siebie mówić „Szatan”. Tak już zostało. Mówiło się do niego per „Mister Satan”. Nie jest on z tego powodu w USA prześladowany, choć jest to podobno jedno z najbardziej religijnych społeczeństw na świecie. Nie ma też zakazu występowania w telewizji. Po prostu, Amerykanie są religijni inaczej.

Sterling Szatan Magee wychował się w biednej, religijnej rodzinie na wsi, w Mississippi i na Florydzie, służył w wojsku na terenie Niemiec, gdzie grał na gitarze i zyskał przydomek „Five Fingers Magee”, nagrał kilka płyt pod firmą Raya Charlesa (!).

Z kolei jego partner,  Adam,  to Adam Gussow, absolwent uniwersytetu Princeton, profesor Uniwersytetu Mississippi. Adam nigdy nie zaprzedał się diabłu, być może dlatego, że jest białym profesorem, Żydem z okolic Nowego Jorku. Niedawno ukazała się nowa płyta, pardon, album duetu Adam & Satan, pt. „Back in the Game”.

Mimo uznanej pozycji w  świecie muzycznym, Adam & Satan lubią grać na ulicach (uliczni grajkowie – tzw. busters). Niedawno grali na 125 Ulicy przed urzędem telefonicznym w Nowym Jorku. Najpierw Szatan grał sam, na gitarze elektrycznej, nogą uruchamiając instrumenty perkusyjne, potem dołączył do niego prof. Gussow z harmonijką  i wzmacniaczem. – Cześć, Szatanie, kto to jest ten biały facet obok ciebie? – pytali przechodnie. Gussow nauczył się grać na harmonijce  w Kalifornii, robił doktorat na uniwersytecie Columbia (N.Y.), wyjechał do Paryża, gdzie grał w metrze. Legenda bluesa w Ameryce związana jest z Szatanem. Podobno legendarny muzyk, Robert Johnson, zaprzedał swoją dusze diabłu w zamian za demoniczny sposób grania na gitarze.

Kiedy  Gussow robił doktorat, Szatan mieszkał w Wirginii. Na weekendy spotykali się w Nowym Jorku, gdzie grali na ulicach. Gussow jest autorem kilku książek, m.in. „Uczeń Pana Szatana – Pamiętnik Bluesowy” (1998) i „Seems Like Murder: Southern Violence and Blues Tradition” (University of Chicago Press, 2002). Szatanowi powodziło się gorzej, spędził kilka lat w domu opieki. Po kilku latach rozstania, Adam & Satan znów grają razem i wydali kolejną płytę. Niedawno występowali na Hill Country Harmonica Festiwal, gdzie większość wykonawców była czarna, a słuchacze – prawie wyłącznie biali.

Prof. Adam Gussow pracuje teraz nad książką „Szatan i Blues”. Jego zdaniem, Szatan pojawił się w bluesie po I wojnie, w czasie Wielkiego Kryzysu i prohibicji, kiedy wielu czarnych Amerykanów z Południa emigrowało na Północ. Miejscowy establishment, w tym duchowni, poczuł się zagrożony przez czarną, prostacką i rozwydrzoną młodzież z Południa, która grała i śpiewała  swoją muzykę. Wtedy z ambony zaczęto wiernych ostrzegać przed diabelską muzyką. Gdy do waszych drzwi zapuka nieoczekiwany gość z gitarą, posadźcie go przy stole i poproście „Graj, Szatanie!”

WSZYSTKIM BLOGOWICZKOM I BLOGOWICZOM SKŁADAM NAJLEPSZE ŻYCZENIA  ŚWIATECZNE!