Bez wodki nie rozbieriosz

Nie każdy jest Janiną Paradowską, dla której życie polityczne nie ma tajemnic. Ja, obserwując to, co się dzieje,  nie zawsze rozumiem o co chodzi, nie zawsze umiem sobie wyrobić stanowisko. Kiedy Jarosław Kaczyński wzywa Donalda Tuska, żeby wrócił z urlopu i „podjął obowiązki” premiera, to rozumiem, że jest to zwykła zagrywka pod publiczkę, że niby premier ślizga się na nartach, a Polska chyli się ku upadkowi. (Na szczęście prezes PiS jest zawsze na posterunku…).

Kiedy Stefan Niesiołowski mówi, że Kaczyński to „żałosny nieuk”, bo nie wie, kto napisał piosenkę „Cysorz to ma klawe życie”, to uważam, że pan profesor przesadza. Kaczyński nie jest taki uczony jak Niesiołowski, ale jest znacznie powyżej swoich kolegów i koleżanek z klubu poselskiego PiS. Kaczyński jest inteligentem, jego najbliższe otoczenie do tego poziomu nie dorasta. Kiedy Niesiołowski twierdzi, że Kaczyńskiego  należy „wyeliminować” z polskiej polityki, to coś się we mnie buntuje przeciwko słowu „wyeliminować”. Podobnie jak prof. Niesiołowski sądzę, że Kaczyński jest szkodnikiem, chętnie widzę ograniczenie jego roli, ale wolę termin „unieszkodliwienie” niż „wyeliminowanie”. Niech sobie będzie – byle nie rządził. A to wcale nie jest takie pewne, bo Kaczor może wrócić, jest osłabiony, ale nie rozbrojony, to niewypał, ale niewypały bywają groźne.

Wracając do naszego życia politycznego. Dwa główne tematy dnia – refundacja i prokuratura – są tak skomplikowane, że „bez wodki nie rozbieriosz”. W sprawie refundacji mamy do czynienia z niedopracowaną ustawą, nie uzgodnioną z poszczególnymi środowiskami jej implementacją, ale mamy także grę interesów poszczególnych środowisk. Konia z rzędem temu, kto w sposób bezstronny i beznamiętny potrafi powiedzieć, czy dalsze protesty lekarzy i aptekarzy (którzy mogą się przyłączyć) są uzasadnione. Wygląda na to, że ani jedni ani drudzy nie chcą brać odpowiedzialności za pieniądze NFZ, a rząd nie wie, co zrobić. Opozycja może zacierać ręce.

W sprawie prokuratury jest równie źle. Prokurator Generalny w konflikcie ze swoim zastępcą. W normalnej sytuacji jeden z nich powinien ustąpić, a najlepiej – jak powiedział senator Cimoszewicz – obaj. Jeden i drugi powinien złożyć dymisję. ALE, tu pojawia się jedno ale: prokuratura wojskowa jest na tropie rzekomych  poważnych, wielomilionowych afer, może korupcji, może  niegospodarności w wojsku. Być może interes publiczny wymaga, żeby pozwolić prokuraturze wojskowej dokończyć śledztwa. Może przyjąć, że jej likwidacja i wcielenie do prokuratury cywilnej nastąpi za kilka lat? Do tego dochodzi wątek smoleński, konflikt Seremet – Parulski, szalone upolitycznienie prokuratury, PiS atakuje  gen. Parulskiego, broni prokuratora Pasionka, a gdzieś pomiędzy nimi dramat prokuratora, który organizuje konferencję prasową bez zgody przełożonego, nie wytrzymuje tego wszystkiego nerwowo. I do tego odżywają wątpliwości (żywi je np. Leszek Miller), czy słuszne było wydzielenie prokuratury z Ministerstwa Sprawiedliwości. Ja uważam, że było słuszne, nie trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby to wszystko podlegało rządowi, ale bądź tu mądry…

Im sprawa ważniejsza – tym bardziej skomplikowana, tym trudniej zająć stanowisko. Szkoda, że wszystko nie jest  takie proste, jak ataki na Jurka Owsiaka i Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy – tu wszystko jest jasne. Panowie mają mu za złe, że  nie jest „swój” i po prostu skręcają się z zazdrości, że dokonał czegoś wielkiego bez ich błogosławieństwa. Żeby wszystkie sprawy  były takie oczywiste…

***

„Passa” – opowieść biograficzna Daniela Passenta. Rozmawia Jan Ordyński.
Wydawnictwo Czerwone i Czarne, 2012

Spacer przez całe życie zaczyna się od wstrząsającego opisu dzieciństwa: żydowskie dziecko przechowywane podczas wojny w „szafie” u polskiej rodziny.  I paradoks: jego rodzice zostali zadenuncjonowani przez Polaków i zamordowani przez Niemców. Nikt nie wie, gdzie i kiedy. Passent mówi Janowi Ordyńskiemu: Dzieciństwo mam amputowane. Od najmłodszych lat byłem pogodzony z tym, że nie mam Rodziców, a właściwie, że oni nie żyją, nie istnieją, że ich nawet nie pamiętam, że nie mam żadnej fotografii Matki i tylko jedno zdjęcie Ojca, które odzyskałem już jako człowiek dorosły, w Paryżu.

Gdy kończy się wojenny koszmar, Daniel Passent trafia do rodziny Jakuba i Anny Prawinów. Z nimi spędza kilka lat w Berlinie, gdzie Jakub Prawin został szefem Polskiej Misji Wojskowej. Passent mówi: Nie będę się rozwodził nad tym, co oznacza strata rodziców – dla nich, zadenuncjowanych i zamordowanych w wieku trzydziestu kilku lat, ani dla mnie, bo takich było wielu i na ten temat istnieje ogromna literatura. Chcę natomiast opowiedzieć o Prawinach, którzy mnie wychowali. Spośród wszystkich ludzi, jakich spotkałem w życiu, Prawin wywarł na mnie największy wpływ, i tak było do lat 70., kiedy poznałem Agnieszkę Osiecką.

I zaczyna się w życiu Passenta dobra passa. Świetne wykształcenie, światowe życie, ciekawe spotkania. O tym wszystkim opowiada z właściwą dla siebie swadą i autoironią.

Książka jest pełna anegdot o ludziach, z którymi Passent pracował, przyjaźnił się, spotykał. A było ich morze: od wielkich polityków, po pisarzy, artystów, sportowców.  Jest też szczerym rozliczeniem z życia: przyznaniem się do pewnych błędów, ale też obroną wyborów moralnych. W biografiach wydawanych w Polsce nie było jeszcze tak szczerego rozliczenia.

To niezwykły zapis niezwykłej biografii. Świadectwo czasów i ludzi, którzy są ważni w życiu Daniela Passenta, ale też tworzyli polską, i nie tylko polską powojenną historię. Jest też wielkim ukłonem w stronę „Polityki”, która dla Passenta była przez długi czas drugim domem.

Tak o książce mówi sam Passent: Kiedy pięć lat temu urodził się mój wnuk, Kubuś, rozpłakałem się ze szczęścia. Dostałem od życia wszystko. Pora na rachunek. W gazetach pełno jest ludzi, którzy wystawiają rachunki innym. Własnych nie regulują. Ja uważam, że czas się pakować. Od pewnego czasu Agnieszka Osiecka miała w swoim pokoju małe zielone pudełko, a w nim najważniejsze dokumenty – metrykę urodzenia, zaświadczenie z banku, akt własności mieszkania. Ta książka to moje zielone pudełko.

Książka jest dostępna w SKLEPIE POLITYKI.