Aż tu nagle…

W bajkach dla dzieci bywa tak, że wszystko jest pięknie, krasnoludki robią swoje, królewna jest śliczna, Księżyc się uśmiecha, panuje pełna sielanka, aż tu nagle…I tak zdarzyło się w Polsce. Aptekarze już nie strajkują, Macierewicz na marginesie, gospodarka się trzyma, prezydencja zakończona bez ani jednej wpadki, aż tu nagle pojawiły się ACTA. Na zdrowy rozum sprawa niepojęta. Polska nie jest, niestety, dużym producentem produktów intelektualnych – patentów, technologii, przebojów i bestsellerów, które byłyby przedmiotem kradzieży. Nie jesteśmy także jednym z azjatyckich krajów złodziejskich, przeciwko którym skierowane jest porozumienie ACTA. Kradzież własności intelektualnej to ważna sprawa pomiędzy USA i Chinami, ale nas dotyczy w małym stopniu. Nic dziwnego, że chociaż w Polsce sprawa nie była tajna i dostęp do niej był – nikogo nie poruszyła.

Aż tu nagle… z iskry rozgorzał płomień. Po raz pierwszy od stanu wojennego młodzież wyszła na ulice (pomijam kontrdemonstrację „krzyżową” na Krakowskim Przedmieściu). Jeszcze nie były to dziesiątki tysięcy, ale jednak sprawa okazała się ważna. Ważny jest Internet, ważna była pogłoska, że dostęp do niego może zostać ograniczony, że ma pojawić się cenzura, konfiskata, areszty i w ogóle straszne zagrożenie. Okazało się, że spokój, jaki panuje w Polsce, jest kruchy, i wystarczy iskra, żeby postawić ludzi na nogi, wyprowadzić ich na ulice.

Teraz jest mądry Polak po szkodzie i dziennikarze oskarżają rząd, że procedował sprawę chyłkiem, potajemnie, bez debaty publicznej etc. Może to i prawda, ale może rząd uważał, że to jest sprawa błaha, nas dotyczy w niewielkim stopniu, zresztą były inne sprawy, ważniejsze, gospodarka głupcze, prezydencja, Bruksela, Euro, Smoleńsk, refundacja itd. itp. Kto mógł przypuszczać, że akurat ta sprawa wywoła poruszenie? Minister Zdrojewski zapewnił, że projekt ACTA rozesłano do 27 instytucji, w tym do mediów, i reakcji właściwie nie było. Teraz widać, że nie doceniono organizacji i stowarzyszeń obrony praw człowieka, ale i one same nie uderzały na alarm.

W sumie – dziwna sprawa i nie dziwię się ministrowi Sikorskiemu, że nie wie dlaczego wywołała taka reakcję. Jak w każdej katastrofie, przyczyn jest wiele: Ogromna drażliwość na punkcie Internetu, wrażliwość na punkcie wolności słowa, zaniedbania informacyjne rządu (o czym za chwilę), a także pojawienie się słusznej SPRAWY, której można bronić, wokół której można się zjednoczyć i walczyć o nią, tak, jak pokolenie Internetu robi to w wielu krajach, tak jak walczyła „Solidarność”, wreszcie sprawa, przy której mogli się wykazać politycy, którzy lubią jak coś się dzieje – od Palikota do Korwina mikre. Oliwy do ognia dolewają media, które też lubią, jak coś się dzieje, no i sam Internet.

Większość z nas jest zaskoczona, zaskoczony jest też rząd. Każdy minister mówi coś innego. Minister Kultury, Zdrojewski, czuje się niewinny – wszystko wisiało na stronach, projekt rozesłano wg rozdzielnika, więc o co chodzi? Premier mówi, że Polska porozumienie podpisze i może grymasić w procesie ratyfikacji (nie wiadomo po co, bo ACTA zmienić nie można), minister Boni przeprasza za brak konsultacji, minister Gowin mówi, że w tej chwili, czy formie, Polska nie powinna podpisywać ACTA, a minister Sikorski uważa, że ktoś polską opinię zdezinformował. W to ostatnie – wierzę, ale nie można wszystkiego składać na karb dezinformacji. Powietrze było zelektryzowane, rząd zaspał nieprzygotowany, opozycja (z wyjątkiem SLD) poparła ACTA, i wystarczyła iskra, żeby wywołać eksplozję. Dobra lekcja dla wszystkich.