Prawda Czubaszek, prawda Środy

Jestem pełen uznania i podziwu dla pani profesor Magdaleny Środy, ale jej felieton w dzisiejszej „Gazecie”, wzbudził moje zakłopotanie, a nawet sprzeciw. Z felietonu dowiadujemy się, że Maria Czubaszek powiedziała w telewizji, iż nigdy nie chciała  mieć dzieci, przerażała ją ciąża,  dwukrotnie poddała się aborcji i nigdy tego nie żałowała.

W pełni szanuję decyzje i wybór Marii Czubaszek, ale nie podoba mi się, że Magdalena Środa całkowicie, bez zastrzeżeń, popiera taką postawę. Pisze, że wiele kobiet  nie chce mieć dzieci, decydują się na nie pod presją, mówi się im, że nie ma nic bardziej cudownego niż macierzyństwo, że mówią tak najczęściej księża, politycy oraz kobiety sukcesu, a tymczasem ciąża wycieńcza, zniekształca, czyni własne ciało obcym. Przeciw aborcji toczy się pełna hipokryzji kampania, propaganda, że aborcja jest największym złem na świecie. Tymczasem instynkt macierzyński „jest mitem”, większość kobiet, która dokonała zabiegu zrobiła to z ważnych przyczyn, aborcja „przyniosła ulgę” tym większą im bardziej świadoma to była decyzja i komfortowe warunki zabiegu.

Popieram wszelkie starania na rzecz liberalizacji  ustawy aborcyjnej, która w Polsce nie jest żadnym kompromisem, tylko prawem drakońskim. Zasługi prof. Środy w tej dziedzinie widzę i szanuję, ALE w Jej felietonie zabrakło mi argumentów ZA ŻYCIEM. To, że „w imię życia” toczy się bezsensowna kampania, którą zwalczał już Boy-Żeleński, nie oznacza, że musimy oddać troskę o życie, o Polskę, o patriotyzm, konserwatystom i duchownym.  Bardzo trudno jest komuś, kto dziecka nie ma, lub nie może się na nie zdecydować, komuś o poglądach Marii Czubaszek, wytłumaczyć, jak wspaniałym doświadczeniem jest posiadanie dziecka i co ją ominęło. Tak samo  trudno, jak objaśnić swój ból komuś, kto go nie zaznał.  Ktoś, kto zaznał szczęścia posiadania dziecka, nie bardzo umie to szczęście okazać, opisać, tak, aby inni go zakosztowali, a przynajmniej nabrali na nie ochoty. Łatwiej jest obrzydzać ciążę, jako uciążliwą, kłopotliwą, wymagającą kontroli lekarskiej etc, niż podzielić się nastrojem nadziei i radości, jakie temu stanowi towarzyszą. Choćby bardzo bliskiego zespolenia z przyszłym ojcem. Jeżeli mężczyzna ma prawo uczestniczyć w tej dyskusji, to wspomnę, że długo nie chciałem mieć dziecka, ale gdy przyszło – dało mi ogromne szczęście. Sądzę, że takich jak ja jest wielu. Agnieszka Osiecka była niewątpliwie „kobietą sukcesu”, ale pragnęła dziecka, a potem nie mogła doczekać wnuka.

Maria Czubaszek też jest kobietą sukcesu, odważną, że przyznaje się do dwóch aborcji, których nie żałuje, ale ja nie tyle ją (za to) podziwiam, co jej współczuję, ponieważ nie sposób jest opisać, jaką radością i szczęściem  jest, a w każdym razie może, potrafi być dziecko, i to przez całe życie rodziców, aż do starości, kiedy przychodzą wnuki. Prof. Środa pisze, że Maria Czubaszek „miała szczęście, bo zabieg przerywania ciąży był w ‘jej czasach’ legalny”. To prawda, bo zabieg powinien być legalny i przeprowadzony w komfortowych warunkach, ale mnie aborcja nie kojarzy się ze szczęściem, raczej wręcz przeciwnie. Jeśli przemawiają za nią poważne względy – to trudno, nie ma lepszego wyjścia, kobieta musi mieć do niej prawo.

W felietonie Pani Profesor, zabrakło odrobiny empatii dla drugiej strony, która uważa, że największym szczęściem jest dziecko. Temu nic nie dorówna.

***

LIST OD CZYTELNICZKI

Herod to był mądry król, czyli kazus Czubaszek

Ostatniej niedzieli, w telewizyjnym programie TVN Uwaga pani Maria Czubaszek wygłosiła deklaracje świadomej bezdzietności oraz niechęci do dzieci jako takich, jak również wyznała kilka innych spraw prywatnych. Już reakcja redaktorów (rozmówcy bohaterki) jak też prowadzącego program była znamienna. Wyjść nie mogli ze zdumienia („szokujące poglądy”, „czy pani naprawdę nie lubi dzieci?”, „i co, nie żałowała pani nigdy?”). Reakcję tę wolno uznać za kliniczny przykład używania gotowców kulturowych miast samodzielnego myślenia i na tym poprzestać.

Aż tu nazajutrz pan red. Daniel Passent na swoim blogu najpierw zadeklarował, iż szanuje decyzje i wybory życiowe pani Czubaszek, „do których ma naturalnie prawo”. Zaraz potem wszakże pospieszył ową suwerenność stanowienia o sobie podważyć i pouczyć panią Cz., iż „coś bardzo cennego ją ominęło”. Czyli, że poglądy ma pani Czubaszek może sobie mieć, ale system wartości życiowo istotnych ma niewłaściwy. Właściwy jest światopogląd red. Passenta i trzeba ubolewać, że pani Cz. jakoś tego nie dostrzega. Albowiem – tu przeszedł płynnie od wyborów życiowych pani Cz. do samego siebie – nacieszyć się red. Passent nie może urokami ojcostwa. Tymczasem w wypowiedzi pani Czubaszek nie padło ni jedno słowo na temat systemu wartości oraz życiowych decyzji, w tym o ojcostwie, red. Passenta. Pani Czubaszek to pani Czubaszek, jej życie to jej życie i co u diabła red. Passentowi do tego? I co mają przyjemności rodzicielstwa red. Passenta do świadomej i tryumfalnej bezdzietności pani Czubaszek? Ciężko się zdziwiłam tej postawie red. Passenta, bo miałam go raczej za rozumnego. Okazało się niebawem, że to tylko przygrywka.

Tegoż poniedziałku w swoim programie telewizyjnym red. Tomasz Lis zwęszył temacik i postanowił odprawić nad poglądami pani Czubaszek sąd. Dobierając grono gości tak, by zapewniło odpowiednią temperaturę emocji. Pani Kempa, pan Piecha, w roli „przeciwwagi” dyżurna „aborcjonistka” Nowicka… I zaczęło się od deklaracji pani Kempy o radościach z posiadania potomstwa (bogowie miejcie litość! Już samej pani Kempy nadto…). Zaraz pan Piecha upomniał się o wzrost dzietności i już czekałam, kiedy padnie cos o „błogosławionym stanie”. Tylko wciąż nie wiem, co to ma wspólnego z bezdzietnością pani Cz.? Ani nikogo do bezdzietności nie zmusza, ani na żadnej kobiecie nie wywiera presji, by przerwała ciążę. Trwa przy swoim i jest zadowolona ze swego życia. Wara wszystkim do tego. A gdzie tam!
Pani Czubaszek mogła się nie zgodzić na udział, zgodziła się, jej sprawa. Jest inteligentna kobietą i niczyjej, w tym mojej posługi adwokackiej nie potrzebuje. Ale chyba nie przewidziała kierunku, w jakim rozpędzi się ten inkwizytorski zapał pani Kempy, pana Piechy i pana Lisa.

Okazuje się oto, że kobieta decydująca się świadomie nie mieć potomstwa jest po pierwsze idiotką niezdolną ocenić skutków swej decyzji (nie wie pani, jak wspaniałe doświadczenie ją ominęło!), po drugie jawi się jako ktoś niepełnowartościowy i społecznie nieużyteczny, przede wszystkim jednak jest kimś niegodziwym, niehonorowym, nieledwie równie obrzydliwym jak, bo ja wiem, szalbierz czy morderca. Bo jakże? Społeczeństwo się starzeje, system emerytalny się wali, zastępowalność pokoleń zagrożona! No to co z tego, pytam się? Jakież to nieszczęście się stanie, jeśli Polaków będzie nie 39 milionów, lecz powiedzmy – dwadzieścia? Na emerytury nie będzie? Też nie zmartwienie. Suto wywianowany z kasy publicznej kościół katolicki, ubogacony jeszcze milionami na tacę – weźmie przecież swoich wiernych na utrzymanie bez najmniejszego problemu. A rynek pracy? Wolne żarty! Kto dziś jest w stanie odpowiedzialnie orzec, jak będzie wyglądał w Polsce i na świecie rynek pracy za 20 lat? Skoro nikt nie przewidział co się stanie po wymyśleniu telefonu komórkowego i Internetu? I skoro – warto przypomnieć – już zis rynek pracy nie wchłania milionów młodych ludzi, a w samej tylko Polsce na aut wyrzuca jakieś pięć milionów zbędnych? Wiec niech demografowie i inne mądrale przestaną ględzić te bzdury o starzejącym się społeczeństwie i systemie emerytalnym, bo z daleka cuchnie lebensbornem. Zabraknie na emerytury? No to zabraknie, staruszkowie pomrą i tyle. Wszyscy pomrzemy. Może i lepiej, bo świadomość konieczności utrzymywania na zbrodniczo uprzywilejowanych emeryturach osobników w rodzaju agenta Tomka z pewnością szybciej wpędzi nas do grobu.

Co do pani Czubaszek, (której pogląd w sprawie „niemania” dzieci popieram entuzjastycznie i konsekwentnie) w Polsce, jak się okazuje, światopogląd można sobie mieć jaki się chce, podejmować suwerenne decyzje stanowienia o sobie podług własnego systemu wartości, pod warunkiem wszakże, że nie damy się na tym przyłapać. A już na pewno nie będziemy o tym kłapać dziobem w telewizji. Kobieta, która nie chce mieć dzieci jest kimś, kogo można znieważać i poniżać. Oraz wykazać, że jest bezwartościowa, bowiem jedyną racją jej społecznie aprobowanego prawa do istnienia jest czynienie użytku z macicy. To, że red. Lis urządził inkwizytorski sąd, to nie dziwota, wielkiego mniemania o redaktorze nie mam. Ale po red. Passencie spodziewałam się jednak większego rozumu.

Przypomnę, iż Światowa Organizacja Zdrowia już dawno wyłożyła w tej sprawie stanowczą opinię, podług której żadna kobieta ani żaden mężczyzna nie może być zmuszony do posiadania potomstwa ze względów światopoglądowych, religijnych czy na skutek zagrożenia ostracyzmem środowiskowym. Zaś decyzje prokreacyjne należą do najbardziej podstawowych praw ludzkich, których naruszanie jest niegodziwością.

Ciąża i poród (szczególnie w polskich szpitalach) to nie jest żaden cymes. To ą wymioty, rozwalone stawy, przeciążony kręgosłup, rzucawki oraz koszmar hodowania bezwzględnego pasożyta, który w imię swego egoistycznego interesu zniszczy mój organizm. A na deser – poród, po którym trauma może zniweczyć zdolność do życia na długie lata. Ale to jest wciąż tabu. Wszak obowiązuje narracja o cudzie narodzin, nowym życiu itd. Oraz pogląd zaprezentowany niedawno w telewizji przez jakiegoś położnika z naukowym tytułem. Niedouczony en cymbał wygłosił, że te wszystkie dyrdymały o przyjaznych izbach porodowych to brednie, bo kobieta ma rodzic na leżąco i kropka! Cymbał ten nigdy nie słyszał, że człowiek ma konstrukcję pionową i tak też – z góry na dół – działa grawitacja. Nie on jeden, to stara szkoła, utrwalona w systemie edukacji medycznych marcinowów. Uczy Marcin Marcina…

Co zaś się tyczy wygłoszonego przez red. Passenta, Lisa czy panią Kępę przekonania, iż decyzja o nieposiadaniu potomstwa sprawia, iż „coś pięknego nas omija”. Czy niewspinanie się na K2 bez butli z tlenem, nieopłynięcie żaglówką samotnie globusa względnie niefedrowanie węgla w kopalni Bobrek czyni czyjkolwiek życie bezwartościowym i nadającym się do wycierania sobie nim gęby? „Niemanie” potomstwa może być i jest źródłem nadzwyczajnych przyjemności psychicznych, jak też rozkoszy czerpanych z różnych zajęć życiowych, jak choćby aktywnego uprawiania seksu z antykoncepcją! No i nie bez znaczenia jest miła myśl, iż nie powiększa się potwornego przeludnienia na planecie. I jakoś nie pamiętam, by bezdzietność wytykano katolickim księżom i zakonnicom, uznając za bezdyskusyjne ich ideowo motywowane wybory życiowe. Nawiasem – gdyby podobną deklarację świadomej bezdzietności wygłosił mężczyzna, zebrałby się telewizyjny trybunał inkwizytorski, a red. Passent poświeciłby temu jedno bodaj zdanie? Rozkazując wyrżnąć niewiniątka, Herod to był jednak bardzo mądry król!

Jolanta Wrońska