Za taką wolność – dziękuję!

„Pozwólcie nam obrażać na stadionach” – apeluje Dariusz Rosiak, dziennikarz „Rz.” (4/5 lutego). Autor ubolewa, że „Każdy obraźliwy gest, każde zdanie odnoszące się do rasy, religii czy upodobań seksualnych gracza albo kibica z drużyny przeciwnej jest traktowane jako przestępstwo i może być ścigane prawem. PADA OSTATNI BASTION WOLNOŚCI SŁOWA – STADION PIŁKARSKI” (podkr. Pass). Autor nawiązuje do awantur pomiędzy piłkarzami, z których jeden nazwał drugiego „negro”, a ten drugi użył określenia „pier…na czarna p…”. Piłkarze zostali ukarani, zdaniem red. Rosiaka – niesłusznie. „Tego typu zachowania w trakcie meczu piłkarskiego nie są – jego zdaniem – żadnym przejawem rasizmu czy homofonii. Boisko piłkarskie jest dziwnym miejscem: ludzie kopią się bezkarnie po nogach, obrzucają ordynarnymi wyzwiskami, czasem nawet dają sobie po twarzy”. Zdaniem Rosiaka, do niedawna trybuna sportowa była miejscem, gdzie wolno było więcej, „właśnie po to wielu ludzi przychodzi na stadion”.

I komu to przeszkadzało? Okazuje się, że od pewnego czasu aktywiści społeczni usiłują zmienić oblicze futbolu. Ich zdaniem, jeśli np. uderzony łokciem w twarz piłkarz krzyknie „”wyp…ty pedale!”, to nie jest to wypowiedziane w ferworze walki, ale głęboko zakorzenione i karalne uprzedzenie. Rezultat: pada ostatni bastion wolności słowa – stadion piłkarski. Wielka Brytania stoi w awangardzie przemiany piłki nożnej ze sportu pełnego pasji w wydezynfekowany biznes rozrywkowy zorganizowany według sponsorów i wiodącej myśli politycznej poprawności. Tymczasem, według pana Rosiaka, boisko i trybuny to część przestrzeni publicznej i ograniczanie wolności słowa „jest nadużyciem ze strony władz”, wyrazem „oportunizmu i konformizmu” wobec żądań sponsorów i władz.

Absolutnie się z red. Rosiakiem nie zgadzam. Nigdy też nie zagram z nim w piłkę nożną, bo życie mi miłe. Traktowanie stadionu piłkarskiego, jako miejsca w którym „wolno więcej”, to nic innego, jak dopuszczenie, żeby na boiskach i trybunach zapanowała dzicz, czego przykład mieliśmy kilka miesięcy temu w Bydgoszczy. Chamstwo na murawie i na trybunach prowadzi do tego, że futbol staje się sportem podwyższonego ryzyka, żeby go uprawiać, trzeba być przygotowanym na okrucieństwo ze strony rywali, np. deptanie leżącego zawodnika po rękach, oraz pełne agresji zachowanie kibiców – przed, w trakcie i po meczu, już na ulicach. Nie rozumiem, dlaczego piłka nożna, a nie np. boks, zapasy, szermierka, miała być wyjęta z pod powszechnie panujących reguł. Część kibiców kibicuje nie tylko na meczach piłki nożnej, ale i na innych imprezach – czy granice agresji mają być rożne na różnych arenach? Czego mają się uczyć dzieci w szkółce Barcelony i innych klubów, w szkołach sportowych, na podwórkach i na boiskach – chamstwa, agresji, czy fair play? Koncepcja, wedle której stadiony mają być oazą chamstwa, rasizmu i wszelakich fobii, na oceanie politycznej poprawności, jest nierealna i niesłuszna. Stadionów i sportu nie sposób wyizolować ze społeczeństwa, przeciwnie – to cywilizacja nie powinna omijać boisk. Także w innych sytuacjach budzących grozę ( np. zjawisko „fali” w wojsku) nie powinno być pobłażania dla niegodnych zachowań.

Jeśli fair play i poprawność polityczna jest po myśli sponsorów, to tym lepiej. Nikomu nie życzę, żeby w imię wolności słowa (?) na stadionach palono flagi, rzucano rakiety i wbijano adwersarzom nóż w serce, jak to się zdarza w Ameryce Łacińskiej, gdzie w okolicach stadionu pierwsza musi pojawiać się policja konna. Za taką wolność – dziękuję.