Palikot działa na nerwy

Siła Palikota polega na tym, że nie boi się iść pod prąd i łamie konwenanse. Ale kij ma dwa końce, i nierzadko Palikot się kompromituje. Z entuzjazmem rzucił się na wiadomość, że prokuratura postawiła zarzuty Zbigniewowi Siemiątkowskiemu w sprawie tajnego więzienia CIA i tortur na terenie naszego kraju. Palikotowi, rzecz jasna, nie chodzi o Siemiątkowskiego, (który notabene habilitował się i napisał cenną książkę o wywiadzie przed 1989 r.), tylko o Millera. Deklamuje, że wstyd mu za Polskę, wstyd za Millera, którego wzywa, żeby zrzekł się immunitetu i wycofał się na zawsze z działalności politycznej.

Palikot zachowuje się w tej sprawie niepoważnie i nieprzyzwoicie. Niepoważnie, ponieważ samo przedstawienie zarzutu w praworządnym państwie nie oznacza niczyjej winy. Poczekajmy na proces, prawomocny wyrok, ta sprawa będzie trwała latami, Amerykanie niczego nie potwierdzą, Siemiątkowski i inni związani są tajemnica państwową, a może i NATO. Będą jeszcze inne zarzuty i inne osoby. Prokuratura nie zasługuje na tak wielkie zaufanie, żeby wyłącznie w oparciu o przeciek prasowy, wzywać akurat Leszka Millera do abdykacji. Palikot rzuca się na Millera, a co z Siemiątkowskim, co z Aleksandrem Kwaśniewskim, który wiedział i wie tyle samo, co szef SLD i były premier? Jak słusznie zwracał uwagę Kamil Durczok w TVN 24, w rozmowie z Palikotem, kiedy jemu prokuratura dobierała się do skóry, to był o niej jak najgorszego zdania, kiedy prokuratura krąży wokół Millera – to budzi zaufanie Palikota.

W tej sprawie Palikot zachowuje się nieprzyzwoicie, gdyż wykorzystuje sprawę z zakresu bezpieczeństwa narodowego, terroryzmu, sojuszu z USA, do swoich ambicji politycznych, żeby umocnić swoją pozycję na lewicy. Tego nie powinno się robić. Nie można wykluczyć, że gdyby w latach 2002-2003 Janusz Palikot, jako premier lub prezydent, odpowiadał za bezpieczeństwo Polski i za nasze sojusze- podjąłby podobną decyzję jak Miller. Wiele wskazuje na to, że ówczesny premier Polski nie mógł odmówić stronie amerykańskiej, że zbytnio zaufał CIA, że nie powinien był faktycznie zrzekać się suwerenności nad bazą w Szymanach/Kiejkutach i że Amerykanie nadużyli zaufania polskich sojuszników, wiele przed nimi (tj. przed nami) ukrywając.

Dziś tę sprawę należy spokojnie wyjaśnić, osądzić, winnych tortur ukarać (to marzenie ściętej głowy), liczyć na to, że sąd, może nawet Trybunał Stanu, weźmie pod uwagę ówczesne okoliczności, ale nie urządzać z tego powodu awantury, nie robić sobie przy okazji kampanii, jak to robi Janusz Palikot. Kwaśniewski i Miller w 2002 roku, u szczytu wojny z terroryzmem, stali przed poważnym dylematem, Palikot zachowuje się w tej sprawie niepoważnie.

Byłoby lepiej, gdyby dyskusja przybrała inny kierunek, mianowicie na ile można ufać Stanom Zjednoczonym, a zwłaszcza CIA? Wciągnęli NATO, w tym Polskę, w wojnę z Irakiem, pod pretekstem, że ten jakoby dysponował bronią atomową, co okazało się bujdą na resorach. Potem podłożyli nam minę, zapewne torturując „jeńców” na naszym terytorium, oczywiście bez wiedzy Polski i NATO. Wniosek z tego taki, że władze polskie zostały oszukane, zapewne zgodziły się na przetrzymywanie (co w krajach demokratycznych jest podlega kontroli sądowej), ale nie na tortury. Prezydent Obama miał z powodu tortur pewne skrupuły, zapowiadał likwidację więzienia w Guantanamo, ale nic z tego nie wyszło. Wnioski dla naszej polityki zagranicznej nasuwają się same: Kiedy chodzi o interes państwa, nikomu, nawet najważniejszemu sojusznikowi, nie można ufać ślepo.