Powrót na Ziemię

Po długim weekendzie czas wracać na Ziemię. Francuzi wybrali i myślę, że wybrali dobrze. Pewien złośliwy blogowicz kilka dni temu szlochał, że w sprawie wyborów we Francji Passent będzie kluczył i sięgał prawą ręką do lewego ucha. Tymczasem ja się nie wypowiadałem w ogóle, kluczyłem mniej niż ma kluczy polski hydraulik, ponieważ spraw francuskich nie śledzę, nie znam nawet języka, i nie mam podstaw, żeby zajmować stanowisko. Ponieważ nowy prezydent zwyciężył pod hasłem zmiany „teraz”, zastanawiam się, kiedy to „teraz” dotrze do Polski.

Profesor Michał Kleiber, prezes PAN, powiedział dzisiaj w TVN 24, że dla niego demokracja oznacza nie tylko rządy większości, ale i umiejętność wsłuchiwania się w głos mniejszości. Brzmi to bardzo ładnie, ale od tego profesor przechodzi do obrony swojej propozycji, żeby skorzystać z usług zagranicznych ekspertów w sprawie katastrofy smoleńskiej. Prezes PAN uważa, że naukowa odpowiedź na mające coraz więcej zwolenników hipotezy zamachu itp., pomoże rozwiać wątpliwości i przywrócić jako – taki pokój w kraju.

Przy całym szacunku dla Pana profesora, ja pozostaję nieprzekonany. Moim zdaniem nie ma takich ekspertów, i nie będzie takich orzeczeń, których polska mniejszość (czytaj: PiS, PP. Kaczyński, Macierewicz i inni) nie potrafiłaby zakwestionować. Jeżeli profesor X, laureat Nagrody Nobla, profesor MIT i Harvardu, wyda opinię, która potwierdza wnioski komisji Millera, i – broń Boże – Anodiny, to zostanie zdyskredytowany i obnażony jako sługus Putina, Tuska i całej tej zgrai. I odwrotnie, jeżeli jakiś doktor z koledżu w Dolnej Oklahomie, albo w Górnej Bawarii, poprze hipotezę zamachu, dwóch wybuchów, a najlepiej nawet trzech, ba, całej serii eksplozji, to zostanie przez ową mniejszość przedstawiony jako wybitny autorytet w dziedzinie wszechnauk.

Szanowny pan profesor Kleiber zechce wybaczyć, ale tu nie chodzi o argumenty naukowe. Socjalizm też był naukowy dopóki był obowiązującą doktryną. Przymiotnik „naukowy” dodaje powagi, ale o tym, co jest, a co nie jest naukowe w sprawie Smoleńska, decydują naukowcy – prof.. dr habilitowany Antoni Macierewicz i jego promotor, prof. dr habilitowany Jarosław Kaczyński. Dla polskiej mniejszości, całkiem poważnej, bo sięgającej 1/4 społeczeństwa, to są najwyższe autorytety naukowe. Większy od nich jest może tylko profesor doktor ojciec dyrektor i nadrektor toruński.

Wiara profesora Kleibera, bądź co bądź prezesa PAN, we wszechmoc nauki, jest zrozumiała, jego intencje są niewątpliwie szlachetne, ale choćby do Polski zjechało tysiąc profesorów i każdy zjadłby tysiąc doktorów, to lud smoleński wie swoje i będzie wiedział tak długo, aż PiS uzna, że jest to użyteczne. Na razie jest.