Hurra – nasi przegrali!

Całe szczęście, że nasi przegrali, bo Tusk nie będzie miał sukcesu.

Szczęśliwy to kraj, którego największym zmartwieniem jest porażka piłkarzy. Media pełne są rozważań na temat przyczyn prestiżowej przegranej: ostatnie miejsce w najsłabszej grupie to dla gospodarzy żaden powód do chwały. Więksi i mniejsi spece od futbolu prezentują całą gamę poglądów. – Smuda musi odejść – mówią jedni. – Smuda to nadal najlepszy polski trener – mówią inni. Ja nie rozpaczam, może dlatego, że nie czuję się bardzo rozczarowany. Jak na kraj, w którym piłka nożna od lat stoi (raczej „leży”) na niskim poziomie (miejsce w siódmej dziesiątce rankingu FIFA), reprezentacja się nie skompromitowała. Inni, np. Czesi,  są po prostu lepsi, choć i z nimi przy odrobinie szczęścia można było wygrać. W pierwszej części było kilka okazji, kiedy polska drużyna była o krok od zdobycia bramki. Niestety, szczęście sprzyja lepszym.

W sumie, po Euro 2012, które jeszcze trwa, pozostaną chyba jednak dobre wspomnienia. Polska, jako współorganizator, zdaje egzamin. Nie słyszy się o wpadkach, że na przykład jakaś drużyna nie została na czas dowieziona na miejsce, że zdarzyło się masowe zatrucie, lub sprzedano dwa bilety na jedno miejsce. Pod ścisłym nadzorem UEFA organizujemy  największa imprezę w naszej historii – to kapitał cywilizacyjny, który będzie procentował. Nasi piłkarze przegrali, ale Polska wygrywa. Zacofanie (koleje!) na pewno daje się we znaki i nie jest do ukrycia. Błędy i niedociągnięcia, takie jak przepłacone inwestycje czy niedokończone, a zapowiadane,  drogi, będą na pewno rozliczone przez media i opozycję. Niektóre, na przykład nieopłacenie w porę bankrutujących z tego powodu podwykonawców, stają się zaczynem nowego ustawodawstwa, które powinno temu w przyszłości zapobiec. W miastach – organizatorach nie doszło do zapowiadanej klęski komunikacyjnej,  nie ma trzęsienia ziemi. Może niemieccy turyści uznają, że „Polnische Wirtschaft” odchodzi w przeszłość.

Euro 2012 stało się  miejscem gorszącej bijatyki, zapoczątkowanej w dużym stopniu przez  naszą łobuzerię. Na szczęście było to wydarzenie odosobnione. Policja stanęła na wysokości zadania, natomiast prezydent Putin nie musiał temu wydarzeniu nadawać rangi międzypaństwowej i prezydenckiej, nie musiał w tej sprawie telefonować do Donalda Tuska i odgrywać roli zatroskanego ojca narodu. Nie mógł jednak oprzeć się pokusie. Z kolei polskie media, zwłaszcza prawicowe („Gazeta Polska”), zamiast wyrazić ubolewanie, nie musiały pisać o „rosyjskich bandytach”, skoro świadkowie mówią, że znaczny udział w zajściach w Warszawie   mieli nasi rodacy (przy czynnej współpracy Rosjan we Wrocławiu). Przepraszać to ma Obama i Putin, a nie my.

Na szczęście dla opozycji, polska drużyna odpadła z turnieju, więc akcje Tuska nie pójdą nadmiernie w górę. Gdyby Euro 2012 okazało się klęską organizacyjną – o wszystko obwiniano by rząd. Skoro – jak dotychczas – toczy się dobrze, trzeba pilnować, żeby Tusk i spółka na tym nie skorzystali. Kiedy jest sukces – to jest to sukces Polaków. Kiedy jest porażka – to jest to klęska rządzących.  Gry fair wymagamy od piłkarzy, ale nie od dziennikarzy.