Michał zawinił – Donalda powiesili

Podczas swojej spóźnionej (dosłownie i w przenośni) konferencji prasowej, premier Tusk zaapelował do dziennikarzy, żeby atakowali jego, a nie syna. Niestety, nie mogę przychylić się do tej prośby. Winę za „Michał Tuskgate” ponosi bowiem syn, a nie ojciec. Donald Tusk zrobił to, co zrobiłoby wielu ojców na jego miejscu – ostrzegł syna, żeby nie wiązał się z szemraną firmą, a właściwie z linią lotniczą, która należy do szemranej firmy, należącej z kolei do osoby skazanej. Teraz, kiedy mleko się rozlało, niejeden uważa, że Donald Tusk powinien był być bardziej stanowczy, ale wtedy premier zachował się tak jak wielu ojców – nie chciał ryzykować pogorszenia stosunków z synem, który formalnie jest dorosły, sam ma dzieci, ale faktycznie, jak wynika z zachowań i wypowiedzi dla mediów,  nie jest specjalnie dojrzały. Nie widzę powodu, żeby skakać na ojca kiedy winien jest syn. Dla mediów to, oczywiście, gratka: „Oszust pogrąża syna premiera” (Super Express), „Syn premiera w złotym interesie” (Gazeta Polska). Taka jest natura mediów i gdyby podobne powiązania miała Marta Kaczyńska lub jej mąż – byłoby podobnie, choć inne używałyby sobie wtedy media.

Michał Tusk ma rację, że gdyby nie nazywał się Tusk, pies z kulawą nogą  nie zwróciłby na to uwagi, ale na to nie ma już rady. Michała Tuska obowiązywała i nadal obowiązuje szczególna wrażliwość oraz czujność. Powinien był być świadomy, że ryzykuje  nie tylko swoją reputację, daje mediom i opozycji broń do ręki. Popełniał błąd za błędem. Małe to były błędy, ale jednak nie był w porządku, kiedy dla swoich korzyści usiłował pogodzić role nie do pogodzenia – niezależnego dziennikarza, pracownika portu lotniczego i współpracownika prywatnej linii lotniczej. Słusznie pisze redaktor naczelny „GW – Gdańsk”, że Michał Tusk się pogubił. Został już surowo ukarany.

Donald Tusk może żałować, że poruszył sprawę syna ministra Kalemby. Był to błąd, ale nie dlatego, że naprowadził media na trop swojego syna, tylko dlatego, że  nie walczy się z nepotyzmem wskazując palcem na syna swojego ministra. Zarówno syn Kalemby, jak i syn Tuska, są dorośli. Pierwszy  nie zrobił nic złego i tylko z winy premiera Tuska trafił na pierwsze strony gazet. Drugi chciał trzymać zbyt wiele srok za ogon i teraz zbiera cięgi.

Ważniejsze są wnioski szerszej natury. Przede wszystkim nieskuteczny wymiar sprawiedliwości, który pomimo kilku wyroków nie zawrócił pana Plichty ze złej drogi, narażając dziesiątki tysięcy ludzi. Po drugie – luki w prawie. Jeżeli prokuratura dzisiaj oświadcza, że na razie sprawie Amber Gold nie trafiła na dowody przestępstwa, to coś jest nie w porządku. Jak można oszukać tylu niewinnych ludzi nie wchodząc w konflikt z prawem? Po trzecie –  naiwność ludzka nie zna granic (mam  na myśli ludzi, którzy zaufali firmie Plichty). Po czwarte – syn Cezara musi być poza wszelkim podejrzeniem.

Jak to się wszystko skończy? Donald Tusk wyjdzie z afery cały, ale osłabiony. Komisja śledcza w Sejmie nie powstanie, byłby to tylko cyrk, podobnie jak inne komisje. Afera ujawnia słabość państwa polskiego, jego służb, Komisji Nadzoru Finansowego, a nawet mediów, które nie biły na alarm z powodu Amber Gold. Za wszystko zapłacą naiwni,  drobni ciułacze.