Pozytywna energia premiera

Kilka tygodni temu opozycja i media kpiły z premiera, że nic nie robi, całymi dniami milczy,  „Donald nic nie mogę Tusk” i podobne opinie królowały w prasie, radiu i telewizji. Bardziej życzliwi rządowi ubolewali, że Tuska nie widać, ani nie słychać, a czas pracuje dla PiS.

Premier zmienił więc taktykę, zapowiada powrót do tuskobusu, częściej pojawia się w mediach. Wypowiedział się nawet w sprawie nieszczęsnej murawy na stadionie, a także w „bulwersującej” – jak powiedział – sprawie aresztowania matki dwojga dzieci za niezapłacenie grzywny. Kiedy Tusk zabrał głos w tych sprawach, natychmiast pojawiły się głosy krytyczne, że premier nie powinien zaprzątać sobie głowy takimi drobiazgami, jak dach nad stadionem, czy aresztowanie matki dwojga nieletnich dzieci.

Czyli z punktu widzenia premiera, milczeć – źle,  mówić – też niedobrze. Nie wiem, co doradzą premierowi blogowi specjaliści od PR. Mnie się wydaje, że w obu sprawach reakcja rządowa powinna nastąpić jak najszybciej, ale nie na poziomie szefa rządu. W sprawie stadionu powinna była zabrać głos minister sportu albo rzecznik rządu, żeby przynajmniej udowodnić, że władza nie lekceważy tej sprawy, tysięcy zawiedzionych kibiców i milionów telewidzów. Tymczasem okazało się, że pani minister (podobnie jak premier) była na trybunie, czy w loży, ale nie była poinformowana co się w tym czasie dzieje w kuchni. Chyba jednak zaufanie do NCS, PZPN i innych było oznaką niefrasobliwości. Ale premier? Ten nie ma nic do tego.

Podobnie w sprawie opolskiej, tj. aresztowania matki dwojga dzieci, oddzielenia jej od potomstwa. Tu od razu powinien był zabrać głos np. rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości. Przecież od początku było jasne, że aresztowanie nie wzięło się z niczego – przedtem musiały być wezwania do zapłaty, grzywna za zlekceważenie terminów, propozycje zamiany wierzytelności na pracę społeczną itd. itp. Wszak silne państwo to takie, w którym obywatele nie lekceważą zobowiązań podatkowych. (Vide USA). Tymczasem premier nazywa sprawę „bulwersującą”, wszyscy (słusznie!) litują się nad losem dzieci, ale matka jakoś nie zadbała o to, żeby zapewnić spokój sobie i dzieciom. I teraz znów, jak w przypadku stadionu, wyjdzie na to, że nikt  nie jest winien, sąd, policja, wszyscy postąpili zgodnie z prawem, zabrakło tylko pomyślunku. I znów premier Tusk nie będzie miał nikogo do odwołania,  najwyżej powie jak w przypadku stadionu, że zabrakło pozytywnej energii.

A w sprawie wysłania formularzy podatkowych działaczom opozycji na Białorusi, których Polska wspiera finansowo – była to ewidentna gafa, którą należało natychmiast wyjaśnić; na szczęście w tej sprawie premier nie zabrał głosu.

Jestem za tym, żeby premier wykazywał pozytywną energię, był obecny, reagował, ale nie jako pierwszy, żeby się natychmiast nie tłumaczył, nie brał „na klatę” odpowiedzialności za wszystko. Lista grzechów i potknięć jest bowiem długa. Podmienione ciała ofiar katastrofy – to katastrofa sama w sobie, w tej sprawie wystąpienie premiera będzie konieczne. Ale nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że rząd powinien „na bieżąco” polemizować z teorią o zamachu.
O to tylko chodzi Kaczyńskiemu i Macierewiczowi, żeby ta sprawa nie schodziła z porządku dziennego. Taki cel ma też prowokacyjna wypowiedź Jacka Kurskiego, że czołowi politycy odpowiedzialni za katastrofę smoleńską i za „grę z Putinem” zanim ona nastąpiła, trafią na długie lata do więzienia. 

Rząd nie powinien dać się wciągnąć w kłótnię o Smoleńsk, bo władza odpowiada za priorytety, a te są dziś dla Polski inne. Co nie znaczy, że rząd musi milczeć w sprawie Smoleńska i oddawać pole opozycji. Czasami trzeba zorganizować konferencję prasową, wykład, seminarium, żeby prezentować poważne ustalenia prokuratury, komisji Millera, niezależnych specjalistów. Rządowi przydałyby się siły szybkiego reagowania i nieco pozytywnej energii.