Obama to jest to!

Jeśli chodzi o wybór Obama – Romney, to nie jestem bezstronny. Kibicuję temu pierwszemu. Być może Romney jest lepszym kandydatem, byłby (będzie?!) lepszym prezydentem, ale do mnie lepiej trafia Obama. Życiorysy tych dwóch ludzi są całkowicie odmienne, wymowne, można powiedzieć – symboliczne.

Mitt Romney reprezentuje Amerykę sytą i zadowolona (oczywiście, nie z Obalmy…), ma życiorys banalny, urodził się w rodzinie białego polityka, jego matka też zajmowała się polityką, był bardzo dobrym studentem, ukończył studia prawniczo – biznesowe w Harvard, zaczął pracować w biznesie, jest założycielem znanej firmy inwestycyjnej, z której się z czasem wycofał (sprzedał swoje udziały), został milionerem, jest oceniany na 100 -250 mln dolarów, jakimś cudem w ciągu ostatnich kilkunastu lat płacił podatek dochodowy w wysokości zaledwie 13 %, zna się na gospodarce, przeznacza duże sumy na  cele charytatywne, jest mormonem, w młodości spędził 2,5  roku jako misjonarz swojego kościoła we Francji, ma liczną rodzinę, po powrocie do Stanów zaczął się udzielać politycznie, przez jedną kadencję był gubernatorem stanu Massachusetts, od tamtego czasu ubiega się o stanowisko prezydenta i jest o krok od jego zdobycia. Jego program jest typowo konserwatywny – mniej rządu, mniej podatków, ludzie powinni sobie radzić sami (47 proc. Amerykanów to klienci państwa, nie chcą wziąć swojego losu we własne ręce), Ameryka powinna być silna i stanowcza.

Barack Obama jest zupełnie inny. Nie urodził się – jak mówią Amerykanie – ze srebrną łyżeczką w buzi. Urodził się na Hawajach, ojciec pochodził z Kenii, matka była biała, rodzice się rozwiedli, B.O. mieszkał przez pewien czas z matką w Indonezji, podobnie jak Romney ukończył w USA studia prawnicze, ale zamiast zakładać własny biznes i zarabiać pieniądze, działał  społecznie na rzecz najbiedniejszych i najsłabszych, najpierw Nowym Jorku, potem w Chicago, już jako pracownik kancelarii adwokackiej, z czasem zaangażował się w politykę, był senatorem stanowym i krajowym, a cztery lata temu został pierwszym w historii USA prezydentem, który  nie jest biały. (Jeśli Romney zostanie prezydentem to będzie pierwszym mormonem na tym stanowisku). Poglądy Obamy są centro-lewicowe, udało mu się – mimo wielu sprzeciwów – wprowadzić reformę w systemie ochrony zdrowia, jego kadencja przypadła na dramatyczny kryzys gospodarczy, w polityce zagranicznej odszedł od wyścigu zbrojeń, od  umacniania Pax Americana  na rzecz dogadywania się z Europą, Rosją, Chinami, Arabami, co zyskało mu pokojową nagrodę Nobla, ale i wielu przeciwników w USA, w Izraelu i w innych krajach (także w Polsce).

Tak widzę obu kandydatów. Sądzę, że Mitt Romney byłby nie  gorszym prezydentem republikańskim niż Nixon czy Bush senior lub junior, ale gdybym miał głos, to oddałbym go na Obamę. Zazdroszczę Ameryce, że ma prawdziwy wybór, podczas gdy my musimy czekać na wybory jeszcze trzy lata, w międzyczasie kłócąc się o trotyl i o to, kto powinien był być na pogrzebie.
Szczęśliwa Ameryka, że nie musi wybierać mniejszego zła, tylko większe dobro.