Chodzi o pieniądze

W ostatnich dniach głośno było o pieniądzach, zwłaszcza Zbigniewa Romaszewskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego.

Romaszewski, jeden z najbardziej  zasłużonych działaczy opozycji demokratycznej (Radio Solidarność, działalność interwencyjna w obronie prześladowanych), wygrał ostatnio w sądzie sprawę o odszkodowanie za straty poniesione przed 1989 r., takie jak więzienie, internowanie, utrata pracy, utrata zarobków, uszczerbek na zdrowiu i inne. Fakt, że były wieloletni senator, wicemarszałek Senatu, otrzymujący odpowiednią emeryturę, wystąpił do państwa polskiego o odszkodowanie, wywołał mieszane reakcje. „Należy mu się” – mówią jedni. „Tak, ale wielu innych żyje w gorszych warunkach, nagrodą powinna być wolna Polska” etc.

Moim zdaniem źle się stało, że wolna Polska nie rozwiązała tej sprawy systemowo. Zamiast pozostawiać tę sprawę sumieniu każdej poszkodowanej osoby, zamiast upokarzać je w sądach, trzeba było (może nadal jest) ustanowić rentę, lub odszkodowanie, przyznawane w zależności od poniesionych strat, przyznawaną być może z uwzględnieniem obecnych dochodów osób zainteresowanych. System obecny powoduje, że jedni dochodzą odszkodowań, podczas gdy inni dają do zrozumienia, że jest to nie w porządku. Gdyby była renta, część osób mogłaby jej po prostu nie pobierać. Obóz post-solidarnościowy widocznie nie chciał przyznawać sobie renty, pozostawiając to poszczególnym osobom, co za każdym razem budzi kontrowersje.

Sprawa druga, to zaskakująca ofensywa „Gazety Wyborczej” przeciw Kwaśniewskiemu. Najpierw artykuł o tym, że były prezydent jest na liście płac u Jana Kulczyka, potem artykuł o tym, że bierze pieniądze jako dekoracyjny doradca dyktatora Kazachstanu, wreszcie artykuł o okrucieństwach dyktatury Nazarbajewa. Co tydzień bomba. Każda z tych spraw oddzielnie zasługuje na dyskusję,  najlepiej z udziałem Kwaśniewskiego, który na razie milczy (chyba przebywa zagranicą). Ale najwięcej komentarzy wywołało postępowanie samej „Gazety Wyborczej”. Gdyby taka seria artykułów ukazała się w „Gazecie Polskiej”, „W sieci”, czy w dawnej „Rzeczpospolitej” – wszystko byłoby jasne. Tymczasem intencje „Wyborczej” i autorek (Dominika Wielowieyska i Agata Nowakowska) budzą rozmaite komentarze. Nikt nie wierzy w przypadek. Podobnie jak w sprawie sędziego Tulei nie sam  wyrok, ale kilka słów uzasadnienia wywołało najwięcej komentarzy, tak i w sprawie byłego prezydenta nie jego finanse, tylko kto, kiedy i dlaczego uderza na alarm, wywołuje najwięcej spekulacji.  O co chodzi „Wyborczej”?

Do mnie  najbardziej przemawiają trzy opinie: Sprawa istotnie jest wysoce dyskusyjna, cudze zarobki, zwłaszcza b. prezydenta, ludzi interesują, ludzie to czytają, konkurencja na rynku mediów drukowanych jest zabójcza, trzeba umacniać swoją wiarygodność, a przy okazji lewica dostanie po nosie.