Gorąca wiosna?

Spotkanie Oburzonych w historycznej sali BHP Stoczni Gdańskiej nie wywołało wielkiego wrażenia w mediach, których uwaga skupiona była głownie na papieżu Franciszku. Piotr Duda i Paweł Kukiz mają wielkie ambicje, ale inauguracji Franciszka przyćmić nie mogli. Mimo to rozwinęła się dyskusja, którą warto śledzić.

Po pierwsze, Platforma Oburzonych zgromadziła niezadowolonych na bardzo różnym tle, m.in. ruchomy czas pracy, płaca minimalna, 6-latki do szkół, służba zdrowia  etc. Łączy tych ludzi  niezadowolenie, ale to jeszcze mało, żeby stać się realną siłą. Łączy ich także przekonanie, że w istniejącym systemie politycznym nikt ich nie reprezentuje. Platforma Obywatelska jest raczej partią zadowolonych i ufnych, że będzie coraz lepiej. Prawo i Sprawiedliwość cieszy się poparciem części wykluczonych, ale od pewnego czasu hamuje swój wizerunek roszczeniowy, pokazując raczej konstruktywne myślenie prof. Glińskiego. Symptomatyczne, że w Gdańsku PiS był nieobecny, podobnie jak Radio Maryja. Ci aktorzy pojawią się zapewne 10 kwietnia, podczas zapowiedzianych demonstracji w rocznicę Smoleńska.

Platforma Oburzonych zgromadziła środowiska, które nie lgną także do opozycji lewicowej. SLD był co prawda przeciwny wydłużeniu wieku emerytalnego, a właściwie wieku pracy, do 67 lat (co jest jednym z powodów oburzenia), ale bardziej mu zależy na koalicji z Platformą niż na wchłonięciu oburzonych. Być może Leszek Miller zacznie bardziej akcentować potrzeby wykluczonych, ale trudno sobie wyobrazić sojusz oburzonych z Solidarności z Millerem i Oleksym. Z kolei Ruch Palikota jest zbyt ekstrawagancki obyczajowo dla oburzonych, wśród których w Sali BHP przeważali   ludzie starsi.

W sumie, oburzeni nie mieszczą się w obecnym systemie partyjnym. Paweł Kukiz namawia ich do odrzucenia tego systemu, poprzez jednomandatowe okręgi wyborcze. Moim zdaniem, Odrzuceni nie wdają się w subtelne i zawiłe różnice pomiędzy systemem wyborów proporcjonalnych, 1-mandatowych i mieszanych. Dla nich JOW-y to symbol odrzucenia partii politycznych, klasy rządzącej, obecnej elity. A jakie będą skutki takiej zmiany – to się nie liczy. JOW-y to ma być miotła, która wymiecie establishment ze stajni Augiasza.

Podobną rolę ma odegrać referendum. I znów, Oburzeni lekceważą negatywne skutki rządów referendalnych (np. referendum w sprawie obniżki podatków, czy zaostrzenia Kodeksu Karnego), gdyż widzą tylko jedno: referendum jako wyraz woli ludu, ominięcie Sejmu i partii politycznych. JOW-y i referenda pachną populizmem.

Zaletą ewentualnego ruchu oburzonych byłoby umocnienie pozycji ludzi pracy w stosunku do pracodawców. W Polsce „uzwiązkowienie” jest bardzo niskie, należy do najniższych w Europie, rządzą liberałowie, dla których co jest dobre dla wzrostu gospodarczego  to jest dobre dla ludzi pracy. Gdy tort będzie większy – to wszyscy na tym skorzystają. To prawda, z próżnego i Salomon nie naleje, ale chodzi o proporcje, o rozwarstwienie społeczne, różnice majątkowe, które w Polsce narastają, czego milionowe premie były niedawno dowodem. Wzrost płacy minimalnej nie wystarczy. Tutaj ruch oburzonych może odegrać ważną rolę. Skoro w Szwajcarii było możliwe referendum na rzecz ukrócenia najwyższych wynagrodzeń w spółkach, to może i w Polsce ktoś się nad tym zastanowi.

Na razie Piotr Duda będzie testował, na ile jego ruch jest trwały. Pierwsza próba – 26 marca na Śląsku, następna – 10 kwietnia, w rocznicę Smoleńska. Czeka nas gorąca wiosna.