Mieszanie bez cukru

Długo zapowiadana rekonstrukcja rządu nie wywołuje entuzjazmu. Dużo mieszania, a mało cukru. Termin jej przeprowadzenia świadczy o sprawczym i niekoniecznie dobrym wpływie mediów. O ile sam premier Tusk od dawna zapowiadał zmiany na listopad, o tyle media naciskały „szybciej, szybciej!”, bo potrzebowały plotek, krwi, żeru, ewentualnych kłótni. Media tak przeżuwały rekonstrukcję, aż ją zdewaluowały i ośmieszyły. Oczekiwania zostały tak zawyżone, że teraz można mówić o pewnym rozczarowaniu, góra porodziła mysz. Ja sam nie przywiązuję do zmian w rządzie większego znaczenia, nie poprawią pozycji Platformy ani premiera, a notowania są coraz gorsze.
Zalety rekonstrukcji to pewne odmłodzenie rządu ( PP. Szczurek i Trzaskowski to jak na ministrów młodzi ludzie), stawka na ludzi spoza partii (z wyjątkiem ministra Sportu – Biernata), dająca się przewidzieć jednomyślność, zgodna współpraca „starych i nowych” ministrów i subordynacja, utrzymanie kilku pań w rządzie, choć przydałoby się więcej. Minusy obecnej rekonstrukcji to brak indywidualności, brak osób o silnej pozycji, sytuacja „Tusk i długo, długo nic”, bo Radosław Sikorski nie angażuje się w politykę partyjną, buduje własną pozycję, a pani wicepremier Bieńkowska też nie zdradza temperamentu politycznego. W rezultacie mamy rząd bez faktycznego „numeru dwa”, Donald Tusk nie wychowuje delfina ani w Platformie ani w rządzie.
Spośród tych, którym premier podziękował, żal mi Jacka Rostowskiego i Joanny Muchy. Dlaczego odszedł Rostowski? Czy on sam miał już dość, czy premier uznał go za rosnące obciążenie? Albo jesteśmy zieloną wyspą i finanse publiczne zostały uratowane, budżet da się poprawić, a Rostowski mężnie stawał w obronie – to dlaczego odchodzi? Albo to wszystko lipa i trzeba było z ministrem finansów się rozstać. Sprawa jest niejasna.
W sprawie pani Joanny Muchy podzielam niesmak, a nawet oburzenie Janiny Paradowskiej (Poranek Radia TOK FM, 21 bm). Oczywiście, nikt pani Muchy nie zmuszał, żeby została ministrą, i to w dodatku sportu, ale skoro otrzymała taką propozycję, wycierpiała za stadion narodowy (nie przez nią zawiniony) i sprawowała się dobrze, to dlaczego ją zwalniać? Chyba tylko po to, żeby zrobić miejsce dla partyjnego barona, jakim jest Andrzej Biernat.
Kiedy patrzę na zbiorową fotografię nowej siódemki, to myślę: dobrze, że awansowano panią minister Bieńkowską, ale obciążenie jej dwoma połączonymi resortami to duże i nie wiem czy potrzebne ryzyko, myślę, że osiągnęła ona już pułap swoich kompetencji; panie Kluzik-Rostkowska i Lena Kolarska-Bobińska nie kojarzą się ze zmianą programową, może będą miały lepszą prasę niż ich poprzedniczki, ale rewelacji się nie spodziewam. Największa niewiadoma to Mateusz Szczurek – to może być rewelacja, ale czy da radę Balcerowiczowi i innym krytykom? Rafał Trzaskowski – to nominacja moim zdaniem ryzykowana. Ale pożyjemy – zobaczymy.
Na pewno cała ta operacja nie uratuje Platformy. Więcej wyjaśni sobotnie spotkanie partii rządzącej i dołującej.