Qui pro quo

Nowy Rok zaczyna się wesoło. Jarosław Kaczyński wygrał z Donaldem Tuskiem o pierś wyścig do telefonu premiera Davida Camerona. Lider PiS rozmawiał z Cameronem pół godziny wcześniej niż udało się to Tuskowi. Ciekawe, w jakim języku Kaczyński rozmawiał z angielskim premierem. Mam nadzieję, że nie wyciągnął argumentów w rodzaju udziału polskich lotników w bitwie o Anglię, ani Enigmy, złamania niemieckich szyfrów przez polskich wynalazców. Piętnując polskich imigrantów za nadużywanie brytyjskiej hojności socjalnej, premier Cameron wyrządził niedźwiedzią przysługę swojemu sojusznikowi – Prawu i Sprawiedliwości. Nie chcący PiS znalazł się w jednej partii europejskiej z brytyjskim ksenofobem. Tuskowi i Sikorskiemu jest to całkiem na rękę, chociaż wyborcy polscy chyba nie zdają sobie sprawy z tego qui pro quo. Nie dziwię się, że Cameron najpierw odebrał telefon od Kaczyńskiego, a potem zadzwonił do Tuska. Dla lidera PiS być w spółce z Cameronem to dzisiaj marny interes. Brytyjski premier musiał go uspokoić.
Marnym interesem okazała się również polityczna adopcja agenta Kaczmarka – gwiazdy CBA, kiedy na jego czele stał Mariusz Kamiński, dziś wiceprzewodniczący PiS. Agent Tomek tak nadaje się do parlamentu, jak Ryszard Kalisz do baletu. Pajac, który rozebrany do pasa fotografuje się z walizką państwowych pieniędzy, szpanuje w porsche i trafia do ludzi z agencji towarzyskiej – taki „polityk” w Sejmie? Czy to ma być to słynne „wzmożenie moralne”? Kpina z Sejmu czy raczej kolejne qui pro quo?
A ataki na Jurka Owsiaka i Wielką Orkiestrę – czyż to nie jest nieporozumienie? Człowiek stworzył ruch jedyny w swoim rodzaju. Wciągnął do akcji tysiące młodych ludzi. Zbiera pieniądze na szlachetny cel. Zamiast namawiać innych, żeby poszli śladami Owsiaka i tworzyli nowe inicjatywy, lub wspierali Orkiestrę, prawicowi publicyści, PP. Ziemkiewicz, Warzecha, Skwieciński i inni, co roku wybrzydzają: że Owsiak demoralizuje („róbta co cheta”), że zaprasza nie tych, co trzeba, że piecze własną pieczeń, że jest polityczny, że korzysta z pomocy państwa i Bóg wie co jeszcze. Ta nagonka potwierdza to, co powiedział Churchill: Dla Polaków można zrobić dużo, z Polakami – nic.
No i wreszcie walka z pijanymi kierowcami. Jeszcze Donald Tusk nie skończył przedstawiać propozycji rządu, a już rozległy się kpiny. Ryszard Kalisz, prawnik, skrytykował zbyt surowe propozycje. Np. mąż zawozi w pośpiechu żonę do porodu – jak można go karać za brak dowodu rejestracyjnego? Inny ekspert mówi, że przepisy już są, nie ma co ich zaostrzać, trzeba je egzekwować. Wszyscy mówią, że trzeba edukować, że to jest najważniejsze. No, i że alkomat w każdym samochodzie to śmieszne, kosztowne i niepotrzebne, bo każdy wie, kiedy pił, kto na tym zarobi, komu to służy? Pomysł z alkomatem rzeczywiście wątpliwy, ale jeden tylko b. premier Cimoszewicz powiedział, że pozostałe
propozycje są sensowne. W Polsce panuje moda, żeby każdą, choćby słuszną inicjatywę – Owsiaka,Tuska, Ixa czy Ygreka – obśmiać. Czy rząd mógł wcześniej rozwinąć tę kampanię? – Mógł, ale lepiej później niż wcale. Każdą inicjatywę, np. 6-latki do szkoły, można w ten sposób zdyskredytować. „Trzeba było wcześniej””. Inna sprawa, że na tym polega demokracja – każdą inicjatywę brać pod światło i narzekać. Idealny ustrój dla malkontentów i dla mediów.