Odłamki wspomnień

O Powstaniu Warszawskim napisano tak wiele, że nie mam nic do dodania, tylko fragmenty nowej, świetnej książki Emila Marata i Michała Wójcika, „Made in Poland”. To rozmowa z jednym z ostatnich żołnierzy Kedywu AK, Stanisławem Likiernikiem (Wydawnictwo Wielka Litera).

Niżej fragment.


O LIKIERNIKU:

Stwierdzam, jako były przełożony, że ob. Stanisław Likiernik, pseudonim „Staszek”, był żołnierzem Polski Podziemnej, ZWZ-AK. Powinność swą pełnił w Kedywie Okręgu Warszawa (…), dowodzonym przez Stanisława Sosabowskiego. Brał udział z bronią w ręku prawie we wszystkich akcjach bojowych tego oddziału (…), w wysadzaniu pociągów, likwidacji osób skazanych przez Sąd Delegatury, przez wyroki AK. Uczestnik Powstania Warszawskiego: czynny udział w walkach – ranny. (…) Wzorowy, karny, oddany. Odznaczony przez gen. „Montera” Virtuti Militari V Klasy.

Gdyby nie padł rozkaz rozpoczęcia walk 1 sierpnia, poszlibyście walczyć spontanicznie? To jeden z argumentów za tym, że powstanie musiało wybuchnąć?
Skąd! Nie wierzę, żeby wybuchło spontanicznie. Właśnie dlatego, że byliśmy żołnierzami. Nikt by bez rozkazu nie rozpoczął powstania. To zbyt poważna sprawa. (…)

Nic wam się nie stało?
Jak się akcja udawała, to człowiek był szczęśliwy, że mógł się wyładować i przestawał być niewolnikiem. Przypuszczam, że Żydzi, którzy brali udział w powstaniu w getcie, wiedzieli, że zginą, ale czuli, że przestali być niewolnikami. Nie zdajecie sobie sprawy, jakie to było uczucie – przestać być zwierzyną łowną i zamienić się w polującego. I kiedy udało się odwrócić role i zapolować na Niemców, to było uczucie nieporównywalne z niczym. (…) Po zdobyciu Stawek poszliśmy na Wolę. Ten entuzjazm mieszkańców Woli był niesamowity, prości ludzie przynosili nam jakieś konfitury z buraków, chleb, co tylko mieli… I wszyscy ci ludzie zostali zastrzeleni kilka dni później. To było okropne. Tam się działy dantejskie sceny… To było ludobójstwo. Rzeź. Pamiętam to poczucie wspólnoty: nareszcie jest polskie wojsko, nareszcie będzie wolność. (…) Pamiętam natomiast ludność cywilną w piwnicach na Starym Mieście w późniejszych tygodniach. Starałem się nie schodzić do piwnic, aby tego nie słyszeć: wariaci, durnie, szaleńcy, coście najlepszego zrobili?

Znany publicysta historyczny…
Nie przepadam za historykami takimi, którzy zadają mi pytanie: czy powstanie było zwycięstwem czy klęską? Odpowiadam: No chyba nikt nie powie, że to jest zwycięstwo. On na to: Ho, ho, ho, to wcale nie takie pewne. Ja: To dla mnie jest klęska, przegrana. On: Przecież to było „moralne zwycięstwo”. Ja: Nie wiem, co to jest moralne zwycięstwo, ale wiem, że zginęło dwieście tysięcy ludzi, wiem, że miasto zostało zniszczone. Jeżeli to jest zwycięstwo, to nie potrafię odróżnić zwycięstwa od klęski i chyba trzeba zmienić znaczenie słów.

Zajmował się Pan polityką w czasie okupacji?
Skąd ! (…) Pamiętam tylko, że kilka dni przed wybuchem powstania spotkałem się na Żoliborzu z Bratnym. I Bratny wtedy powiedział, że jeśli powstanie wybuchnie, to Stalin zostawi nas bez pomocy. Ja mu na to, że przecież nasi dowódcy też to wiedzą i powstanie musi być zsynchronizowane z działaniami Armii Czerwonej. Okazało się, że nasi dowódcy chcieli dać ‘prezent’ Stalinowi, i zrobili, bo Niemcy za niego wykonali czarną robotę, zniszczyli tysiące młodych, bojowych ludzi.

Jak by Pan dzisiaj nazwał decyzję o wywołaniu powstania?
Nie wiem.

Zbrodnia?
Nie wiem.

Obłęd?
Nie wiem. Zakładam, że nasi dowódcy byli uczciwi. Może byli głupi, stuknięci, tak jak Okulicki, ale byli szczerymi patriotami. W rezultacie powstanie okazało się w jakimś sensie zbrodnią, bo nie mieliśmy żadnych szans. To na pewno była katastrofa i tragedia. Na pewno była to głupota, podyktowana ‘wishful thinking’: my chcemy powstania i skoro nie mamy broni, to weźmiemy ją sobie od Niemców. Okazało się jednak, że Niemcy nie chcieli nam jej dać ani nawet pożyczyć.

W konspiracji było oczywiste, że powstanie będzie, gdy tylko pojawi się jakaś możliwość.
… Dla nich to było najważniejsze przeżycie. Nie tylko z konspiracji, ale z całego ich życia. I nic dziwnego, że oni i ich dzieci, wnuki do dziś będą utrzymywać, że powstanie to coś dobrego.

… Rekonstruktorzy? Co pan o tym sądzi?
Absurdalne.

Dlaczego?
Granie powstania, udawanie wojny na ulicy, to bieganie z karabinami na oczach publiczności, która zjada hamburgery, to bzdura absolutna…

Przecież to dziś podtrzymuje waszą legendę…
Kochani, co to ma za sens przebieranie się… Jak mam się przebrać, to wolę od razu za Napoleona, a nie za jakiegoś pętaka z Kedywu, takiego jak ja.


Zachęcam Blogowiczów: nie polegajcie na moim doborze odłamków, przeczytajcie całą tę bombę. Ja sam 1 sierpnia w godzinie W – gdziekolwiek będę – zatrzymam się na 70 sekund, bo powstanie miało dwa aspekty: bohaterskiego zrywu wolności i fatum klęski, za którą nie odpowiadają ofiary, tylko decydenci.